Site Overlay

Zapomniana Wytrwałość – roz. 5

Spałem na łóżku przykryty kołdrą. Od zawsze miałem lekki sen, więc kiedy usłyszałem skrzypienie drzwi otoczyłem oczodoły, podnosząc się. W drzwiach stał mój ojciec ubrany w biały fartuch do ziemi. Jego typowy strój roboczy. Wspominałem, że tata był pracoholikiem? 

Potrafił chodzić do laboratorium nawet w weekendy i siedzieć tam do południa, a potem do domu -jakby tego było mało - przynosił papierkową robotę.    

Czasami z nami siedział, bawił się jak nie miał jakiegoś projektu na głowie. Większość czasu to ja zajmowałem się Papyrusem - kolorowaliśmy razem, odrabialiśmy lekcje, bawiliśmy się na śniegu.    

Spojrzałem na ojca zaspanym wzrokiem. Kątem oka spojrzałem na zegarek na komodzie. Wskazówki wskazywały kilka minut po szóstej.    

Tata podszedł do mojego łóżka i usiadł obok. Natomiast ja zdążyłem oprzeć się plecami o ścianę.    

– Chciałbym żebyś zajął się dzisiaj Papyrusem i Kathariną – powiedział ojciec.    

Wtedy myślałem jak on może ode mnie tego wymagać. Mam zająć się człowiekiem, który stanowi dla nas potencjalne zagrożenie. Byłem na niego wściekły i nie ukrywałem się z tym.    

– W ogóle nie rozumiem po co mam się nią opiekować. Jak nie umrze od ran to zabije ją król – odrzekłem chłodno, nie patrząc na ojca.   

 Tak, lekceważyłem ojca. Miałem mu za złe uratowanie człowieka. Chciałem się jej jak najszybciej stąd pozbyć.    

Poczułem na sobie surowy wzrok ojca. Nie spodobała mu się moja wypowiedź. Teraz jak na to patrzę, to mu się nie dziwię. Mówiłem okropne rzeczy.    

– Sans, rozumiem twoje obawy. Sam mam podobne, ale dziewczyna jest ranna. Jeśli coś by się stało dałbyś jej radę bez problemu – odrzekł ojciec, wstając. – A co do króla jestem pewien, że zrozumie zaistniałą sytuację. Może jest inne rozwiązanie niż zabijanie – Podszedł do drzwi, i już miał wychodzić. – Mam nadzieję, że ty również. – dodał wychodząc.    

Jak się wtedy czułem?    

Byłem sfrustrowany tym wszystkim. Nie rozumiałem działań ojca oraz byłem pewien, chociaż wtedy nie znałem osobiście króla, że i tak zabije Katharinę.  Myślałem, że on nie będzie miał litości przez to, że ludzie odebrali mu jego dzieci. Nie wziąłem pod uwagę tego, że ojciec jak i król mogli pomyśleć inaczej.   

Nienawidziłem ludzi przez to jaki był Odwaga. Brałem pod uwagę tylko jego mimo to, że ludzie przed nim tacy nie myli.    

Katharina nie dała mi żadnych powodów do nienawiści, na początku nie mogłem przyjąć do wiadomości, że jest inna. Miałem przysłowiowe klapki na oczach, a raczej oczodołach. Nie dostrzegłem strachu oraz niepewności dziewczyny. Widziałem tylko to co chciałem widzieć.    

Po tym jak ojciec wyszedł ponownie ułożyłem się do snu. Paps w weekendy wstawał koło dziewiątej, a nawet później, więc miałem sporo czasu, aby zrobić śniadanie.    

Tylko myśli kłębiły mi się po głowie nie pozwalając spać. Słowa ojca w pewnym stopniu mnie ubodły. Już wtedy zacząłem się zastanawiać, czy dobrze robię. Byłem zbyt uparty, aby przyznać przed sobą, że dziewczyna nie stanowiła zagrożenia.    

Długo biłem się z myślami, a wyrzuty sumienia nie pozwoliły mi spać. Może zbyt ostro zareagowałem?    

Ponownie spojrzałem na zegarek. Wskazywał wpół do ósmej. Jakoś nie widziałem sensu w dalszym spaniu, a raczej jego próbie. Wygramoliłem się leniwie z łóżka. Usiadłem na jego brzegu, przeciągając się. Strzeliło mi parę razy w kościach. Trzeba było rozpocząć nowy dzień.  

…   

Ubrany zszedłem na dół. Katharina leżała na kanapie, owinięta kocem. Spała. Nawet nie podszedłem do niej, tylko skierowałem się do kuchni z zamiarem zrobienia naleśników. Chociaż to może dziwić potrafiłem gotować. Nie zawsze stołowałem się u Grillbiego, czy u jego ojca Netsu. Do baru Netsu’s chodziłem okazjonalnie. Zwykle jak nie chciało mi się robić posiłków.    

Szybko i sprawnie zrobiłem śniadanie. Przyszykowałem też kilka placków więcej dla Kath, jednak uczyniłem to z powodu wyrzutów sumienia i chęci nie zawiedzenia ojca niż z troski.    

Kiedy skończyłem dochodziła dziewiąta, więc skierowałem się do pokoju mojego brata, aby obudzić go. Prędko znalazłem się przy sypialni Papyrusa, przeskakując po dwa stopnie na schodach. Nawet nie zapukałem tylko otworzyłem drzwi na oścież, wpuszczając światło do pomieszczenia. Usłyszałem ciche pomruki niezadowolenia. Pokój oświetlał słaby blask lamp z korytarza. W ciemnościach jawiły zarysy łóżka Papsa, biurka oraz kilku szafek. Skierowałem się w stronę okna z zamiarem wpuszczenia więcej światła. Jednak coś mnie powstrzymało, a dokładniej porozrzucane książki. Potknąłem się o nie i z hukiem wylądowałem na podłodze.    

Nagle zapaliło się światło i usłyszałem głos brata.   

– Co ty robisz? – zapytał ziewając.    

– Dokształcam się – rzekłem, wstając. Może nie był to żart wszech czasów, ale starczył, aby zdenerwować Papsa. Czasami… No dobra. Zawsze żartowałem, żeby go zdenerwować. Wtedy udawał, że nie śmieszą go moje żarty, próbując powstrzymać uśmiech. Miałem przy tym sporo frajdy, widząc jego marne starania. Był wtedy zabawniejszy niż moje suchary.    

– One są okropne! – oznajmił Papyrus, wstając gwałtownie z łóżka. Pomasowałem moją czaszkę, kierując się w stronę drzwi.     

– Skoro wstałeś to chodźmy na śniadanie – odrzekłem, otwierając drzwi. – Zrobiłem naleśniki.   

Na słowo naleśniki Papyrus był już na korytarzu. Młody wręcz przepadał za plackami z dżemem truskawkowym. Były one dobrym sposobem wyciągnięcia Papsa z łóżka. Robiłem je w co drugi weekend. W ten postanowiłem zrobić wyjątek ze względu na ostatnie dość nietypowe przeżycia.   

– Idziesz? – krzyknął Papyrus ze szczytu schodów.  Cóż mój braciszek za cichy nie był, więc uznałem, że swoimi porannymi krzykami obudził też Katharinę.  

  -Tak, tylko nie biegaj po schodach – upomniałem go, wychodząc z pokoju. Jak zwykle zdało się to na nic, ponieważ po chwili usłyszałem, jak zbiega na parter.  Jak grochem o ścianę… Schodząc na dół zastanawiałem się, kiedy Papyrus zacznie się mnie słuchać. Paradoksem było to, że gdyby mnie posłuchał i został w domu, zrobiłbym Katharinie coś co mogłem potem żałować. Pomyśleć, że przez nieposłuszeństwo mojego brata uratowaliśmy życie tej dziewczynie.    

– SANS! POŚPIESZ SIĘ! – krzyknął Paps z kuchni. Jako dzieciakowi zawsze mu się gdzieś śpieszyło, a w szczególności na śniadanie.    

– Rozłóż talerze, a ja obudzę naszego gościa – odrzekłem.    

Od jakiegoś czasu zachowujemy się z Papsem strasznie głośno, a dziewczyna nawet nie zareagowała. Normalna osoba obudziłaby się już jakiś czas temu, ale ona nadal spała. Albo miała tak głęboki sen albo coś jest nie tak. Z tą myślą pokonałem odcinek dzielący schody od kanapy.    

Katharina leżała na kanapie przykryta kocem po samą głowę. Nie widziałem jej twarzy ponieważ zakrywały ją włosy. Coś mi tutaj nie pasowało.    

– Hej, wstawaj – kucnąłem przy kanapie. Odgarnąłem kilka kosmyków z jej czoła. Miała zmarszczone brwi w dziwnym grymasie oraz lekko zaróżowione policzki. Jakby tego było mało oddychała szybko z lekkim wysiłkiem. – Wszystko w porządku?   

– Z-zimno – powiedziała z trudem, przykrywając się kocem. Dotknąłem paliczkami jej czoła. Miała gorączkę i to wysoką.    

– Kurwa – powiedziałem krótko. Gorączka i dreszcze źle wróżyły, a w szczególności u człowieka, którego o organizmie nic nie wiedziałem.    

– SANS! Co robisz? – zapytał Papyrus, wyglądając z kuchni. Spojrzałem na niego. Musiałem wyglądać na zmartwionego, ponieważ od razu zareagował. – Braci, co się dzieje?   

– Muszę zadzwonić do taty – rzekłem, wstając. Podszedłem do szafki przy drugiej stronie kanapy. Sięgnąłem telefon, wybierając numer do laboratorium taty. - Kath ma gorączkę.   

Usłyszałem trzy sygnały… Nic… Jeszcze raz wykręciłem numer… Nic… Byłem wkurzony. Ojciec nie odbierał. Pewnie nie usłyszał dzwonka, wyciszył go. Nie mogłem czekać. Musiałem coś zrobić. Dałem telefon Papsowi i kazałem wykręcać numer do skutku. Młody posłuchał mnie, a ja w tym czasie poszedłem pobiegłem do kuchni. Katharina miała wysoka gorączkę, więc trzeba było ją jakoś obniżyć. Jedynym co mi przyszło na myśl to lód. Wziąłem ręcznik i wyjąłem lód z zamrażalnika. Owinąłem kostki w ręcznik, zmierzając ku salonowi. Położyłem okład na czoło dziewczyny. Nie wiedziałem co mam dalej robić. Nie miałem bladego pojęcia co jej może dolegać. Ta… Znałem się na potworzej anatomii, może nie byłem z tego prymusem, ale podstawy znałem. Jednak co się tyczy ludzi nie wiedziałem kompletnie nic, może jakieś szczątkowe informacje. Wiele tego nie było. Jedyne co mogłem zrobić to siedzieć i czekać, aż ojciec łaskawie oderwie się od pracy.     

Na szczęście nie musieliśmy długo czekać na odpowiedz. Jak tylko ojciec odebrał Paps podał mi telefon. Odszedłem od młodego kawałek. Jeśli okazałoby się, że ona umrze chciałem jakoś ulżyć mu w tym. Sam się sobie tedy dziwiłem, że jednak mi na niej zależało. Papyrus od razy polubił tą dziewczynę. Jakoś wtedy nie chciałem przyczyniać się do jej śmierci.    

– O co chodzi, synu?! – zapytał prędko ojciec. Z tle słyszałem jakieś nawoływała, krzyki… Zdziwiło mnie to. Tata nie przepadał za praca w rozgardiaszu.    

– Tato, a czy u was jest w porządku? – zapytałem niepewnie. Co się tam działo?   

– Sans, jeśli dzwoniłeś tylko po to… – nie dokończył ponieważ przerwał mu jakiś huk, a po chwili usłyszałem krzyki pani doktor Resma. Była kotopodobnym potworem o niebieskawym futrze. Pracowała też jako podwładna mojego ojca razem z panem Timo człekopodobnym zielonym potworem oraz doktor Tarel, który był wielką białą głową.    

Byli jeszcze inni naukowcy pracujący w laboratorium w Hotland, jednak te potwory należały do zespołu mojego taty – królewskiego naukowca. Ah… Prawie bym pominął Saere. Młoda potworzyca wyglądem przypominając różową jaszczurkę bez rąk. Najczęściej nosiła koszulki w kratę. Była jak to ujęła pani Resma  „osobą posiadającą potencjał”, więc nie dziwnym było, że została jej asystentką… A była ode mnie tylko o trzy lata starsza!     

Dobra! Wracajmy lepiej do historii, zanim zgubię wątek.   

Po chwili jak sytuacja u ojca na krótką chwilę ucichła, wrócił do mnie. – Synu, mamy tutaj mały problem i jeśli nie jest to nic ważnego….   

– Katharina ma wysoka gorączkę i dreszcze – przerwałem ojcu. Zamilkł. Po drugiej stronie słyszałem tylko odgłosy bieganiny oraz czyjeś nawoływania. Po krótkiej chwili ojciec odpowiedział mi.   

– Sans, posłuchaj mnie. Postaraj się obniżyć jej gorączkę. Musisz pilnować, aby temperatura nie przekroczyła 40 stopni oraz nie spadła za mocno – powiedział już spokojnie ojciec, jednak wyczuwałem w jego głosie niepewność. Nie wiedziałem co jej jest, a wypowiedź ojca w żadnym razie mnie nie uspokajała. – Postaram się wrócić jak najszybciej.   

– Dobrze, zajmę się nią – spojrzałem na dziewczynę oraz na stojącego obok niej Papsa. Ona naprawdę dobrze nie wyglądała. – Ale co jej jest?   

– Sepsa – tylko to usłyszałem w odpowiedzi. Nie bardzo rozumiałem o co mu chodzi. Ojciec chyba zorientował się, że nie wiem co to, ponieważ po chwili dodał. – Później ci to wyjaśnię.    

Po tym rozłączył się, a mi nie zostało nic innego jak tylko zastosować się do jego rad i czekać. Odłożyłem telefon na stół i usiadłem na podłodze obok kanapy. Papyrus siedział blisko Kath, przyglądając się jej ze zmartwioną twarzą. Jak tylko usiadłem to Paps spojrzał na mnie, wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.    

– Ojciec powiedział, że mamy robić jej okłady, a on postara się jak najszybciej wrócić – powiedziałem drapiąc się w tył czaszki. – Ale coś stało się w laboratorium, więc nie wiem ile mu to zajmie.    

Młody nic nie powiedział tylko wrócić wzrokiem na dziewczynę. Z Papyrusa można było czytać jak z otwartej księgi. Zależało mu na dziewczynie i chciał jej jakoś pomóc, ale nie wiedział jak. Żal mi go było. Ta jego smutna mina powodowała u mnie wyrzuty sumienia, chociaż ni jak nie przyłożyłem się do choroby dziewczyny. Może sama świadomość, że chciałem jej śmierci to spowodowała, że odezwało się moje sumienie.    

- Bro, nie martw się – powiedziałem, a Paps spojrzał na mnie. – Jestem pewien, że ojciec jej pomoże. To w końcu królewski naukowiec   

Na twarzy mojego braciszka zaczął jawić się niewielki uśmiech, który po chwili przerodził się w wielki uśmieszek, a jego oczy zamigotały na pomarańczowo.    

– Masz rację! Ojciec radzi sobie ze wszystkim – rzekł, gwałtownie wstając. Aż wzdrygnąłem się przez tę jego impulsywność. – Ja też mogę pomóc! 

Powiedział i pobiegł na piętro. W szybkim tempie przeskakiwał po kilka stopni i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Patrzyłem na niego cały czas, zastanawiając się co mu się wykluło w tej małej czaszce. Prędko się tego dowiedziałem, ponieważ już po kilku minutach stanął obok kanapy, trzymając w rękach pluszowego niedźwiadka – swoją ulubioną maskotkę. Dostał ją jak miał niespełna dwa latka od ojca. Spał z nią każdej nocy. Zaskoczył mnie tym, że ją przyniósł.   

 - Pan Pucio wspierał mnie, gdy ja chorowałem, więc Kath też pomoże – powiedział dumnie Papyrus, wypinając dumnie pierś. Uśmiechnąłem się. Paps w takich chwilach bywał naprawdę rozczulający. I jak ktoś mógłby go nie lubić?   

Młody położył zabawkę obok głowy dziewczyny. Głowa pluszaka przechyliła się lekko, obierając się o podłokietnik kanapy.  Paps usiadł obok dziewczyny na kanapie. Spojrzałem na niego i nagle jakby ktoś z bicza strzelił przypomniałem sobie o śniadaniu. Zapomniałem również o swoim głodzie. Ale teraz dał o sobie znać ze zdwojona siłą.   

– Papy, nie ma sensu, żebyśmy oboje tu siedzieli. Idź lepiej zjeść śniadanie – powiedziałem do brata. On od razu bez zająknięcia wstał i poszedł do kuchni.    

Myślałem, że zje tam, ale mój brat potrafi zaskoczyć. Przyszedł do salonu z talerzem placków w jednej dłoni, a w drugiej trzymał talerze, a na nich stał dżem.    

Uśmiechnąłem się lekko. Czasami mój brat potrafił mnie zaskakiwać. Usiadł obok mnie na podłodze i razem zjedliśmy naleśniki. W międzyczasie zmieniłem Kath okład.    

– Sans, przyniesiesz mi wody? – zapytała słabo nastolatka. 

– Jasne, już idę – powiedziałem, wstając.   

Kiedy byłem w kuchni usłyszałem Papyrusa rozmawiającego z dziewczyną. Głównie słychać było mojego brata. Kath pewnie słabo przytakiwała.   

Wziąłem szklankę i nalałem do niej wody. Wróciłem z wodą do salonu, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły, wpuszczając zimny wiatr do środka. Spojrzałem razem z Papsem w tamtą stronę.  

– Tata! – powiedział Paps, podbiegając do ojca.  

Ojciec zdążył tylko zamknąć drzwi, kiedy młody go przytulił. 

– Tak, Papyrus też się cieszę, że cię widzę – powiedział ojciec, przytulając Papsa. – A teraz zajmiemy się Kathariną – dodał ojciec, patrząc na mnie.   

Młody odsunął się od taty, a on poszedł za mną do salonu. Katharina, która do tej pory nie reagowała na nic, z wysiłkiem podniosła głowę. Natychmiast ją jednak opuściła. Przy gorączce i ogólnym osłabieniu nawet to było dla niej za dużym wysiłkiem.   

Gaster podszedł do niej, odkładając teczkę obok kanapy. 

– Jak się czujesz? – zapytał, kucając przy niej. – Gdzie cię boli? 

Dziewczyna nie bardzo reagowała na słowa ojca. Gorączka musiała ją męczyć.   

Po chwili tata wstał, szukając czegoś w torbie. 

– Papyrus przynieś torbę medyczną, nie pierwszej pomocy – rzekł ojciec, nawet na niego nie patrząc.   

Paps od razu pobiegł do gabinetu ojca na piętrze. Nie rozumiałem jaki on miał w tym cel, skoro tata po chwili wyjął z torby strzykawkę oraz fiolkę z dziwną substancją. 

– Co to jest? – zapytałem. – I po co kazałeś iść mu na górę? 

– To są antybiotyki – rzekł spokojnie ojciec, napierając  strzykawką przezroczysty płyn. – A w torbie medycznej mam coś wzmacniającego – dodał, sprawdzając czy w strzykawce nie ma powietrze. – Możesz mi pomóc? – Przytaknąłem. – Podwiń jej rękaw koszulki.   

Zrobiłem, jak kazał i było po sprawie. Dosłownie chwilę po tym po schodach zbiegł Papyrus niosąc w rękach apteczkę. Młody położył ją na stoliku, na którym wciąż stały talerze.  

– Paps, weź umyj talerze – powiedziałem do niego. O dziwo wziął je bez najmniejszego sprzeciwu. To było do niego zupełnie niepodobne. Może zaczął być odpowiedzialny?   

W tym czasie ojciec wyjął z torby medycznej kolejną substancję. Miała dziwny zielony kolor. Nie wiem czy mi się zdawało, ale ta substancja migotała. 

– Czy ty podajesz jej magię? – zapytałem. – To jej nie zaszkodzi? 

– Jak zawsze spostrzegawczy – rzekł ojciec, podając Katharinie lek. – Magia nie szkodzi ludziom. Teraz ludzie posiadają w sobie szczątkowe ilości magii. Kiedyś posiadali ich więcej, ale przez lata zapomnieli jak się jej używa. Zwiększenie stężenia magii pomoże oczyścić jej krew. 

– Dlaczego ma oczyszczać jej krew? Czy to jest związane z tą sepsą, o której wcześniej mówiłeś? – zapytałem. Wtedy nie za bardzo, a raczej wcale nie znałem ludzkiego organizmu. Nie wiedziałem w jaki sposób magia miała jej pomóc.  

Ojciec odłożył strzykawkę do apteczki. Teraz dopiero zobaczyłem jak wyglądał. Miał na sobie lekko osmalony fartuch i w niektórych miejscach podarty. Ten widok wzmagał u mnie rosnące poczucie ciekawości. Co stało się w laboratorium? Jednak wątpiłem, aby teraz mi na to odpowiedział, jeśli w ogóle. 

– Sepsa to infekcja bakteryjna albo wirusowa krwi. Przy różnego rodzaju zakażeniach do krwiobiegu dostają się drobnoustroje. Jeśli organizm nie może sobie z nimi poradzić dochodzi do ogólnego zakażenia organizmu – wyjaśnił ojciec. – Czasami pojawia się u potworów posiadających cielesne powłoki, ale u szkieletów nie występuje.  

– Widać sepsa nie może nam zajść za skórę – rzekłem.  

Ojciec spojrzał na mnie lekko się uśmiechając. Po chwili do pokoju wbiegł Papyrus z dużą torbą. Położył ją obok ojca na stole. Tata otworzył ją i przeglądał jakieś fiolki z lekami. Nie za bardzo wiedziałem co w nich jest.   

Wolałem nie przeszkadzać ojcu, więc wziąłem Papyrusa na górę. Młody musiał w końcu odrobić lekcje. Trochę trudno było go odciągnąć, ale poparcie ojca pomogło.   

Siedzieliśmy razem w pokoju mojego brata. Odrabialiśmy matematykę. Jak to określił Papyrus największą zmorę Podziemia. Po prostu jej nie cierpiał, chociaż radził sobie z nią dobrze.  

Po godzinie byliśmy już przy ostatnim zadaniu. Jednak była rzecz, która nie dawała mi spokoju. A była nią Katharina. Nie chodziło mi o jej stan zdrowia. To była zupełnie inna bajka. Bardziej zastanawiałem się nad tym co z nią teraz będzie. Czy zostanie u nas? Nie wiedziałem wtedy jeszcze nic.   

Chociaż już wtedy zacząłem mieć wątpliwości.   

Może była u nas niespełna dwa dni, ale nie zrobiła nic co wzbudziłoby u mnie niepokój, chociaż przez większość czasu była nieprzytomna. Przede wszystkim ojciec sam postanowił ją przygarnąć. Nie zrobiłby czegoś takiego, jeśli Kath byłaby niebezpieczna. I wtedy coś mi się przypomniało. Król Asgore.   

Zerwałem się jak oparzony z krzesła. 

– Co ci się stało? – zapytał zdezorientowany Paps.  

– Coś mi się przypomniało – powiedziałem, idąc w stronę drzwi. – Muszę pogadać z tatą – dodałem otwierając drzwi. Kątem oczodółu zobaczyłem jak młody robi gest zwycięstwa. O nie ma ze mną tak łatwo. – Dokończ to zadanie, a ja je później sprawdzę – rzekłem zamykając drzwi. Nie musiałem się nawet odwracać, ponieważ wiedziałem, że on nie jest z tego zadowolony.   

Zszedłem na dół po schodach. Ojca nie było już przy nastolatce. Za to stała obok niej kroplówkę. Pomyślałem, że pewnie jest w kuchni i nie pomyliłem się. Tata siedział przy stole, pijąc kawę. 

– Jej stan się poprawił. Za kilka dni odzyska siły – rzekł Gaster jak tylko wszedłem do pomieszczenia. Chciałem powiedzieć, że się myli… Ale miał rację. W milczeniu odsunąłem krzesło i usiadłem. Ojciec wziąć kolejnego łyka kawy. Niby chciałem się go zapytać jak sprawa z królem, ale nie chciałem, żeby wyszło, że się o nią martwię. Chyba domyślił się, że mam z tym nie mały problem, ponieważ po chwili milczenia dodał. – Rozmawiałem z królem. Odpowiedziałem mu zaistniałą sytuację. I zgodził się, żeby dziewczyna mogła u nas zostać… 

– Ale?   

Ojciec westchnął ciężko. Widać było, że ta sprawa strasznie go męczyła.  

– Jeśli zrobi coś podejrzanego to… – Zamilkł. Ojciec spojrzał na mnie. Był niespokojny. – Ja mam wtedy rozwiązać ten problem – dokończył ponuro.  

Wiedziałem co miał na myśli. Chodziło mu, że to ON musiałby zabić Katharinę. Tak ojciec zabił wcześniej człowieka. To była ODWAGA, ale to było w obronie własnej. Dwie zupełnie inne sprawy. Nie wiem, czy ojciec kiedykolwiek potrafiłby zabić bezbronną osobę.   

Po tym oboje nie odzywaliśmy się. Czuliśmy się dość niezręcznie w tej sytuacji. Jednak ciszę przerwał donośny głos Papsa, dochodzący z salonu. 

– I jak się czujesz Katharino?  

– Trochę lepiej – ledwo ją usłyszałem. 

Ojciec wstał i ruszył w stronę salonu. Po chwili poszedłem w jego ślady. Kath siedziała na kanapie, szczelnie owinięta kocem. Nadal była blada, a na policzkach miała wypieki, ale była przytomna. Uśmiechnęła się słabo na widok ojca. 

– Dzień dobry – odrzekła.  

– Dobrze widzieć, że lepiej się czujesz – rzekł ojciec, lekko się uśmiechając. Oparłem się o framugę drzwi. Wolałem się im przyglądać z daleka.  

– TAK! PUCIO NA PEWNO CI W TYM POMÓGŁ! – odrzekł Papyrus, siadając obok dziewczyny. Dość szybko się zorientowała, że chodzi młodemu o misia, który leżał obok niej. Wzięła go w ręce, przytulając. 

– Masz rację, jego pomoc była nieodzowna – rzekła. 

– NYEH HEH HEH   

Eh… Naprawdę wtedy zacząłem wątpić w swoje racje. Dzięki niej Papyrus się uśmiecha. Ojciec jest w domu. Nie stara się za wszelką cenę wrócić do domu. Serio nie wiedziałem co mam na jej temat myśleć. Może powinienem dać jej szansę? W końcu ojciec to zrobił, a on nie mógł się mylić.   

Podszedłem powoli do kanapy.  

– Nie jesteś głodna? – zapytałem, opierając się rękoma o oparcie kanapy. 

Odwróciła się do mnie. Patrzyła prosto na mnie tymi swoimi fioletowymi oczami. Przez chwilę zdawało mi się, że zabłysły. 

– Przepraszam, ale nie jestem głodna tylko Katharina – rzekła lekko uśmiechnięta. No… Muszę przyznać, że czegoś takiego się nie spodziewałem. Albo próbuje się ze mną zaprzyjaźnić albo… A niech moje podejrzenia idą w las! Zaśmiałem się razem z ojcem, a Papy jak to Papy naburmuszył się. 

– TATO! SANS ZARAZIŁ KATHARINĘ KIEPSKIM POCZUCIEM HUMORU!   

Nie wytrzymałem, ojciec i Kath też. Śmialiśmy się, a Paps jeszcze bardziej zdenerwowany gwałtownie wstał z kanapy i zaczął tupać nogą.   

Ten widok był naprawdę rozczulający. Dopiero po dobrej minucie uspokoiliśmy się. 

– Dobrze, a teraz na poważnie – zaczął ojciec, kierując się w stronę kuchni. – Zajmie się obiadem.   

Usiadłem obok nich na kanapie, biorąc pilot  do ręki. 

– To może coś pooglądamy? – zapytałem, włączając telewizor.  

– TAK! MOŻE „PAN ARIS  I JEGO PRZYJACIELE”? – zaproponował młody.  

Kath tylko wzruszyła ramionami. Mi to też było obojętne, więc włączyliśmy „Pan Aris i Jego przyjaciele”. Serial dziecięcy o przygodach potwora psa i jego przyjaciół. Jeden z niewielu seriali jakie leciały w Telewizji Podziemnej. Tak, mieliśmy studio w Hotland, ale… Nie było wielu chętnych do prowadzenia programów. Było kilka programów kulinarnych, naukowych i bajek dla dzieci. Stworzone zostały też podróbki filmów jakie spadły do podziemia. Pewnie znasz „Opowieść wigilijną”? U nas zamiast Ebenezer’a Scrooge’a jest pająk Sting Y. Freak. Historia była taka sama jak oryginału, ale zmieniono imiona postaci. I nie było powiązania z religią. Było jeszcze kilka takich filmów np. „Lone sam w domu”.   

Ale było jeszcze emitowane anime. Historie posiadało różną w zależności od gatunku, więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Leciało ich w telewizji niewiele, ponieważ trzeba było znaleźć na Wysypisku cały sezon i sprawdzić, czy działał. Jednym z anime jakie zdarzyło mi się oglądać było „Sailor Moon”. Opowieść o dziewczynie, która zmienia się w księżycową bohaterkę i ratuje świat przed złem. Ta… Obejrzałem tylko jeden odcinek, nawet nie do końca. Według mnie było ono zbyt babskie.   

Wracając do reszty dnia minęła ona w miłej, przyjaznej atmosferze. Ojciec przygotował rosół na obiad. Chociaż gotował rzadko to zupa akurat mu wyszła. Obejrzeliśmy jeszcze telewizję. Rozmawialiśmy na różne tematy – od programów w TV do ciekawych książek.   

Nawet nie spostrzegłem, kiedy zrobił się wieczór. W telewizorze leciał jakiś film przygodowy, nie pamiętam za bardzo jaki. Byłem już zmęczony. Spojrzałem na mojego brata. Spał wtulony w Kath, a ona w niego. To był naprawdę słodki widok. 

– Lepiej wezmę go do łóżka – powiedział ojciec, wyłączając telewizor.   

Kiedy tata odłożył Papsa do jego łóżka, przystanął w drzwiach mojego pokoju. Spojrzałem na niego. Z zmęczenia zamykały mi się oczodoły. Miałem wrażenie, że mógłbym zasnąć na stojąco.   

– Jestem z ciebie dumny synu – rzekł ojciec, zamykając drzwi od mojej sypialni.   

To naprawdę mnie zamurowało. Tata powiedział, że był ze mnie dumny. W tamtej chwili czułem się szczęśliwy. Wiem, że mnie kochał, ale rzadko mówił mi takie słowa. TO mnie uszczęśliwiło. Może danie szansy tej dziewczynie to nie taki zły pomysł? Pomyślałem, kładąc się spać.  

1 thought on “Zapomniana Wytrwałość – roz. 5

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 Cień Pisarza. All Rights Reserved. | Catch Vogue by Catch Themes