Każdy z nas słuchał kiedyś o potworach spod łóżka, czy z szafy, które porwą dziecko gdy jest niegrzeczne lub je przestrasza. Tylko w rzeczywistości niewiele jest potworów, które każą dzieci w tak srogi sposób. Prędzej niegrzeczne dziecko dostanie laską po głowie od starego buca, czy domownika – bestii, które opiekują się domowym ogniskiem. Za wiele złego nie zrobią.
Gorsze potwory kryją się poza domem. Krwiożercze bestie zdolne rozerwać czy pożreć człowieka w całości. W czasach królów każdy człowiek wiedział, że lepiej nie zbliżać się do lasów nocą. Nikt nie chciał skończyć jako kolacja dla biesa. Byłoby to niezwykle bolesne.
Czasami w lasach dzieją się naprawdę złe rzeczy. Czasami ludzie gubili się w lasach, bo małe błędniki pomieszały im drogę. Wystarczyła chwila nieuwagi, a mała Bogna wraz z matką Dobromiłą zgubiły się w lesie, gdy wracały z targu z sąsiedniej wsi.
Mieczysław wraz z ostatnimi promieniami słońca, gdy już jego żona i ukochana córka powinny od dawna być w domu, pognał do wójta prosząc o pomoc. Zapłakany klęczał przed wójtem błagając wręcz o pomoc w znalezieniu żony i córki.
Każdy widział wiele razy jak Mieczysław ponad wszystko cenił swoją Dobromiłę oraz opiekował się Bogną. Wójt nie odmówił pomocy, wielu mieszkańców wioski również było gotów pomóc miejscowemu kowalowi.
Jedyną przeszkodą była nadchodząca noc. Każdy mieszkaniec wioski parę niepisanych zasad, które wielu mogły uratować życie.
„Nigdy nie chodź w nocy po lesie”
Stanowiło się wtedy łatwy kąsek dla każdej bestii, której przetarło się nocny szlak. Może jeśli miałeś w kieszeni kostkę soli i nie oddaliłeś się od ścieżki, a przy tym sprzyjało ci wielkie szczęście mogłeś dotrzeć do domu bezpiecznie, gdy nastał ranek. Tylko, że Bogna ani Dobromiła nie miały ze sobą soli. Miały tylko udać się na targ do sąsiedniej wsi po nowe tkaniny do szycia. Cała wyprawa miała im zająć niecałe pół dnia, a wyruszyły wraz z pierwszymi promieniami letniego słońca.
Tylko, że nie wróciły. Może gdyby w nocy świecił księżyc mieszkańcy wyruszyliby na poszukiwania, ale noc była ciemna jak nigdy. Mieczysław został odprowadzony do swojej chaty przez sąsiadów z obietnicą wójta, że wraz z brzaskiem rozpoczną się poszukiwania.
Córka wójta, Bolemira została z kowalem na noc, próbując go pocieszyć. Chciała zaszczepić w mężczyźnie nadzieję. Może jego rodzina została na noc w wiosce po drugiej stronie lasu, aby nie wracać nocą? Może jutro z powrotem zobaczy swoją rodzinę całą i zdrową.
Młoda kobieta, która w tym roku skończyła siedemnaście wiosen całą noc szeptała do ucha kowala słowa pełne nadziei, gdy ten na jej ramieniu wylewał gorzkie łzy.
W raz z pianiem koguta niewielka grupa poszukiwawcza na czele z Mieczysławem wybrała się w podróż przez las do drugiej wioski. Każdy z nich rozglądał się po ścieżce szukając jakiś śladów Bogny, czy Dobromiły. Krystian, bliski przyjaciel Mieczysława starał się go pocieszyć.
– Skoro nie możemy nic tutaj znaleźć to oznacza, że muszą być w wiosce – mówił z pokrzepiającym uśmiechem Krystian, klepiąc Mieczysława po ramieniu. – Zobaczysz je w wiosce całe i zdrowie.
Na te słowa Mieczysław lekko się uśmiechał. Każdy z mężczyzn tworzących grupę poszukiwawczą widział rosnący promyk nadziei w postawie Mieczysława, im bliżej byli drugiej wioski. Pewniejszy, coraz szybszy krok im więcej drogi przemierzyli.
Wychodząc z lasu mężczyźni stanęli przed wioską z olbrzymim targiem na placu. Oprócz Mieczysława prawie wszyscy mężczyźni traktowali to wyjście jak wycieczkę. Uznali, że mają okazję kupić parę rzeczy bez bacznych oczu żon, które śledziłyby ich każdy wydatek. Uznali, że skoro nigdzie nie natrafili na zwłoki bądź krew to kobiety musiały przenocować u kogoś po zrobieniu sprawunków. Przepytując sprzedawców mężczyźni oglądali ich towary oprócz Mieczysława, który pytał każdego kogo napotkał o swoją żonę i córeczkę.
Z każdą przepytaną osobą jego nadzieja upadała, a reszta jego grupy zaczynała się coraz bardziej niepokoić. Każdy mówił to samo. Zawsze słyszeli to samo zdanie.
– Nie widziałem ich wczoraj
– Gdyby rzeczywiście kupiły ode mnie tkaniny pamiętałbym
– Nie nocowały u mnie
Każdy z mężczyzn widział jak Mieczysław coraz bardziej się pogrąża. Im więcej czasu mijało, a odpowiedzi nie ulegały zmianie stało się jasne, że kobiety nawet nie dotarły na targ. Coś musiało stać się rano jak ruszyły do wioski. Mężczyznom nie pozostało nic innego jak przeszukać las.
Kobiety musiały gdzieś zabłądzić. Może błędniki pomyliły im drogę? Przekręciły znaki i zamiast do wioski skręciły w góry? Może czegoś się przestraszyły i musiały zboczyć ze ścieżki?
Było tyle możliwości, a tylko jedno rozwiązanie.
Przeszukać las. Mężczyźni skierowali się z powrotem do lasu z zamiarem przeszukania go. Chociaż odległość między obydwoma wsiami wynosiła jakieś dwie godziny drogi, z małym dzieckiem trzy godziny. Tylko nikt nie miał odwagi powiedzieć, że coś mogło zmusić je do zejścia ze ścieżki.
Mężczyźni przeszukali ścieżkę oraz obszar o oddalony od niej o kilkanaście metrów. Mimo bezchmurnego dnia żaden z mężczyzn nie chciał zapuścić się w głąb lasu. Nigdy nie wiadomo co czaiło się w zaroślach. Żaden z mężczyzn nie był myśliwym czy leśniczym, może powinni takiego ze sobą zabrać?
Tacy dobrze znali las i wiedzieli czego unikać, a oni? Kowal i paru chętnych do wymigania się z pracy rolników. Idealna grupa poszukiwawcza, nie ma co.
Resztę dnia przeszukiwali las, ale jedyne co znaleźli to małą żółtą wstążkę z zaschniętymi brązowymi plamami. Zaplątana w krzaki kilka kroków od ścieżki, prawie w połowie drogi między wioskami.
Mieczysław rozpoznał ją. Należała do jego małej, słodkiej córeczki. Wziął wstążkę w ręce, przyglądając się jej bacznie. Przejechał palcami do delikatnym materiale, gdzieniegdzie tępym i chropowatym przez zaschnięte plami krwi. Dolna warga lekko mu drgała, a nogi zaczęły się trząść. Po chwili ukląkł na ziemię, przytulając się do opaski. Jego ramiona gwałtownie się podnosiły i opadały.
Krystian patrzył na swojego załamanego przyjaciela. Bardzo mu współczuł, ale przecież przechodzili tędy rano. Był pewien, że wstążeczki w ogóle tu nie było. A może…
Mogli być rozkojarzeni, nie zauważyli jej. Przecież nie mogła się nagle pojawić. Prawda?
Krystian naprawdę chciał pocieszyć swojego przyjaciela. Podszedł do niego, kucając obok. Położył mu rękę na ramieniu, próbując okazać swoje wsparcie. Nachylił się do niego z zamiarem powiedzenia paru pokrzepiających słów.
– To tylko wstążka – powiedział Krystian. – Może zgubiła ją gdy się… – nie dokończył.
Krystian zobaczył coś czego nigdy się nie spodziewał. Mieczysław nie płakał. On się śmiał? Mężczyzna nachylił się bardziej do przyjaciela, przyglądając mu się.
– Chłopie…- zaczął Krystian, gdy Mieczysław podniósł głowę.
Mieczysław spojrzał na przyjaciela, a jego oczy lekko się szkliły. Brał krótkie wdechy, jakby miał się zaraz rozpłakać.
Chyba mi się wydawało. Musi mi już odbijać z nerwów. Pomyślał Krystian. Jego przyjaciel nie zrobiły nic złego swojej rodzinie. Sam wiele razy widział, że swojej żonie to by nieba przychylił. Bogna i Dobromiła miały szczęście, byleby tylko nic im nie było.
Może licho przeniosło wstążkę? Były skore do psot. Taki numer mógłby do nich pasować. Znalazły gdzieś wstążkę głębiej w lesie i pewnie przewiązały, gdy mężczyźni byli w wiosce.
Nie mogli tu zostać. Musieli dalej szukać. W szczególności teraz, gdy natrafili na jakąkolwiek poszlakę. Nawet jeśli ta poszlaka mogła źle wróżyć.
Przeszukiwali las, powiększając dystans od ścieżki. Przynajmniej na tyle, aby krzykiem mogli zlokalizować innych swoich towarzyszy. Niestety nie na wiele się to zdało. Oprócz wystraszenia jakieś sarny i paru zająców nie znaleźli żadnych śladów Bogny, czy Dobromiły.
Na domiar złego zaczynało się robić ciemno. Musieli wrócić do wioski zanim zapadnie kompletny mrok. Nikomu się nie przydadzą martwi, jeśli natrafią na jakiegoś potwora.
Mężczyźni wiedzieli, że kolejny dzień poszukiwań kobiet to mniejsza szansa na odnalezienie ich żywych. Tylko, że nikt nie potrafił tego powiedzieć na głos, a tym bardziej w towarzystwie Mieczysława.
Musieli wracać.
– Może są już w wiosce? – zapytał z nadzieję Mieczysław. – Może po prostu się minęliśmy? – mówił mężczyzna bardziej do siebie niż do innych. Towarzysze widzieli jak tli się w nim jeszcze okruch nadziei. Tylko tej bezowocnej nadziei. Tej, która nigdy się nie spełni, a tylko zgaśnie pozostawiając po sobie pustkę.
Jego towarzysze widzieli, że stara się ukryć to, że jego oczy się zaszkliły. Jak jego ręce lekko drżały. Każdy z nich mu współczuł i czuli się winni. Zlekceważyli sprawę na samym początku. Każdy z nich czuł na barkach ciężar swojej winy.
Gdyby tylko nie zbagatelizowaliby zniknięcia rodziny Mieczysława, mogliby wcześniej znaleźć tę wstążkę. Może wtedy by trafili na jakiś ślad? Może jeśli mieliby trochę szczęścia to by je odnaleźli…
Tylko, że kończył się drugi dzień od kiedy opuściły wioskę…
Szansa na to, że znaleźliby je żywe była naprawdę nikła, ale wciąż istniała. Gdyby tylko bardziej się przyłożyli.
Tylko, że decyzje zostały już podjęte. Mężczyźni nie mogli zrobić nic więcej, a czas nie mógł zostać cofnięty. Musieli wrócić do swoich domów z ciężkim sercem. Jak również wiedzą, że jutro wznowią poszukiwania, ale raczej zamiast żywych, będą szukać ciał.
Bez dłuższego przeciągania grupa poszukiwawcza wybrała się w drogę powrotną do domu.
Powrót do domu wydawał im się teraz o wiele dłuższy niż zwykle, a sama droga, którą wracali o wiele bardziej przygnębiająca niż rano. Nikt z nich nie miał ochoty nic powiedzieć, ani żaden nie wiedział, czy to w ogóle dobry pomysł coś mówić.
Krystian kątem oka widział jak Mieczysław szedł za nimi w odległości czterech kroków. Powłóczył za nimi nogami, wpatrując się w wstążkę. Delikatnie przesuwał po niej palcami jakby to był największy skarb jaki kiedykolwiek posiadał. Może rzeczywiście nim był? W końcu mogła to być jego ostatnia nić jaka łączyła go z rodziną. Krystian odwrócił się, dając Mieczysławowi trochę prywatności.
Wreszcie przestał się na mnie gapić, pomyślał Mieczysław. Miał powoli dość Krystiana. Ten upierdliwy człowiek przez cały dzień bacznie go obserwował. Prawie go nakrył, gdy udawał płacz. Nie mógł się powstrzymać i delikatny uśmiech wpadł na jego twarz.
Jego plan przebiegał idealne.
Nikt go nie podejrzewał. Nikt nigdy nic nie wiedział. Siniaki na plecach, czy nogach u Dobromiły, dlatego zwykle kazał jej nosić suknie do ziemi. Robiła wszystko. Była idealną marionetką. Na początku ich znajomości doskonale oplótł ją sobie wokół palca. Wystarczyły słodkie słówka i parę „kocham cię”, a już była mu oddana. Wierzyła w każde jego słowo. Bez problemu namówił ją do przeprowadzki do innej wioski. Do zerwania wszystkich kontaktów.
Nic nie podejrzewała. Nie miała wątpliwości, a on mógł robić co chciał. Początkowo myślał, że dziecko wszystko zepsuje. Jak bardzo się mylił. Narodziny Bogny dały mu duże pole do popisu. Nie musiał już łapać Dobromiły na czułe słówka, wystarczyło zamiast tego ją postraszyć, że zrobi coś ich małej, bezbronnej córeczce.
Wtedy Dobromiła poznała prawdziwą twarz Mieczysława. Zimnego, wyrachowanego manipulanta. Czerpał on wielką przyjemność doprowadzając żonę do płaczu. Czy to karą za jakąś źle wykonaną pracę, czy krzywe spojrzenie. A gdy to nie dawało rady to wykorzystywał ich córeczkę. To zniszczył jej zabawki, to obciął na łyso albo dał klapsa. Wtedy, właśnie wtedy Dobromiła go wręcz błagała na kolanach, aby zaprzestał.
A sąsiedzi?
Wystarczyło nagadać, że Bogna jest bardzo żywiołowym dzieckiem, które często chodzi po drzewach, czy broi. Jak każde inne dziecko musi się wyżyć. Przecież podczas zabawy dzieciaki zedrą sobie kolana albo nabiją siniaka lub dwa?
Ogolona głowa? Mała dorwała się do nożyczek krawieckich. Dzięki czemu mógł zrobić z Dobromiły nieostrożną kobietę, której czasami w głowie mąciła jej zmora. Przychodziła nocą i dręczyła „biedą” Miłkę. Czasami wykorzystywał również inne opowiastki o demonach dla usprawiedliwienia swoich wyczynów. Buc również okazywał się skuteczny, gdy na ciele Bogny pojawił nowy siniak.
W końcu znana była z tego, że trudno było ją utemperować?
Ludzie ze wsi wierzyli we wszystko jeśli tylko była mowa o jakimkolwiek demonie. To było takie proste, aby ukryć swoje występki.
A teraz?
To było banalnie proste. Dobromiła myślała, że uda jej się uciec razem z Bogną. Nocą biorąc tylko jedną torbę uciekły do lasu. Chyba chciała wypożyczyć powóz z drugiej wsi za lasem. Ale co go to obchodzi?
Złapał je w lesie. Kilka kilometrów w głąb. Może go trochę poniosło. Chciał zaciągnąć żonę i córkę do domu, ale zamiast tego puściły mu nerwy. Skąd miał wiedzieć, że dzieci są takie delikatne?
Początkowo myślał, że wszystko poszło się gonić. Zniszczył i pogrzebał swoje małe marionetki. Tylko, że dostrzegł okazję. Musiał tylko wziąć żółtą wstążkę Bogny.
Zaginięcie Bogny i Dobromiły było idealne. Ludzie tak łatwo mu uwierzyli, że jego córka i żona skoro świt ruszyły na targ. Nikt nie przejmował się tym, że ich nie widziano. Nawet wójt myślał, że mogły nocować w drugiej wsi. Niczego nie podejrzewali oprócz tego cholernego Krystiana. Za bardzo się wtrącał. Nie mógł tak jak inni współczuć mu?
Przecież spotkała go taka tragedia.
Nikt z nich nawet nie zauważył jak podłożył wstążkę. Tak bardzo czuli się winni, że nie dostrzegali tego co się wokół nich dzieje.
Jak tylko wrócą do wioski będzie musiał udawać żałobę. Rok będzie ją nosić, ale to nie znaczy, że nie może znaleźć pocieszenia w ramionach Bolemiry. Od dawna przyglądał się córce wójta, ale nie mógł w żaden sposób się do niej zbliżyć. Była chyba bardziej łatwowierna niż jego już była żona Miłka. A teraz co mu stało na przeszkodzie?
Spojrzał uważnie przed siebie. Pozostali mężczyźni uwierzyli mu bez problemów, reszta wioski też uwierzy.
A ciała? Pogrzebał je wystarczająco daleko od ścieżki, że zanim ktoś je znajdzie ich ciała staną się pożywką dla zwierząt. Może rozpuści plotkę, że któryś z tych głupich zmyślonych potworków zjadł je, jeśli znajdą kości.
Śmiał by się jak głupi, gdyby nie ludzie obok nie.
Czuł euforię. Palce go świerzbiły, a przyjemny dreszcz przebiegał wzdłuż kręgosłupa. Dawno się tak nie czuł. To przyjemne uczucie i ta muzyka…
– Muzyka?! – krzyknął zdezorientowany rozglądając się na boki.
Nie był już na ścieżce z innymi. Nie rozpoznawał żadnego drzewa, krzaku, czy gwiazd na niebie.
Jego oddech przyśpieszył.
Kiedy zszedł ze ścieżki? Dlaczego w ogóle z niej zszedł? Gdzie reszta?
Chwycił się za głowę próbując sobie coś przypomnieć. Szedł ścieżką za mężczyznami, czy aż tak bardzo pogrążył się w swoich myślach?
Nigdy mu się to wcześniej nie stało.
Jedyne co pamiętał to ta melodia. Zasnuwała jego umysł jak mgła. Gęsta jak mleko, nie pozwalała mu przypomnieć sobie niczego.
– Patrzcie siostry. Otrząsł się
– Widać jest silniejszy niż myślałyśmy
– Ale czy to ważne?
– Wcale, przecież nikt nigdy od nas nie uciekł
Zewsząd otaczały go damskie głosy. Melodyjne, niebiańskie wręcz. Nigdy wcześniej takich nie słyszał. Brzmiały tak pięknie i hipnotyzująco jak ta dziwna melodia. Tym razem wszystko czuł wyraźnie. Jego ciało przestało go słuchać. Czuł jak samo opada na kolana. Nie ważne jak bardzo próbował z tym walczyć, jego ciało poruszało się samo.
Jedyne co mógł robić to słuchać i obserwować. Bacznie przyglądał się terenowi wokół w siebie, szukał źródeł głosów. Tylko nie wiele było rzeczy, które mu to ułatwiały. Gęste gałęzie nie przepuszczały za wiele światła. Dłuższą chwilę zajęło mu przyzwyczajenie się do ciemności, ale w końcu je zobaczył. Smukłe dziewczęta w białych zwiewnych sukniach. Ich długie, zielone włosy spływały po ramionach.
W życiu nie widział takich kobiet. Były tak piękne, że nie mógł oderwać od nich wzroku. Jak mógł ich wcześniej nie zauważyć? Przecież w swoich sukniach odznaczały się na tle lasu.
Ich twarze, żadnej z nich nie poznawał. Ta ich urodziwość była tak niezwykła, że aż zdawała mu się nieludzka. Właśnie nieludzka!
Czyżby trafił na demony? Dreszcze przebiegł po jego kręgosłupie.
Myśli o głupotach, przecież nie jest takim idiotą jak biesy nie istnieją. Pewnie podały mu jakieś zioła rozluźniające albo oszałamiające. Może jakieś kadzidełka? Tak, to musiało być to.
Pewnie mu za chwilę minie, a jak minie to te głupie otępienie te głupie kobiety zapłacą za to. To tylko kobiety. Co one mogą mu niby zrobić?
A on? Silny, rosły mężczyzna. Po prostu złapie je, nawet jeśli jedna czy dwie uciekną. Połamie im kości. Wyrwie im włosy. Zabije je.
Na samą myśl o tym ostatnim poczuł ekscytację. Zaczęły świerzbić go palce. Chciał znowu poczuć ten przypływ adrenaliny co ostatnio. Czuł jak robi mu się gorąco, a na jego policzkach pojawiły się delikatne wypieki.
– Patrzcie, patrzcie siostry – powiedziała jedna z zielonowłosych kobiet, podchodząc do mężczyzny. – Mamy niedowiarka – dodała przesuwając palcem po podbródku mężczyzny.
Jej dotyk był elektryzujący. Ale nie w tym przyjemnym sensie. Nie było w nim ani trochę delikatności. Mieczysław poczuł jak przez jego ciało przeszedł dojmujący ból. Każdy jego mięsień boleśnie się napiął. Czuł jakby miało go wykręcić.
– Kochanieńki, a to było tylko małe zaklęcie – powiedziała z szerokim uśmiechem, podnosząc jego podbródek. W jej oczach czaił się jakiś blask na którego widok Mieczysława przeszedł dreszcz. – Każda nowonarodzona wiła to potrafi – dodała obnażając swoje kły.
– On jest MÓJ!
Po polanie rozległ się piskliwy głosik.
Czy ja zwariowałem? Przemknęło przez myśl Mieczysława. To co słyszał i widział nie mogło być prawdą. Zwariował. Oszalał. Musiał. Demony nie istnieją. Zmarli nie wracają do życia.
Nie mogła stać przed nim jego córeczka. Chociaż jej włosy ściemniały, pod oczami pojawiły się wory, a cera stała się trupioblada, to wciąż była Bogna.
Patrzyła na niego, a on pierwszy raz w swoim życiu widział taki gniew i nienawiść. Nigdy nie widział czegoś takiego u dorosłego, a co dopiero u dziecka. Takiego przepełnionego urazą wzroku nie spodziewałby się nigdy u dziecka.
– Moje maleństwo – powiedziała słodkim głosikiem wiła, stojąca obok Mieczysława. – To przecież oczywiste. Prawda, siostry?
– Tak.
– My tylko chciałyśmy go dla ciebie przygotować!
– To będzie w końcu twoja inicjacja jako demona!
– Musi być wyjątkowa!
Szczebiotały wiły, wychodząc z ukrycia. Otoczyły małą Bognę. Jedna ją poklepała, inna zmierzwiła jej włosy. Wiły otoczyły dziecko taką miłością, w tych drobnych gestach, a zaledwie kilka chwil temu emanowała z nich mordercza aura. Bogna poczuła się tym wszystkim przytłoczona.
Za życia rzadko doświadczała, aż tyle czułości. Dotyk raczej kojarzył jej się z czymś złym. Z bólem. Siniakami. Krzykiem. Wiedziała, że to co robią wiły jest dobre, ale i tak nie mogła powstrzymać wzdrygnięć.
– Dosyć moje drogie siostry! – stojąca obok Mieczysława wiła, klasnęła w dłonie. Ich przywódczyni. Starczył taki gest, a pozostałe kobiety zamilkły, odsuwając się od dziewczynki. Bogna skinęła lekko głową. – Podejdź do mnie moja mała – powiedziała łagodnym tonem, a dziecko grzecznie do niej podeszło. – Uwierz mi wiem co czujesz w tej chwili – uklękła, aby zrównać z Bogną. – Te emocje. Złość. Gniew. Nienawiść. Można popaść przez nie w obłęd – mówiła dalej odgarniając z czoła dziewczynki kilka ciemno brązowych kosmyków. – Wiele demonów się w nich zatraca, a my nie chcemy, żeby cię to spotkało. Wiele już wycierpiałaś – chwyciła małą za rączki, dodając jej otuchy. – Inicjacja ma być dla ciebie oczyszczeniem. Rozumiesz? – zapytała, czekając na odpowiedź dziewczynki. Zdawała sobie, że to nie będzie dla niej proste. Dla nikogo nie było i niektórzy zatracali się. Bogna pokiwała głową na znak zrozumienia. Przywódczyni uśmiechnęła się delikatnie, a następnie pocałowała dziewczynkę w czoło. – W takim razie kontynuujmy.
Odwróciła się powoli i z gracją w stronę Mieczysława. Chwilowa aura troski kompletnie zniknęła. Ponownie kobietę otaczało zimne wyrachowanie. Jej ruchy emanowały chłodem, ale również okrucieństwem.
– Pora zapłacić za grzechy, człowieku – powiedziała przywódczyni, wpatrując się prosto w oczy Mieczysława.
Pierwszy raz w życiu zaczął się bać. To co widział to nie były zwidy, to była prawda. Jego ciało ponownie przeszyły dreszcze, ale tym razem nie były one spowodowane zaklęciem. Bał się.
– Moje drogie – zaczęła przywódczyni odwracając się do swoich sióstr. Pozostałe wiły zaczęły ustawiać w okręgu otaczając ich ze wszystkich stron. – Czas na przywitanie naszej nowej siostry! – wskazała na Bognę, która lekko się zarumieniła. – Co prawda nie jest wiłą, tylko Cichą, ale Weles postawił ją na naszej drodze – wymawiając imię boga każda z wił schyliła głowę. – Tak samo jak każdą z Was, spotkałam właśnie dzięki niemu. – ciągnęła swoją przemowę przywódczyni, rozglądając się pod zgromadzonych. – Dlatego powinnyśmy oddać Mu cześć i przywitać nowego demona! – podniosła głos, a następnie opuściła ręce. Stanęła za Bogną, kładąc jej ręce na ramionach. Jak matka próbowała okazać dziecku swoje pełne wsparcie. – Zaczniemy gdy będziesz gotowa. Możesz zrobić co zechcesz – powiedziała ciszej przywódczyni, lekko się uśmiechając.
Bogna opuściła głowę. Jej myśli były splątane. Każda z nich miała inną emocje. Sława, która stała teraz za nią mówiła, że wszystko będzie dobrze. Nie ważne co postanowi zrobić ze swoim ojcem będzie ją wspierać i nie pozwoli jej się zatracić. Tak samo jak na początku.
Gdy obudziła się w lesie, a słońce raziło ją w oczy. Była cała brudna, umorusana w ziemi zmieszanej z jej własną krwią. Dokładnie wiedziała co się stało. Jej ojciec ją zabił.
Złapał za rękę i pchnął na kamienie. Uderzyła o któryś z nich głową. Jej matka krzyczała. Gdy tylko pomyślała o matce natychmiast się zerwała. A przez myśl przebiegła mała iskierka nadziei. Myślała, że może jej matka uciekła.
Co z tego, że teraz była demonem? Nie musiała nikogo straszyć, czy jeść ludzi jak opowiadał ojciec. Po prostu chciała być ze swoją mamą. Chciała, żeby ją przytuliła i powiedziała, że będzie dobrze. Tak samo jak wtedy, gdy obudziła ja w środku nocy i zabrała od ojca. Miały razem uciec i zacząć nowe życie. Bogna wstała z ziemi, otrzepując się z brudu na tyle ile mogła. Rozejrzała się wokoło, próbując zorientować się gdzie jest.
Nie bardzo znała się na lesie, czy wiedziała gdzie ma iść. To jej mama ją prowadziła. Zawsze mówiła jej, że jeśli kiedyś zgubi się w lesie ma siedzieć na miejscu i czekać, aż ktoś ją znajdzie. Mama również często powtarzała jej, że demony nie krzywdzą małych dzieci, bo uważają je za niewinne. To dorośli powinni mieć się przy nich na baczności.
Już miała usiąść na ziemi i zaczekać na swoją mamę, gdy zauważyła skrawek jej czarnej szaty za pobliskimi drzewami. Bez namysłu pobiegła w tamtą stronę, ciesząc się, że zobaczy swoją matkę.
– Mamo! Nic mi nie jest! – krzyknęła, zatrzymując się przy drzewie.
Od razu znieruchomiała. Jej małe ciałko przeszedł tak wielki szok, że upadła na kolana. Tępym wzrokiem w zwłoki swojej matki. Pusty wzrok kobiety skierowany był na ziemię. Na jej twarzy było wiele siniaków, a krew zdążyła już zaskrzepnąć. Podarte, przesiąknięte krwią ubrania ledwo okrywały jej ciało. Najbardziej na jej ciele odznaczały się ciemne pręgi na szyi.
– Mamo? – zapytała nieśmiało Bogna. Jej głos się lekko załamał, a w jej gardle zbierała się gula. – Obudź się – dziecko uklękło na ziemi. – Zrób to tak jak ja – parę łez pociekło jej po policzku. – Dasz radę – Bogna delikatnie musnęła zimnej już ręki swojej matki. – Chodźmy stąd! – Jej głos zaczął się być coraz bardziej piskliwy, a z oczu sączyło się coraz więcej gorzkich łez. – Obiecałaś, że będziemy miały lepsze życie! Razem! – mówiła dalej dziewczynka przez łzy. – Proszę! Nie przeszkadza mi, że wrócisz jako demon! – Krzyczała już dziewczynka, a jej drobnym ciałkiem wstrząsało wiele emocji. Strach, że będzie sama. Żal, że nie usłyszy więcej swojej matki. Gniew na ojca. – Proszę – szepnęła dziewczynka, wtulając się w matkę. Tak bardzo pragnęła poczuć jej ciepło. Jej drobną dłoń na plecach.
Nic takiego się nie stało.
Bogna nie wie po jakim czasie znalazły ją wiły. Po prostu wtulała się w swoją matkę, szepcząc do siebie. Sama już nie pamiętała co to było. Pierwsze wyraźne wspomnienie po transie, jak to nazwała Sława, było to jak poczuła jej rękę na ramieniu i delikatny przepełniony troską głos.
– Moje biedne maleństwo
Sława obiecała nowonarodzonej demonicy, że jej pomoże. Tak uczyniła. Dzięki niej Bogna można teraz wpatrywać się w oczy prawdziwego potwora, który odebrał jej wszystko. Dzieciństwo. Przyjaciół. Jej ukochaną matkę. Mogła się zemścić.
Zamknęła oczy, biorąc głęboki wdech. Skupiła się na tym, czego naprawdę pragnęła. Wiedziała czego chce. Była tego pewna. Otworzyła oczy, patrząc na swojego klęczącego ojca.
Widziała w jego oczach strach. Gdyby mógł się ruszać, pewnie trząsłby się jak osika. Albo posikał w gacie.
– Powinieneś cierpieć – powiedziała pewnym głosem Bogna. –Czuć ból jaki czułam ja i mama – mówiła dalej zaciskając drobne dłonie w piąstki. – Ten strach, gdy nas biłeś i nikt nam nie wierzył – pochyliła głowę. – Tą bezradność, gdy nie wiedziałyśmy kiedy to się skończy – zamilkła na chwilę. Wpatrywała się w ziemię, a po jej brodzie skapało parę łez. Przetarła oczy rękawem sukienki, podnosząc głowę. Spojrzała ponownie na swojego ojca, a potem na Sławę, która tylko czekała. Nic nie mówiła. Nie wywoływała presji. Tylko czekała. – Nie chce go karać – powiedziała słabo przez łzy. – Chcę się bawić jak chcę. Chcę biegać. Tańczyć. Śmiać jak inne dzieci – ponownie przetarła rączkami swoje już lekko zapuchnięte od łez oczy. – Nie chcę się więcej bać – opuściła głowę, a łzy leciały jej już swobodnie po twarzy. Nie miała już siły z tym walczyć.
Sława uklękła przed nią delikatnie głaszcząc ją po głowie. Dziewczynka pierwszy raz od dawna poczuła się całkowicie bezpiecznie. Pod wpływem tych emocji mocno objęła wiłę, a ta odwzajemniła uścisk.
– I już nigdy nie będziesz się bała, moje maleństwo – Sława wstała z ziemi, trzymając na ręką dziewczynkę. – Zasłużyłaś, aby mieć dobre dzieciństwo, a na karanie grzeszników przyjdzie jeszcze pora – powiedziała odgarniając jej włosy z czoła. Bogna spojrzała jej w oczy. Jej oczy lekko błyszczały. – Czy chcesz żeby starsze siostry zajęły się tym za ciebie? – zapytała Sława.
– A nie jesteś zawiedzona? – zapytała dziewczynka.
– Nie – powiedziała wiła, gładząc Bognę po policzku. – Przeszłaś moje najśmielsze oczekiwania – dodała całując dziewczynkę w czółko.
Sława czuła wielką dumę i radość, że mimo młodego wieku to dziecko potrafiło porzucić zemstę. Wielu dorosłych miało z tym problemy, jednak ona zawsze służyła pomocą. Nie chciała, aby ktokolwiek jeszcze jak ona za młodu miotał się w tych destrukcyjnych uczuciach. Przytuliła mocniej dziewczynkę, pozwalając jej wtulić się w pierś. Odwróciła się od Mieczysława.
W sercu mężczyzny pojawiła się drobna nadzieja, że go wypuszczą. Jego oddech na chwilę przyśpieszył. Niech go zostawią w spokoju. W końcu czym on na to zasłużył? Przecież tylko karał swoją żonę i córkę za nieposłuszeństwo. Każdy tak robił. Może tylko on był przy tym bardziej dosadny?
Sława właśnie miała wyjść z kręgu, gdy zatrzymała się przy swoich siostrach.
– Moje drogie macie pełną swobodę w ukaraniu go – powiedziała chłodno przywódczyni, zakładając Bognie włosy za ucho. Mała zasnęła szybciej niż się spodziewała. Widocznie to co się stało wyczerpało ją o wiele bardziej niż się spodziewała. – Wracam do matecznika z naszą maleńką – dodała już łagodniej, odchodząc.
Pozostałe wiły zaczęły powoli tańczyć, krocząc z gracją po okręgu. Śmiały się. Trzymały się za ręce, a ich kopyta wybijały spokojną melodię. Zaczęły zacieśniać krąg, a tętent kopyt był coraz szybszy, lecz nie tracił rytmu. Mieczysław widział jak te wielkie końskie kopyta nieubłaganie się do niego zbliżały.
Gdy pierwsze kopyto w niego uderzyło, usłyszał chrupnięcie kości w nodze. Przeraźliwy ból jakiego nigdy wcześniej nie poczuł, a tym bardziej sobie nie wyobrażał. Miał ochotę krzyczeć, jednak zaklęcie sprawiło, że z jego ust nie wyszedł żaden najmniejszy pisk.
Po ciemnym lesie rozlegała się piękna, hipnotyzująca melodia oraz stukot końskich kopyt. Tej nocy nikt nie miał odwagi wkroczyć do lasu. Nikt również więcej nie słyszał o Mieczysławie, czy jego rodzinie. Żadna osoba z wioski nie miała też odwagi, aby zajrzeć do domu zaginionego kowala. Po wiosce zaczęły krążyć niepokojące plotki, że w nocy w pobliżu jego chaty słychać przeraźliwe krzyki. Niektóre babcie z wioski uważały, że w chacie zamieszkała jakaś mara jako kara za grzechy Mieczysława.
Jednak to nie była jedyna plotka jaka zawitała do wioski. Niektórzy leśniczy zdawali się słyszeć w nocy cichy radosny dziewczęcy śmiech. Czasami również widzieli małą dziewczynkę w śnieżnobiałej sukience z żółtą wstążką radośnie przebiegającą między drzewami, a towarzyszyć jej miały piękne kobiety o soczysto-zielonych włosach.