Znowu….
Do Podziemia spadł kolejny człowiek. Kolejne dziecko. Zagubione i przestraszone jak każde, które tu trafiło. To chyba piąte upadłe dziecko… albo szóste.
Moje wspomnienia zacierają się. Jestem tu tak długo, że mylę fakty. Nie potrafię ich uporządkować. Dlaczego te dzieciaki tu przychodzą?
Co ciągnie je, aby wejść na górę Ebott i wejść do tej jaskini?
Co mnie tu przyciągnęło? Chyba chciałam uciec. Chciałam zniknąć. Tylko nie potrafię przypomnieć sobie przed czym. Pamiętam jedynie to dojmujące uczucie, które towarzyszyło mi całe życie. Nawet teraz je czuję, chociaż nie jestem pewna czy to czym jestem teraz można nazwać życiem.
Czasami czuję, że jestem rozdarta. Między tym miejscem, a jakimś innym. Jakąś drugą stroną, ciemnym mrocznym miejscem. Nikt mnie nie widzi, ale ja widzę ich. Każdy ich ruch.
Zawsze słyszę ich głosy, ale oni nigdy nie usłyszeli mojego krzyku. Nikt komu na mnie zależało nie usłyszał mnie, a ja widziałam jak cierpią. Każdy kolejny człowiek im coś odbierał, a to uczucie dalej we mnie rosło.
Przytłaczało. Nie mogłam nic zrobić, a oni cierpieli. Byłam zamknięta w swoim małym prywatnym piekle. Nie rozumiałam dlaczego. Za życia chciałam im tylko pomóc. Zasłużyli na to po tym wszystkim co zrobili im ludzie. Czułam się w obowiązku, żeby jakoś im pomóc. Ale robiłam to też dla siebie. Mnie ludzie też odebrali wszystko.
Wszyscy mogliśmy się zemścić. Wystarczyło tylko przekroczyć barierę i zebrać pozostałe 6 dusz. Zniszczyć barierę i się zemścić. Chciałam im tylko pomóc, a spotkała mnie niezasłużona kara.
Za moje poświęcenie. Za nasze poświęcenie – moje i Asriela.
Chciałam ich tylko wyswobodzić. Stać się aniołem z legendy, o której wiele razy słyszałam od mieszkańców Podziemia. Sami mnie tak nazywali. Liczyli na mnie. Chcieli żebym im pomogła, nawet jeśli nie mówili o tym głośno.
Anioł, który widział powierzchnię zejdzie u uwolni podziemie od potworów.
To miałam być ja. Zrobiłam wszystko, aby przepowiednia mnie dotyczyła. Umarłam dla nich. Dałam im swoją duszę. Nie liczyło się to, ze cierpiałam. Były to jedynie koszty wliczone.
Ale wszystko zepsułam. Zniszczyłam wszystko. Zawiodłam.
Myślałam, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, że to co robimy jest dobre…
Ale same intencje nie starczą.
W moim pomyśle nie wzięłam jednak jednej rzeczy pod uwagę siły ludzkiej duszy. Jej nieprzewidywalności oraz uporu, która napędzana była strachem. Podobnie było z wrażliwością Asriela. Mimo, że znał plan był zbyt miękki, aby to zrobić.
Oboje zawiedliśmy, bo myśleliśmy, że mamy dość siły i wystarczająco motywacji.
Całe moje cierpienie poszło na marne.
Moja choroba. Tamten ból w mięśniach i żołądku. Rozrywający. Gorączka, która rozpalała całe moje ciało, często nie pozwalała mi jasno myśleć. Silne mdłości i wymioty, które jeszcze bardziej mnie osłabiały. Każdy dzień był istnym piekłem. Myślałam, że nic gorszego mnie nie spotka. Myślałam, że jeśli przetrwał tamten ból to dam radę ze wszystkim.
Jaka była wtedy naiwna i głupia. To, gdzie jestem teraz jest o wiele gorsze, bo jestem bezsilna. Samotna. Wtedy gdy umierałam miałam przynajmniej Asriela.
Czuwał przy mnie, aż do końca. Czułam jego ciepłą, futrzastą łapkę na swojej. Siedział przy mnie od początku do końca. Dzięki niemu, nie było to takie złe. Nie bolało tak bardzo, bo wiedziałam, że robię to w słusznej sprawie.
Kiedy zbliżał się mój koniec, każdy oddech sprawiał mi ból, a gorączka nie pozwalała się skupić. Asriel nie obchodził ode mnie na krok. A gdy umarłam wziął moją duszę.
To było naprawdę przedziwne doświadczenie. Z jednej strony straszne, a z drugiej ekscytujące. Byliśmy sobie o wiele bliżsi niż kiedykolwiek. Dzieliliśmy uczucia, myśli i ciało.
Jednak nie to było najdziwniejsze. Jego ciało zmieniło się. Az był o wiele wyższy. Na jego głowie pojawiły się rogi, tak samo majestatyczne jak u taty. Wyglądem przypominał już dorosłego kozła. Wielki, majestatyczny. Pełen siły oraz potężnej magii.
Może przewyższał nawet Asgora, który był królem potworów. Czułam, że razem możemy osiągnąć wszystko.
Myślałam, że to zmieni Asriela. Da mu wewnętrzną siłę do walki o sprawiedliwość dla potworów. Myślałam, że z moją pomocą ukarze ludzi. Ale dalej był taki sam – mała, płaczliwa beksa. Zbyt wrażliwy, aby zrobić komukolwiek krzywdę, dlatego ja przejęłam stery.
Nie było to takie trudne jak myślałam. Asriel oddał mi całkowitą kontrolę nad ciałem.
Z łatwością wzięłam swoje ciało. To było naprawdę straszne uczucie, trzymać własne zwłoki. Jeszcze ciepłe, ale puste. Bez duszy. Bez emocji. Wzięłam głęboki wdech, czując jak lęk mnie opuszcza. Robiłam to dla Asriela. Dla naszych rodziców. Dla wszystkich potworów.
Bez trudu przeszłam przez barierę, mimo że rodzice próbowali mnie powstrzymać.
– Ona chciała tylko zobaczyć żółte kwiaty – powiedziałam głosem Asriela. To były moje… A raczej nasze ostatnie słowa wypowiedziane do rodziców. Nie czułam wtedy smutku, czy żalu. Myślałam, że jeszcze tego dnia razem będziemy oglądać gwiazdy.
Kiedy wyszliśmy z Podziemia, najpierw ludzie się nam przyglądali. Ale potem, gdy odłożyłam swoje ciało na polanę, zaczęli mnie… Nas atakować. Kilka włóczki poleciało w moją stronę. Jedna z nich zraniła mnie w ramię. Przeszywający ból, rozrywający moje mięśnie. Bolało, ale mogłam to znieść. Nie miałam zamiaru okazać im litości. Chciałam się im odpłacić za wszystko co mi zrobili, za wszystko co zrobili potworom. Zebrać siedem ludzkich dusz. Zniszczyć barierę.
Ale nie mogłam. Asriel mi na to nie pozwolił. Nie sądziłam, że może mieć sobie tyle siły. Być tak wytrzymały, jeśli chce osiągnąć cel. Tylko dlaczego nie był taki gdy ja go potrzebowałam? Myślałam, że uda mi się przejąć kontrolę, ale on poradził sobie ze mną bez trudu.
Mój brat uznał, że nie możemy tego zrobić w ten sposób, że lepiej będzie jeśli wrócimy do domu i poszukamy innego wyjścia. Ale ja nie mogłam tak odpuścić. Tyle na to czekałam. Pragnęłam zemścić się na moich oprawcach, którzy bili mnie i prześladowali.
Asriel nie dał mi tej szansy.
Wziął moje ciało i skierował się do Podziemia. Nie zawracał uwagi na otaczających nas ludzi, którzy krzyczeli, że jest mordercą. Nie zważał na ból jaki mu zadają, mimo, że był on przytłaczający. Ja też go czułam. Nadal nie rozumiem co nim wtedy kierowało. Strach? Współczucie?
Własny brat zdradził mnie. Postanowił być miłosierny dla ludzi, którzy nigdy by czegoś podobnego nie uczynili wobec potworów.
Wrócił do Podziemia, a tam zmienił się w proch… A ja obudziłam się w tej pustce. Sama. Opuszczona. Zdradzona.
Od tamtego czasu podróżuję po Podziemiu. Myślę, że jestem czymś na kształt ducha, jednak nie do końca, bo nikt mnie nie widzi.
Widziałam jak Asriel stał się Floweyem. Cząstka jego duszy zamieszkała w jednym w złotych kwiatów. Ironia. Nie czuł już nic, nie ważne jak próbował. Wszystkie jego starania szły na marne. Czy było mi go żal? Trochę, ale bardziej czułam się zraniona. On może żyć, a ja tkwię w tej otchłani. Każde z nas miało swoje własne więzienie.
On nie potrafił tak żyć. Kiedy postanowił się zabić odkrył RESET. I zaczęło robić się ciekawie.
Małe niewinne koźlątko stawało się prawdziwym potworem.
Asriel, a raczej Flowey zrobił wszystko co było do zrobienia w Podziemiu. Przeczytał każdą książkę, spalił każdą książkę. Wygrał każdą grę, przegrał każdą grę. Zaprzyjaźnił się ze wszystkimi, zabił wszystkich. Nic nie dało mu ukojenia.
Muszę przyznać, że było to niezwykle interesujące. Siedzenie i oglądanie jego poczynań było moją najlepszą, a zarazem jedyną rozrywką. Uważałam, że na to zasłużył. Zdradził mnie i inne potwory. Przez niego – przez jego słabość – dalej byliśmy tu uwięzieni.
Był tak zdesperowany, że zabijał byleby uciec z tej pętli. Pogrążał się w szaleństwie z którego nie było ucieczki. Gdy zrozumiał, że nie ma ucieczki, żadnej nadziei poddał się. Tylko obserwował.
A moja nienawiść rosła. Po jakimś czasie z moich oczu zaczęła wydobywać się czarna maź, jednak nie przeraziło mnie to. Nie czułam nic oprócz nienawiści do świata. Już nie tylko do ludzi, tylko do całego świata.
Przez to, że ludzie znowu odbierali mi to co było dla mnie ważne. Pojawiały się kolejne upadłe dzieci. Odbierały mi MOJĄ Toriel. Sprowadzili na MOJEGO Asgora tak wielki ciężar. To przez ludzi musiałam patrzeć jak oni cierpią.
Cierpiałam za każdym razem jak widziałam w NASZYM pokoju obcego człowieka. Ona opiekowała się nimi. Pozwalała nazywać się mamą, a ona była NASZĄ matką.
Jednak ludzie byli inni niż Toriel sądziła. Pewnie uważała, że można nas zastąpić. Przeliczyła się. Każdy człowiek ją opuszczał. Nie mogę powiedzieć, że nie wzbudzało to u mnie radości. Ona cierpiała tak samo jak ja cierpię. Zasłużyła na to, bo o mnie zapomniała.
A kiedy król Asgore zabijał tych ludzi radowałam się jeszcze bardziej. Oni wszyscy czuli ból z jakim ja się zmagałam w ostatnich chwilach życia.
Czują ten sam smutek jak ja kiedy patrzę jak Toriel przygarnia kolejne upadłe dzieci. Ten sam żal jak ojciec je zabija. Gdybym się tylko stąd wydostała ukarałabym wszystkich przez których cierpiałam. Uwolniłabym wszystkie potwory od ich więzienia, którym jest to marne życie.
Wreszcie stała bym się aniołem, który wyswobodzi potwory. Dałabym im o wiele lepszą wolność niż to co dostałyby na Powierzchni.
Wystarczy tylko czekać na okazję. A taka prędzej czy później na pewno się zjawi.
. . .
Spadł kolejny człowiek. Jeśli się nie pomyliłam to siódmy. Ostatni. Jej DETERMINACJA była na tyle silna, aby zgarnąć moc RESETU. To był pierwszy raz kiedy człowiek posiadał taką zdolność.
Jednak ona była przerażona tym wszystkim. Ginęła raz za razem, aż w końcu usłyszała mój głos. Jak to się stało? Nie wiem. Może jej DETERMINACJA przedarła się jakoś do pustki? A może uczyniła to moja NIENAWIŚĆ?
To nie było ważne. Mogłam się wreszcie stąd wydostać. Wystarczyło tylko jej zgoda.
– Ochronię cię, ale będziesz musiała coś dla mnie zrobić – powiedziałam do dziewczynki. Najpierw przerażona, że mnie słyszy zamilkła. – To co zgadzasz się? – Po kilku minutach odezwała się słabym, niepewnym głosem.
– Zgadzam się.
Wreszcie będę mogła uwolnić potwory. Tyle na to czekałam. Nareszcie stanę się aniołem, który oczyści Podziemie.
Ostatnia opowieść mojego dziadka – roz. 4
Pierwszy rozdział Poprzedni rozdział Pierwsze promienie słońce wpadły przez okno, o świetlająć fotel. Leżał naCzytaj >>Ostatnia opowieść mojego dziadka – […]
Ostatnia opowieść mojego dziadka – roz. 3
Rozdział 1 Poprzedni rozdział – Kostek, jedź wolniej, bo się zakrztusisz – upomniała go mama.Czytaj >>Ostatnia opowieść mojego dziadka – […]