Site Overlay

Opowieść o pewnym Cieniu – roz. VIII „Duchy”

Kolejne dni nie wyróżniały się niczym szczególnym dla Domasławy.  Na jej głowie pojawiło się wiele nowych spraw, którymi musiała się zająć. Ogarnianie zrujnowanego mieszkania wymagało od niej dużo wysiłku i cierpliwości, jeśli chodziło o szukanie nowych mebli. Musiała odwiedzić trzy szroty meblarskie, aby skompletować nowe meble do salonu i kuchni, a i tak nie ominęła jej wizyta w MediaExpert, aby kupić jakiś telewizor na raty. Nie było jej to w smak, ale jakiś dostęp do wiadomości musiała mieć, skoro zrezygnowała z abonamentu. Na szczęście w piwnicy miała jeszcze worek zaprawy tynkarskiej i parę puszek farby z poprzedniego remontu, jaki zrobiła razem z matką. Chociaż musiała spędzić kilka chwil na YouTube, podpinając się do WiFi sąsiadki, sprawdzając jak poprawnie wyrobić zaprawę oraz załatać kilka dziur w ścianie. Nie wyglądało to idealnie, ale wystarczająco dla niewprawnego oka.  

Opieka nad Cieniem nie była trudna. Jego rany naprawdę szybko się leczyły jak również nie widziała oznak zapalenia. Uznała, że mężczyzna w ciągu kilku dni będzie w pełni sił, chociaż upierał się, że już teraz wszystko jest w porządku. Cóż położył się grzecznie na kanapie, gdy szwy na jego ranie pękły. Po dość wymownym ściągnięciu brwi przez Domę, Cień zgodził się poleżeć jeszcze parę dni. Kobiecie naprawdę ciężko było się zwracać do mężczyzny „Cień”. Jakoś tak nienaturalnie, ale on nie chciał innego imienia jeśli można to tak określić. Wolał swoje własne, jeśli istniała szansa, że je sobie przypomni.  

Kwestia jego amnezji wisiała między nimi, nieporuszana przez żadną ze stron. Kobieta czuła, że jest to dość drażliwy temat, patrząc po ostatnim ataku paniki mężczyzny. Te strzępki wspomnieć, jakie posiadał, wprawiały go w taki stan, w jakim nie chciała go ponownie widzieć. Nie miała za dużej wiedzy jak pracować z traumą. Nie chciała namieszać facetowi w głowie, ale i tak zaaferowała mu pomoc w formie wysłuchania. Może by to za wiele nie pomogło, ale zawsze lżej jest, jak dzielisz się swoim ciężarem z innymi. Wypowiedziane lęki łatwiej okiełznać. Gdyby tylko sama potrafiła posłuchać swojej rady.

Domasława westchnęła ciężko, odkładając naczynia do zlewu.  

– Wszystko w porządku? 

Kobieta odwróciła się w stronę salonu. Cień leżał na kanapie, otoczony poduszkami oraz kocami. Przyglądał się jej, marszcząc brwi. Doma uśmiechnęła się. 

– Tak, jest okey — powiedziała, wracając do pracy. 

Odkręciła wodę, pozwalając ściekać jej po rękach. Jej myśli nie były jego problemem. To, co teraz działo się w jej głowie, od odejścia tego potwora sprawiało, że czuła się naprawdę dziwnie. Nie zauważyła tego wcześniej i nawet jeśli zajęło jej kilka dni, zrozumienie tego to, że jej myśli stały się czyste. Jakby zdjęto z niej wielki ciężar, który nie pozwalał się skupić. Dostrzec innych rzeczy poza gniewem, jaki toczył jej myśli. Zagłębiał się jak chwast, oplatał każdą jej myśl. Zmieniał kierunek, aby myślała tylko o jednym. Zauważyła to dopiero, gdy się go pozbyła. Demon miał na nią tak wielki wpływ, a ona tego nie widziała. Nie czuła, aby coś złego się z nią działo. Tylko że to nie było w porządku. Bez tego gniewu czuła się specyficznie. Niby przyniosło jej to ulgę. Oczyściło myśli, ale dalej odnosiła wrażenie jakby dalej były zagmatwane tylko w inny sposób. Nie potrafiła określić nowych uczuć, jakie nią targały, ale po części czuła się pusta. Obdarta nie tylko z bezpieczeństwa, ale też z własnych emocji. Cień zapewniał ją, że teraz jest wolna od demonów, ale czy to, co czuła obecnie nie było jakimś pokłosiem jego działań?  

Może demon tak namieszał w jej głowie, że emocje, które mogła uznać za własne, już nimi nie są?  

Naprawdę chciałaby z kimś o tym porozmawiać. Samej zrzucić, chociaż ułamek tego mętliku, jaki ma w swojej głowie. Tylko to, co się działo było zbyt dziwne, aby porozmawiać o tym z przyjaciółmi. Naprawdę nie chciała ich stracić, gdyby zaczęła nawijać o tych wszystkich dziwactwach związanych z byciem wiedźmą i gównem, jakie się stało kilka dni temu.  

Czuła jak woda przelewała się jej przez palce. Wzięła gąbkę i zaczęła czyścić talerze. Tak bardzo chciała, aby te myśli odeszły. Po prostu zostawiły ją w spokoju. Nie potrzebowała ich teraz. Chciała, tylko aby jej matka przy niej była. Jej ramiona się napięły. Nie zwróciła uwagi jak jej oczy zaczęły się szklić. Z jaką siłą szorowała trzymany w dłoni talerz.  

Cień to widział. Obserwował ją znad książki. Jej odpowiedź go nie zadowoliła, ale kim był, aby pomóc jej pogodzić się ze stratą. Praktycznie się nie znali, a jednak zawarli coś w rodzaju sojuszu. Sprawa z tymi maziowatymi potworami była poważniejsza niż przypuszczał. Nigdy nie sądził, że sam da im wszystkim radę, ale też nie myślał o tym, że mogą istnieć wiedźmy czy inni, którzy mogą lepiej zająć się tym problemem. Pobieżnie udało im się uzgodnić, że gdy Cień wydobrzeje spróbują przywołać duchy i zasięgnąć od nich rady. Jeśli to się nie powiedzie dopiero wtedy mieli udać się do covenu.  

Domasława była temu bardzo niechętna. Nie miała dobrego kontaktu z nimi, od kiedy sama przestała praktykować magię. W teorii nie powinna się nawet mieszać w żadne sprawy związane z magią, bestiami czy innymi dziwactwami. Mogła zostać za to ukarana, chociaż i tak może czekać ją kara za wprowadzenie nieznajomego do ich świata. Gorzej być nie mogło, więc wolała przed wystawieniem się na łaskę covenu przywołać duchy. Jak już ją mają  karać to niech będzie też i za to. Może spojrzą na nią bardziej łaskawym okiem jeśli sama się zgłosi?  

Skończyła myć naczynia. Zakręciła wodę, a potem odłożyła naczynia na suszarkę. Miała przed sobą jeszcze parę dni pracy, aby poprawnie przygotować się do przyzwania duchów. Lepsze zabezpieczenia by też nie zaszkodziły. Dobrze, że piętro niżej miała sklep ezoteryczny, a w nim wszystkie potrzebne składniki. Domasława nie zwróciła na to wcześniej uwagi, ale jej matka musiała zaopatrywać coven w różne zioła i kamienie, jak i nie tylko patrząc po zapieczętowanych kufrach w piwnicy. Dziwne było dla niej to, że jeszcze żaden przedstawiciel covenu się po nie nie zgłosił. Cóż nie było jej sprawą mieszać się w to. Widocznie nie było tam nic ważnego ani w obecnej chwili przydatnego dla nich. Wyszła z założenia, że jeśli by czegoś chcieli to by się po to pofatygowali.  

Z tą myślą opuściła Cienia, udając się do piwnicy w poszukiwaniu potrzebnych składników.  

… 

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – zapytał Cień, spoglądając na kobietę.  

Domasława siedziała na ziemi, a przed nią leżała tablica ouija. W salonie ponownie rozstawione zostały świece oraz kadzidła. Zapach szałwii był przytłaczający nawet dla Domasławy, która wychowała się w otoczeniu suszonych ziół. Dodatkowo wyrysowała kredą na każdej ścianie symbole ochronne. Co prawda lepiej by było jakby je namalowała i pozwoliła wyschnąć dla lepszej trwałości, ale nie miała już więcej farby. Utworzyła również krąg soli wokół tablicy oraz każdej szpary w jej mieszkaniu. Żaden duch stąd nie wyjdzie i żadna astralna istota nie powinna tutaj wejść. Przynajmniej taką nadzieję miała Doma, zerkając jeszcze na niepewne linie, jakie zrobiła na ścianach. Wszystkie okna były zasłonięte, aby żadne światło księżyca nie wpadło do pokoju. 

  – A mamy inny wybór? – odparła kobieta. Mężczyzna milczał. Sława prychnęła, zamykając oczy. Pozycja kwiatu lotosu nie była dla niej zbyt wygodna. Chciała to skończyć jak najszybciej. Wzięła głęboki wdech, oczyszczając swój umysł z negatywnych emocji. – Tak myślałam.   

Cieniowi nie bardzo podobała się ta cała sprawa z przywoływaniem duchów. Z tego co zrozumiał duchy i te demony to rodzaje istot astralnych. Skąd mogła wiedzieć, że za chwilę sama jakieś potwora nie przywoła?  

Mimo obaw musiał jej też przyznać rację. Nie mieli innej możliwości. Jego polowania na te demony nie dawały mu wielu informacji jeśli w ogóle jakieś. Miał szczęście, że w tym całym chaosie, jakim ostatnio było jego życie natrafił akurat na wiedźmę. Widział, że kobieta posiada wiedzę oraz zajęła się nim. Nie miał powodu, aby jej nie ufać. Miał wobec niej dług, który chciał spłacić. Ochrona jej była jednym ze sposobów jego spłacenia. Miał również nikłą nadzieję, że może i jemu duchy udzielą odpowiedzi, których pragnie.  

Przyjrzał się kobiecie. Czuł jak jej  aura przybiera na sile. Jak jakaś energia roztacza się po pokoju wypełniając go. Nie wiedział, że Doma gromadziła swoją magię, wzmacniając ją kadzidłami, jakie rozstawiła po pokoju.  Pozwalała jej zgromadzić się w swoim ciele, a następnie otoczyć ją. Świece i kadzidła swoimi właściwościami pomagały oczyścić jej myśli i ukierunkować magię. Były to stare sztuczki czarownic. Na szczęście Doma miała je wszystkie zapisane w starym dzienniku. Wzięła głęboki wdech. Uznała, że już wystarczająco oczyściła umysł. Aura, jaka panowała przepełniała ją spokojem. Dziwnym uczuciem ulgi, które rozjaśniało jej umysł. Nie doskwierała jej już niewygodna pozycja. Wszystko było gotowe.  

  – Czyśćcowe duszyczki, w bliskiej tego domostwu stronie. Przybądźcie na me wyzwanie. Pomóżcie mi, odnaleźć odpowiedź na nurtujące pytanie — wyrecytowała kobieta.  

– Dziady? 

– A jak myślisz, dlaczego Mickiewicz znał tę formułkę? – burknęła Doma, starając się nie wypaść z transu. Utrzymanie takiego skupienia było trudniejsze niż zapamiętała.  

Cień uznał, że lepiej nie będzie jej już więcej przerywać. Chociaż jej delikatna sugestia, że poeta parał się magią była dość niespodziewana.   

Chwilę potem przez pomieszczenie przeszedł zimny podmuch. Ognie świec lekko przygasły, a po pokoju rozszedł się specyficzny zapach, którego Cień nie potrafił opisać. Delikatna nuta, która przebijała się przez zapach kadzideł.   

  – Zaczęło się — stwierdziła kobieta, prostując się. 

Doma nie chciała pokazać, że miała jakieś obawy co do tego przywoływania duchów. Dawno tego nie robiła i nie była pewna, jakie duchy przyzwie. Sama tablica też nie była dobrym łącznikiem z Nawią, Jednak nie miała pod ręką poświęconej figurki Welesa, czy gałązki Dębu jak również nie mogła znaleźć run, jakimi miałaby zastąpić tablicę.  Pokrzepiała ją myśl, że jest z nią Cień. Ostatnio poradził sobie z tamtym stworem, z pomniejszymi demonami albo złośliwymi duchami też nie powinien mieć problemu.  

Poczuła jak chłodny podmuch otoczył ją. Kątem oka zauważyła jak Cień napiął się. Widocznie nie bardzo ufał duszom, które miały przybyć. Podmuch zmienił się w mgłę, która obiegła pokój, zatrzymując się nad tablicą w kręgu soli.  Z mgły wyłoniły się trzy duchy.  

Domasława bacznie się im przyglądała. W głębi serca liczyła, że jedną z nich będzie jej matka. Wiele by jej to zaoszczędziło czasu, a przy okazji mogłaby ją przeprosić. Od jej śmierci czuła ciężar w swoim sercu na każde wspomnienie ich ostatniej rozmowy.  

Tylko im bardziej wyraźne były duchy tym nadzieja coraz bardziej odchodziła.  

Pierwszym duchem był siedemdziesięcioparoletni starszy pan. Jego postać nie była wyraźna. Jakby zza zamglonej szyby, jednak Doma go poznała. Kiedyś widywała go bardzo często.  

Mikołaj. Zmarł wiele lat temu. Za życia był częstym klientem sklepu. Mikołaj bardzo zaprzyjaźnił się z matką Domasławy. Traktował ją jak własną córkę, a Domę jak wnuczkę od kiedy został wdowcem, a jego dzieci przeprowadziły się na drugi koniec kraju. Nie miał tutaj rodziny. Zawsze powtarzał, że matka Domy, przypomina mu jego córkę. Przychodził prawie codziennie. Czasami coś kupował, a innym razem zostawał na kawę. Doma lekko uśmiechnęła się, przypominając sobie jak mała dziewczynka siadała Mikołajowi na kolanach, a on opowiadał jej o swojej młodości. Nazywała go dziadkiem Mikołajem.  

Drugą zjawą był kilkuletni chłopiec. Domasława nie znała go za życia. Jedynie słyszała o nim od swojej matki. Zginął kilka lat temu. Przechodził przez pasy niedaleko sklepu. Potrącił go kierowca, który zasnął za kierownicą. Matka Domy zadzwoniła po karetkę, jednak chłopczyk zmarł przed jej przybyciem. Jej matka od tamtego czasu zapalała świeczkę przy jednym ze słupków, aby chłopiec odnalazł spokój. Zawsze mówiła, że od tamtego czasu chłopiec tam czeka. Stoi przy słupku, przed przejściem i czeka na swoją mamę. Powiedziała jej kiedyś jak miał na imię. Karol? Kamil? Nie pamiętała dokładnie. To było coś na K.  

Trzecią zjawą była kobieta, po której Domasława ma imię. Siostra jej matki. Ciotka Domasława.  Doma nigdy jej nie poznała. Kobieta zmarła z powodu przedawkowania w wieku dwudziestu paru lat. Doma niewiele wiedziała o swojej ciotce. Tylko tyle ile powiedziała jej matka. Zwykle to były dobre rzeczy. Podobno była dobrą kobietą, która wpadła w złe towarzystwo. Domasława czasami odnosiła wrażenie, że jej matka obwiniała się za śmierć siostry.  

Duch ciotki nawiedzał matkę Domy od wielu lat. Stała się złośliwym duchem, który czasami psocił w domu. Zbijała szklanki, zrzucała książki. Przez nią Doma w dzieciństwie często spała przy zapalonej lamce nocnej. Nie rozumiała jak jej matka mogła każdego wieczoru przed snem rozmawiać ze swoją siostrą, która uporczywie im dokuczała. Dowiedziała się tego przez przypadek jak szła pewnej nocy po szklankę wody, zauważyła uchylone drzwi sypialni jej matki. Chociaż przez te lata złośliwe wybryki jej ciotki zmalały na intensywności, a po odejściu matki Domy kompletnie zniknęły. Domasława jakoś wcześniej o tym nie pomyślała. Nie bardzo rozumiała jak jej ciotka mogła się tu znaleźć. Zdawało jej się, że logiczne będzie to, że siostry razem pójdą do Nawii.   

Domasława spojrzała po zjawach. Z bólem w sercu, opuściła na chwilę wzrok. Żałowała, że nie ma tu jej matki. Bolało ją to. Nie mogła się nawet pożegnać, przeprosić. Wzięła głęboki wdech, ponownie oczyszczając umysł z bolesnych myśli. Naprawdę nie mogła pozwolić dać porwać się emocjom. Nie w trakcie przywoływania duchów. Jeszcze opętania jej brakowało. Przyzwała duchy, które miały jej pomóc. Musiała się skupić na bieżącym zadaniu.  

  – Duchy, czy możecie pomóc — zaczęła kobieta. – Chciałabym poznać przeszłość Cienia oraz — niestety nie mogła dokończyć pytania.  

  – Z innego powodu nas wezwałaś — odparł Mikołaj, nachylając się w stronę Domasławy. 

– Pragniesz odnaleźć tego, co wszystko ci odebrał — odrzekła bezemocjonalnie ciotka, nawet nie patrząc na Domasławę. 

Domasława spojrzała na duchy lekko zaskoczona. Nie spodziewała się od nich takiej reakcji. Czyżby tak łatwo można było ją przejrzeć? Starała się. Pozbyła się wszystkich emocji, nie powinni wiedzieć jak się czuje. Czego naprawdę chce.  Tylko że kobieta zapomniała, że dusze zmarłych wiedzą i widzą więcej niż ludzie. Potrafią przejrzeć kłamstwa i zajrzeć w ludzkie dusze. Rytuał oczyszczenia pozwala jedynie zapobiec opętaniu, a nie ukryciu prawdziwych motywów.  

 Chwilę Domie zajęło, aby się odezwać. Musiała być ostrożna.  

  – Tak, ale…

Domasława zapomniała jak bardzo duchy potrafiły być przenikliwe. Ich odpowiedzi nie zawsze były tym, czym chcieli wzywający, ale tym, czym potrzebowali. Rzadko się to pokrywało.  

   – Ona znalazła spokój — powiedział spokojnie Mikołaj, prostując się. – Nie cierpi. – Kobieta była skołowana. Wpatrywała się przez moment w ducha nie rozumiejąc znaczenia jego słów. Gdy je pojęła wyprostowała się, marszcząc usta w wąską linię. Nie potrafiła spojrzeć na duchy. – Ona cię nie wini. Chce, żebyś poszła dalej.  

Potrząsnęła głową. Miała zadać swoje pytania. Postępować według planu. Wzięła głęboki wdech.  

   – Takie trzymanie się jej nic ci nie da! – wtrącił się chłopiec, klękając przy kobiecie. – Od mojej śmierci widziałem mamę codziennie na tamtym skrzyżowaniu — Każde jego słowo przepełnione było żalem. Wylewał się z nich smutek, który przebijał się do serca Domy. . – Zawsze płakała. Chodziła taka smutna!  Nie uśmiechała się już! – jego głos zadrżał. Wziął głęboki wdech. Jego głos już nie drżał. Był dziwnie spokojny. – Ona… 

Nagle Domosława nakreśliła krąg w powietrzu, przekreślając go. Gdy tylko to zrobiła duch chłopca rozpłynął się w powietrzu. Nie chciała go dłużej słuchać. Nie pozwoliła mu nawet dokończyć. Zignorowała formujący się w jej żołądku supeł.  

– Macie odpowiadać na moje pytania — powiedziała wpatrując się w dwa pozostałe duchy.  Starszy spojrzał na kobietę, marszcząc lekko brwi. W jego oczach pojawiło się coś, co jeszcze bardziej zdenerwowało Domę. Jego również odpędziła. – Ty też będziesz prawić mi morały? – dodała, gotowa nakreślić trzeci krąg. Miała dość tego, że duchy plotą i nie chcą udzielić jej tego czego chce.  

Ciotka spojrzała na nią, odrywając wzrok od swoich paznokci. Zdawała się nic sobie nie robić z niemej groźby Domasławy czy odesłania pozostałych duchów.  

– Skarbie, moja siostra nie zdołała mnie przepędzić, a co dopiero taki podrostek jak ty — stwierdziła, uśmiechając się lekko. Nachyliła się w stronę Domy. – Zwykłe runy, czy marny krąg z soli raczej na niewiele ci się zda. – Duch niebezpiecznie zbliżał się do kobiety, przekraczając linie z soli. Doma chciała się wycofać, ale jej ciotka ją powstrzymała. – W szczególności tak nieudolne — Gdy tylko przezroczyste ręce dotknęły jej ciała, miała wrażenie jakby ktoś włożył ją do wanny pełnej lodu. Mięśnie spięły się, sprawiając, że Doma wzdrygnęła się jakby przez jej ciało przeszły spazmy. Cień chciał je rozdzielić, ale nie mógł się poruszyć. Poczuł przeszywający ból w stopach. Jakby ktoś wpijał mu w nie gwoździe. Może z zaskoczenia, albo z bólu, aż upadł na kolana. Zerknął na swoje stopy. Nic tam nie było. – Myślisz, że o tobie zapomniałam?  

Ciotka odwróciła się w jego stronę z nienaturalnie wielkim uśmiechem, szczerząc wszystkie swoje zęby. Jej oczy były całe białe. W tym co widział Cień było coś niepokojącego, niebezpiecznego. Pożałował, że dał się namówić na przywoływanie duchów  jeśli wiedział, że istnieje takie ryzyko.  

– Ł-łaczy nas-s k-krew – wyjąkała Doma, a z jej ust wychodziły obłogi pary.  

Zwróciła tym uwagę poltergeista. Głowa ciotki, obróciła się w jej stronę bardzo powoli. Tym razem jej oczy zaszły czernią, a wokół oczy pojawiły się czarne żyłki. Wolno otworzyła paszczę, a jej zęby wydłużały się, przypominając kły.  

Mimo ogarniającego Domasławę chłodu, które przenikał ją, aż do kości poczuła jak robi jej się gorąco. Słyszała bicie własnego serca, która zdawało się walić coraz głośniej. Dziwny ciężar narastał na jej płucach, coraz bardziej utrudniając jej oddychanie. Wiele wysiłku kosztowało ją wykrztuszenie tych paru słów. 

– N-nie m-możesz… 

Cień próbował się wyrwać. Stanąć między Domą a duchem, czy czymkolwiek to coś się stawało. Ale im bardziej starał się wyrwać, tym większy ból czuł.  

– Nie przerywaj nam – z gardła ducha wydobył się charczący głos. Cień napotkał jej wzrok. Taki pusty, przepełniony ciemnością taką samą jak widział u tamtych potworów. Co oni widzieli? – A ty? – z powrotem zwróciła się do swojej siostrzenicy. – Masz go znaleźć — Każde słowo brzmiało jakby nie wychodziło z jej ust, a jakby z jej wnętrza. Jakby coś jeszcze mówiło. – Powinien zapłacić za przelanie naszej krwi. 

Domasława pierwszy raz pożałowała, że wpadła na tak głupi pomysł. Działo się coś złego. Z każdym słowem, jakie wymieniła jej ciotka jej ciało zmieniało się. Stawało się czarne, jakby zrobione z mazi. Słowa były coraz mniej zrozumiałe, a bardziej brzmiały jak warkot.  

– Masz go zabić — To były ostatnie słowa, jakie Doma i Cień zrozumieli, zanim ujrzeli przed sobą maziowatego potwora.  

Jego pazury zaczęły wbijać się w ramiona kobiety, a ślina skapywała jej na twarz. Nawet jeśli by jej nie trzymał Doma i tak nie mogłaby się ruszyć. Nigdy w życiu nie była tak przerażona. Bezradna. Nic nie przychodziło jej do głowy.  

Potem jej wzrok się zamazał, a po pomieszczeniu rozległ się donośny ryk. Uścisk jaki czuła zelżał. Zamrugała kilka razy, starając się odpędzić napływające do jej oczu łzy. Demon leżał na ziemi z przebitym torsem. Doma jeszcze dostrzegła znikające kolce, które łączyły się z Cieniem.  

Mężczyzna coś mówił, ale Doma go nie słyszała.  

– Co?  

– Krwawisz – powiedział niepewnym głosem, podchodząc do kobiety. Dopiero wtedy gdy ukląkł przy niej Doma zauważyła strużki krwi ściekające na podłogę. – Muszę to opatrzyć – dodał Cień, obrywając kawałek swojego płaszcza.  

Mówił coś jeszcze do Domasławy, ale ona go nie słuchała. Wpatrywała się w szczątki leżącego przed nią potwora. Runy, sól czy kadzidła na nic się zdały. Nie wiedziała, że te demony czy czymkolwiek to było to spaczone duchy. Nigdy nie słyszała o czymś takim. O poltergeistach, czy duchach takich jak Mary albo Ciche wiedziała, ale one zmieniały się w czasie swojej śmierci. Nigdy nie słyszała o duchach, które przeobrażały się. Nie w taki sposób.  

– Chyba będziemy musieli udać się do covenu – powiedziała słabo, nie mogąc odwrócić wzroku od roztapiających się zwłok.  

Cień tylko spojrzał na nią, zaciskając usta w wąską linię. To co się stało stawiało tą całą sytuację w zupełnie innym świetle. Mężczyzna wstał ,gdy tylko prowizorycznie opatrzył Domę. Przyjrzał się leżącej na ziemi tabliczce Ouija oraz rozsypanej soli.  

– Powinnaś to zobaczyć 

Doma zerknęła na to co patrzył Cień. Nie było już kręgów soli. Była twarz mężczyzny.  

Chyba jednak ciotka zostawiła mi jakąś podpowiedź, przemknęło Domie przez myśl, gdy wciągnęła telefon i sfotografowała twarz.   

2 thoughts on “Opowieść o pewnym Cieniu – roz. VIII „Duchy”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 Cień Pisarza. All Rights Reserved. | Catch Vogue by Catch Themes