Spotykasz Sans’a na Posterunku w Waterfall. Szkielet huśta się na krześle, wygląda jakby się nudził. Gdy podchodzisz bliżej niego, zauważa cię. Wita cię przyjazny uśmiech szkieleta.
Sans oparł się o blat, podpierając głowę jedną ręką.
– Cześć, dzieciaku.
Postanawiasz przywitać się ze szkieletem. Pytasz się go, co tutaj robi. Myślałxś, że swój posterunek ma w lesie Snowdin. Nie spodziewałeś się go tutaj.
– Zastępuję kolegę – powiedział, wzruszając ramionami. Wyciągnął telefon, zerkając na wyświetlacz. – Do teraz – rzekł, wstając od posterunku. – Akurat się złożyło, że jestem już po robocie. To co powiesz na burgera?
Nie byłxś pewny co mu odpowiedzieć. Mała przekąska by nie zaszkodziła, ale z drugiej strony miałxś przed sobą daleką drogę. Powrót do Snowdin zabrałby ci dużo czasu. Szkielet widząc twoje zmieszanie jakby czytał ci w myślach.
– Spoko. Odstawię cię tutaj jednym z moich “skrótów” – powiedział, mrugając do ciebie. – To, co ruszamy?
Zgodziłxś się bez zastrzeżeń. Miałxś do niego parę pytań, a jako jedyny wydawał się na tyle przyjaźnie do ciebie nastawiony, abyś ci ich udzielić. Chwyciłxś go za rękaw kurtki. Po chwili poczułxś otaczające cię ciepło magii potwora. Poczułxś jak coś ciągnie całe twoje ciało. Między jednym, a drugim miejscem zmieniła się cała scenaria. Nie widziałxś już błękitnej trawy, nie było szumu rzeki.
Znalazłxś się w barze pełnym potworów. Kilka z nich wydawało się zaskoczonych waszym widokiem, ale szybko się z tego otrząsnęli. Uznałxś, że Sans musiał często pojawiać się w barze w ten sposób.
Szkielet przywitał się z paroma strażnikami, kierując się w stronę barku. Usiadłxś obok niego. Podszedł do was żywiołak ognia. Trudno było ci odgadnąć jego minę. Płomienie zdawały się cały czas poruszać, utrudniając ci ocenę. Mimo to nie czułxś się zagrożona. Żywiołak ognia kiwnął lekko głową na powitanie. Przywitałxś się.
– Dla nas będą dwa burgery, Grillz – powiedział Sans, opierając się o blat. Zauważyłeś, że w odbicu lustra dyskretnie zlustrował salę. Nie było tutaj za wielu potworów. Przyszliście chyba po porze obiadowej, co tłumaczyłoby pustki. – Dla mnie
– Z ketchupem, pamiętam – odezwał się Grillby.
Jego głos był naprawdę dziwny. Chyba pierwszy raz z czymś takim się spotkałxś. Skojarzył ci się z dźwiękiem trzasku palonego drewna. Mimo tego określiłxś jego głos za przyjemny.
Po kilku minut kelner przyniósł wam posiłek. Postawił przed wami dwa burgery. Widziałxś z nich ulatującą parę. Musiały być świeżo zdjęte z patelni. Myśl o ciepłym posiłku napełniła cię Determinację.
Smak burgera był niezapomniany. Nigdy wcześniej nie jakdłxś tak smacznego burgera. Oznajmiłxś to żywiołakowi. Ten w odpowiedzi tylko uprzejmie skinął głową, kierując się do jednego ze stolików. Uznałxś to za idealną okazję do rozmowy z Sansem.
– Ciekawi cię historia ludzi, którzy wpadli tu przed tobą, co? – odparł szkielet, przyglądając ci się leniwie. – W sumie czemu ma mnie to dziwić, nie jesteś głupi i widzisz jak potwory na ciebie reagują. Niektórzy z nas nie mają, łagodnie rzecz ujmując, miłych wspomnieć z ludźmi. – Rozjaśniło ci to kilka rzeczy, jakie zaobserwowałxś w trakcie podróży. Ludzie przed tobą musieli zrobić straszne rzeczy, skoro niektóre potwory dalej się ciebie bały. – Ci, którzy tu przed tobą spadli Frisk byli naprawdę różni. Każdy z nich czy tego chciał czy nie zmienił to jak dzisiaj potwory postrzegają ludzi. Jedni nas atakowali, inni próbowali przeżyć, a…. – Szkielet zamilkł na chwilę, a źrenice w jego oczodołach przygasły na kilka sekund. Odniosłxś wrażenie, że odpłynął gdzieś myślami. Jakby coś sprawiło mu ból. – Była osoba, która odcisnęła swoje piętno na paru potworach. Nie wiem, czy czuję się na siłach, aby o tym mówić. – Sans skończył mówić.
Przez dłuższą chwilę nie odzywał się. Miałeś wrażenie, że już więcej informacji od niego nie uzyskasz. Tylko naprawdę musiałxś wiedzieć. Może któraś z informacji o poprzednich ludziach pomogłaby ci wyjść na Powierzchnię? Przekonać króla Asgora, aby nie zabijał cię. Może znalazłbyś jakiś sposób, aby pomóc potworom?
Szkielet wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze nad barkiem. Jego źrenice lekko migotały, a on ciężko westchnął. Chyba domyślałxś się o kogo chodzi. Wyciągnąłxś stary dziennik z torby. Znalazłxś go w domu Sansa pod kanapą. Szkielet właśnie pił Ketchup prosto z butelki, gdy wypowiedziałeś to IMIĘ.
Sans prawie się zakrztusił. Przetarł podbródek od Ketchupu, patrząc na ciebie. Wydawał się zaskoczony. Otworzył usta, chcąc zadać jakieś pytanie, ale po chwili je zamknął. Westchnął, odkładając butelkę.
– Chyba jednak mi tego nie odpuścisz, co? – powiedział, nawet na ciebie nie patrząc. – Znalazłeś jej dziennik – Wziął od ciebie zeszyt, obracając go w dłoniach. Wyglądał na bardzo stary. – Wiesz, że grzeczne dzieci, nie szperają po czyich domach? – zapytał, a po twoim kręgosłupie przeszedł dreszcz. Nie widziałeś jego źrenic. Jego oczodoły były w pełni czarne. Nie wiedziałxś co masz na to odpowiedzieć. Ten tylko westchnął, sunąc palcami po okładce. – Nie zasłużyła na to – powiedział pół szeptem szkielet, bardziej do siebie niż do ciebie. Odwrócił się w twoją stronę. – Ona była dobra. Niewinna. Pojawiła się nagle jak reszta. Z początku myślałem, że nie będzie się niczym od nich różniła. Człowiek przed nią nie zostawił po sobie zbyt dobrego wrażenia – Jego głos był bardzo cierpki. Nie mógł też głośno. Musiałxś go uważnie słuchać, aby żadne słowo ci nie umknęło. Czułxś, że od dawna nikomu tego nie mówił. Ona starała się zatrzeć tamte wspomnienia, chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Po prostu była sobą. Wytrwałą dziewczyną, która chciała wrócić do domu, a po drodze jakby przy okazji naprawiła kilka złamanych serc. Z resztą większość tego zapisana jest w jej dzienniku, po co mnie o to pytasz? – spojrzał na ciebie, przechylając lekko głowę. Może nie było to właściwe, ale zajrzałeś do niego wcześniej. Tylko wiedziałeś, że Sans jest ci w stanie odpowiedzieć resztę. Wypełnić luki. Pokazać kim ona naprawdę była. Powiedziałxś mu to. Widziałxś jak przez twarz szkieleta przebiegł smutny uśmiech. –
Może… rzeczywiście jest tam też kilka nieścisłości, czy niedopowiedzianych słów. Niech ci będzie, Frisk. Opowiem ci, ale nie przerywaj mi. Nie wiem, czy wtedy umiał bym o tym znowu opowiadać. Jej strata dla mnie dalej jest świeża. Myślę, że po jej odejściu nie spotkałem nikogo kogo mógłbym nazwać przyjacielem. Katharina była wyjątkowa, przynajmmniej dla mnie.
11 thoughts on “Zapomniana Wytrwałość – Prolog”