Site Overlay

Opowieść o pewnym cieniu – roz. XII „Lęki”

Niedawne spotkanie z przyjaciółmi pozwoliło Domasławie oczyścić umysł. Czuła w sobie nową energię, którą chciała jakoś spożytkować. Popijała herbatkę z owoców leśnych, przeglądając oferty pracy w swoim mieście. Nie miała za dużego wyboru, bo nie skończyła jeszcze studiów. Liczyło się, aby znaleźć coś co pomoże jej opłacić rachunki. Nie chciała z tym dłużej zwlekać. Pieniądze po jej matce kiedyś się skończą…  Zapisała sobie kilka ciekawszych ofert, a potem spojrzała w notatki jakie zrobiła tego ranka.  

Rozwiązanie jakie podał jej ostatnio Adam z oddziałem onkologii dziecięcej wydawało się mieć sens. Przynajmniej tak to wyglądało, gdy patrzyło się na samą zagadkę, a nie na to co Doma wiedziała o napastniku, przynajmniej tak sobie to wyjaśniała. Zastanawiała sie jak osoba o dość nieprzyjaznym wyglądzie, kojarzącym się z jakimś gangsterem – czy jak to określili chłopcy potworem Frankenstaina – może znajdować się na onkologii dziecięcej. Kobieta starała się inaczej podejść do tej zagadki niż zrobił to jej przyjaciel. Wolała mieć pewność zanim wybierze się na poszukiwania. Nie ważne jak próbowała Asklepios kojarzył się tylko z szeroko rozumianym tematem medycznym, a druga część zagadki o potworach pożerających najmłodszych zdawała się dość wymowna. Nieuleczalna choroba atakująca dzieci. Odnalezienie też oddziału onkologii dziecięcej nie stanowiło problemu, bo w mieście był tylko jeden. Doma bardzo szybko znalazła stronę szpitala. Przez moment myślała, że jest już bliska rozwiązania zagadki, ale na stronie nie było żadnego zdjęcia nikogo z personelu oprócz danych kontaktowych do rejestracji i dyrekcji szpitala. Znalazła jedynie jakieś zdjęcia dyrektora w gazecie i kilku ważniejszych lekarzy. Nie za wiele jej to pomogło, a nie miała odwagi, aby iść tam samej i rozpytywać o gościa trzymając jego portret. Jeszcze by ją zgarnęła policja albo ochrona szpitala.   

Głośno nie potrafiła też przyznać, że czuje się nieswojo przez długą nieobecność Cienia. Minęło kilka dni, a on dalej nie wrócił. Na szczęście żaden spaczony duch też się nie pojawił. Widocznie medalion od madame Lumiere spełniał swoją rolę.  

Nieprzyjemna gula zalegała jej w gardle na samą myśl o mężczyźnie. Nie chciała go spoliczkować. On po prostu trafił w sedno swoimi słowami… Wiedziała, że nie może mieć o to do niego pretensji. Nie zdawała sobie sprawy, że jest zdolna kogoś uderzyć. Obiecała sobie w duchu, że jeśli… kiedy wróci przeprosi go.  

Dzyń! Dzyń! Dzyń!  

Domasława wzdrygnęła się, szturchając kubek. Chwyciła go obiema dłońmi, zanim zawartość zdążyła rozlać się na komputer. Dzwonek jej telefonu nie przestawał dzwonić zakłócając panującą od dłuższego czasu w domu ciszę. Potarła dłonią skronie, rugając się w myślach za swoje zachowanie.  

Wystraszyć się dzwonku własnego telefonu.  

– Domasława Sójka z tej strony  

– Domuś – usłyszała łagodny i znajomy męski głos. – Tu Zdzisław. Pamiętasz mnie prawda?  

– Pana raczej nie da się zapomnieć – uśmiechnęła się lekko do telefonu. Pan Zdzisław to starszy pan z zawodu florysta, który od wielu lat współpracował z matką Domasławy. Sprzedawał jest różne kwiaty czy zioła, które potem samodzielnie ususzała do naparów czy herbat. Często wpadał na herbatę i pogawędkę z mamą Domy. 

– Kochana, żaden pan! A jeszcze niedawno mówiłaś do mnie wujku!  – rzekł jakby lekko się denerwując na Domę. – Jak już to Zdzisiu  

Domasława zaśmiała się lekko pod nosem. Zdzisław rzeczywiście był dla niej jak wujek. Często jak wpadał opowiadał zabawne anegdotki o tym jak sprzedał kwiaty jednemu mężczyźnie, a kolejnego dnia przyszła jego żona próbując zwrócić róże, bo były czerwone, a nie rubinowe.  

– Ale ja nie o tym! – Doma oczami wyobraźni już widziała, jak Zdzisław macha ręką jakby odpędzając muchę. –  Chodzi o dostawę ziół! Wrotycz ma tak piękny żółty kolor jak nigdy! A jarzębina tak pięknie obrosła! Będzie chyba z trzy kartony więcej niż w zeszłym roku.  

Domasława oparła się o blat stołu. Przygryzła lekko wargę, zastanawiając się jak odpowiedzieć. Wiedziała, że odwołała wszystkie dostawy, włączając w to pana Zdzisława. Nie chciała obrazić starszego pana, bo był bliski jej rodzinie. 

– Wiem, że mówiłaś, że na razie wstrzymujesz się z pracą w sklepie, ale… 

Doma czuła jak gula w jej gardle rośnie z każdym słowem starszego pana. Zimny dreszcz przebiegał po jej karku. Będąc szczerą Domasława po tych kilku tygodniach dalej nie wiedziała co począć ze sklepem. Nie chciała go sprzedawać, ale nie czuła się na siłach, aby go prowadzić.  

– Domuś, czy wszystko w porządku?  

– Co?  

– Pytałem, czy mam przyjechać w pod koniec przyszłego tygodnia, ale chyba jesteś jakaś nieswoja 

– Nie, ja po prostu… – Doma nawet nie wiedziała, co ma powiedzieć.  

– Kochanie, nie chciałem naciskać – zaczął przepraszająco Pan Zdzisław. – Zapędziłem się. Przepraszam  

– Nic się nie stało – powiedziała słabo Domasława.  

– Domasławo, jeśli czegoś potrzebujesz to daj znać. Kwiatki mogą jeszcze poczekać 

Kobieta wyprostowała się na dźwięk swojego pełnego imienia. Naprawdę niewielu ludzi zwracało się tak do niej. Poczuła się dziwnie. Nieswojo. Jakby ktoś przywoływał ją do porządku. Ile razy już słyszała te słowa? Jak zwykłe wygadanie się komuś może pomóc? Jak ktoś ma zrozumieć co czuje? Nikomu nie może powiedzieć prawdy.    

– Rozumiem. Zapamiętam – powiedziała oschlej niż by chciała.  

Przez dłuższy moment zapanowała między nimi niezręczna cisza.  

– Skarbie, pamiętaj proszę, że nie jesteś sama 

Po tych słowach starszy florysta rozłączył się. Domasława jeszcze przez chwilę trzymała przy uchu telefon nasłuchując ciszy. Czuła się jakby zrobiła coś złego.    

   – Co powinnam zrobić? – zapytała sama siebie, a jej głos odbił się echem po pokoju.  

Odłożyła telefon, siadając z powrotem na krześle. Zmarszczyła brwi, a wolną ręką podparła swoją głowę. Wpatrywała się w ekran swojego komputera, nie bardzo skupiając się na tym co wyświetlał. W jej gardle formowała się gula, jakby zrobiła coś złego. Ale co było złego w tym, że nie wiedziała co ma robić?  

Pokój jej matki dalej stał zamknięty na klucz. Nie ruszyła tam nic. Nie wyrzuciła nawet tamtych kwiatków, bo nie potrafiła się przemóc. Skąd miała wiedzieć co zrobić ze sklepem?  Samej go prowadzić? Stać tam każdego dnia, gdzie stała jej matka. Robić to samo co każdego dnia robiła jej matka. Każdego jebanego dnia boleśnie przypominać sobie, że jej matki już tu nie ma.  

Pamiętać echo tamtych słów, które jej powiedziała, gdy ostatni raz ją widziała.  

Domasława poczuła jak gula w jej gardle rośnie. Poczuła lekki ucisk w piersi.  

A gdyby wszystko sprzedała i wynajęła? Albo zatrudniła kogoś do prowadzenia sklepu?  

Tego sobie nawet nie potrafiła wyobrazić. Oddać komuś na co jej matka pracowała całe życie?  

Uścisk w klatce przybrał na sile. Zimny dreszcze przebiegł po jej karku. Mięśnie napięły się. Oddech przyśpieszał. Domasława nie potrafiła sobie wyobrazić, aby komuś oddała to miejsce, mimo, że sama jeszcze nie zdawała sobie sprawy jak cenne dla niej było. 

– Doma – nagle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Zachłysnęła się powietrzem, prostując się gwałtownie.  

Jej wzrok napotkał twarz Cienia. Jego usta były lekko rozchylone, a brwi ściągnięte. Patrzył na nią takim wzrokiem, jakby… 

Natychmiast odegnała przytłaczające myśli, karcąc się za nie.  

– Nie chciałem cię przestraszyć – mówił spokojnie Cień, bacznie przyglądając się dziewczynie. – Wołałem cię od kilku minut. Nie odpowiadałaś  

Chwilę zajęło Domie zduszenie w sobie tego dziwnego uczucia w klatce piersiowej.  

– Serio? – uśmiechnęła się krzywo, próbując go jakoś zbyć. Odciągnąć od tego co się przed chwilą działo. – Zamyśliłam się. – Nie chciała, aby ją widział. – Wiesz szukanie pracy pochłania. – zastukała delikatnie w ekran komputera. Starała się rozluźnić, a przynajmniej wyglądać na taką. Oparła się plecami o blat, lekko przekrzywiając głowę. – Zwyczajnie cię nie usłyszałam.  

Cień uniósł brwi zaskoczony jej odpowiedzą. Wołał ją kilka razy. Gdy nie odpowiadała zaniepokoiło go to, zwłaszcza, że nie poczuł w domu żadnej kreatury. Była tylko ona. Siedząca i wpatrująca się niewidzącymi oczami w ekran komputera. Ściskająca telefon, aż pobielały jej knykcie. Drżała. Wołał ją, a ona nawet nie drgnęła, aby na niego spojrzeć. Widział jej puste oczy, gdy dotknął jej ramienia.  

Wiedział co to jest. Sam doświadczył tego już kilka razy. Wszechogarniający strach, który pełza ci po plecach, złośliwe myśli, które oplatają twój umysł, mącą go. Zdawał sobie sprawę jak ciężko jest samemu poradzić sobie z nimi.  

Niestety Domasława nie była osobą, która tak łatwo przyjmowała pomoc. Cień nie wiedział skąd u dziewczyny taki opór przed przyjęciem otwarciem się na innych. Mogła ją otrzymać od każdego komu na niej zależało, a ta raz po raz ją odrzucała. Nie potrafił tego pojąć.  

Może nie przypomniał sobie wszystkiego tylko marne strzępki swojego dawnego życia, ale swoje wiedział. Czasem, aby pójść dalej wystarczyło się wyżalić. Powiedzieć na głos swoje mroczne myśli, nadać im kształt, aby w końcu dać im odejść. Zastanawiał się, czy mądrym będzie wywrzeć na Domie presję, skoro po dobroci odrzucała jego pomoc. Widział jak ona się miota. Nie mógł jej tak zostawić, bo to nikomu nie wyszłoby na dobre. Cień wziął głęboki wdech, zbierając swoje siły do tej rozmowy. Wątpił, aby przebiegła ona gładko. 

– I uważasz, że w to uwierzę? – Cień wskazał na komputer. – Nie reagowałaś na nic, dopóki cię nie dotknąłem – Starał się mówić łagodnie, spokojnie. Nie chciał, aby Doma odebrała to jako atak. – Wyglądałaś jakbyś zobaczyła ducha – Starał się utrzymywać z nią kontakt wzrokowy, ale ta unikała go. Czuł pod palcami jak jej barki napinają się. Widział jak kobieta marszy brwi. Odsunął się od niej, myśląć, że danie jej przestrzeni będzie dobrym pomysłem. – Wiem, że utrata kogoś jest bolesna. – Sam spuścił głowę na moment, przypominając sobie chwilę na moście, gdy nie mógł rozpoznać twarzy swojej ukochanej. – To uczucie, które rozrywa serce na kawałki – Cień nie powstrzymał smutku, który wybrzmiał w jego głosie. Nie wstydził się tego, że tęsknił za życiem, którego nawet do końca nie pamiętał. – Wydziera część ciebie nieodwracalnie. Czujesz…  

– Pustkę – szepnęła słabo Domasława. Nie potrafiła podnieść głowy, aby na niego spojrzeć. Ale nie mogła przyznać mu racji. Nie rozumiała jak to robił. Jak sprawiał, że jego słowa tak dokładnie odzwierciedlały jej myśli. Mimo to poczuła pewną gorycz. Domasława straciła swoją matkę na zawsze. Nigdy jej już nie zobaczy, chyba, że sama postanowi udać się do Nawii. Ale Cień… On miał szasnę odzyskać swoje dawne życie. Ponownie zobaczyć tych, których kochał. Przytulić ich. Przeprosić. Ich sytuacje były inne. – Ale ty ich nie straciłeś. Ty tylko nie pamiętasz – odparła Doma, odwracając się od mężczyzny. – Ty pewnego dnia do nich wrócisz – W jej głosie słychać było jad. Jakby miała wyrzuty wobec Cienia za to, że straciła matkę, chociaż to nie była prawda. – Nie wiesz jak to jest. Nie rozumiesz.  

Cień widział jak kobieta się przed nim broni. Stawia mur między nim a sobą. Nie chciał, aby to zrobiła. Naprawdę chciał jej pomóc, nawet jeśli znali się tak krótko uważał ją za swego rodzaju przyjaciółkę.  

– Nie mówiłem, że utożsamiam się z twoim bólem – powiedział Cień, po dłuższej chwili ciszy. Czuł, że musi ostrożnie dobierać słowa. Westchnął ciężko. Jemu samemu trudno było o tym mówić, ale nie mogli dłużej milczeć. – Masz rację. Pamiętam tylko strzępki ze swojego życia. Mam jakąś szansę, aby je odzyskać. – Zamilkł na chwilę samemu próbując się pozbierać. Zebrać siły, aby samemu otwarcie przyznać się do swojego strachu. – Ale taką szansę można łatwo stracić. Kto wie czy już jej nie straciłem? Co będzie jak pewnego dnia przypomnę sobie swoje dawne życie? Co będzie jak kiedyś ją spotkam, a ona mnie nawet nie zobaczy? Co jeśli dawno odeszła, a ja ganiam za jakimiś duchami? – Cień po prostu mówił. Pozwolił swoim lękom nabrać kształtu, ale to on miał nad nimi władzę, nie odwrotnie. – Każdego dnia te myśli krążą po mojej głowie. Boję się, że okażą się prawdą – Spuścił głowę, czując jak jego oplata to przytłaczające uczucie. – Ale równie mocno jeśli nie bardziej boję się, że nigdy nie poznam prawdy. Ta niewiedza sprawia, że nie wiem co ze sobą począć. – Cień podniósł głowę, chcąc spojrzeć w oczy Domie. Tym razem nie uciekła. – Nie chcę żeby ten strach mnie kontrolował. Nie chce się bać, dlatego szukam prawdy. Dlatego chcę pamiętać. – Mężczyzna ujął dłonie Domy w swoje, chcąc dodać jej otuchy. – Masz rację. Nie rozumiem, co czujesz. Dlatego pytam. Gdy nazwiesz swoje lęki, możesz nad nimi zapanować. Uporać się z nimi i ruszyć dalej.  

– Przepraszam – zaszlochała Domasława, zakrywając swoją twarz. Nie mogła już powstrzymać łez. To było dla niej za dużo. Cień był dla niej taki wyrozumiały. Cierpliwy. A ona za każdym razem dawała się ponieść emocjom. Uderzyła go. Teraz też nie była lepsza.  

– Nie masz za co  

– Mam! – wrzasnęła Domasława, wstając gwałtownie z krzesła. – Jestem okropną osobą. 

Domasława nie wiedziała co ma zrobić. Łzy leciały jej po policzkach. Każde słowo Cienia było jak ostrze, które raniło ją. Czuła się okropnie. Nie zasłużyła na to. Nie powinien się tak wobec niej zachowywać. Powinien na nią krzyczeć, wywlec jej jak go potraktowała. Nigdy nie wrócić.  

– Ja… – sama nie wiedziała co po prostu chciała powiedzieć. Czuła się obnażona. Przyparta do muru.  

– Po prostu to powiedz – widział jak Doma przeczesuje dłonią włosy. Widział jak bardzo jest zdenerwowana, ale jeśli się w końcu otworzy to to mogło tak wyglądać. – Nikt cię za to nie oceni.  

– Ja po prostu chciałabym ją przeprosić – załkała Domasława, osuwając się na podłogę. Cień od razu znalazł się przy niej, bojąc się, że kobieta się zraniła. – Zrugałam ją i wyszłam wściekła ze sklepu, a potem… jej już nie było. – Cień usiadł obok niej pozwalając jej mówić. Domasława pierwszy raz od dłuższego czasu pozwoliła słowom po prostu płynąć. Może to dlatego, że ona i Cień długo się nie znali? Może dlatego, że nie starał się sypać złotymi radami na lewo i prawo jak reszta, gdy tylko Doma próbowała coś powiedzieć? A może dlatego, że łatwiej było otworzyć się przed nim niż przed przyjaciółmi? – Nie miałam okazji powiedzieć jej, że przepraszam za tamte słowa. Nie miałam ich na myśli. Byłam po prostu zła, bo ona była taka naiwna z tymi kamerami. Nie mam pojęcia co zrobić ze sklepem, a wszyscy cały czas pytają kiedy go otworzę. Jak ma go prowadzić, jeśli nawet nie potrafiłam uporządkować jej rzeczy? – Domasława spojrzała na Cienia, nie szukała wsparcia czy jakiś ciepłych słów. Po prostu chciała to powiedzieć. – Potem te maziowate stwory, które nie wiadomo dlaczego się do mnie przyczepiły. Ty i ta dziwna więź, która sprawia, że nas do siebie ciągnie. Wszystko jest poza moją kontrolą. A do tego policja nawet nie znalazła tego faceta. Znalezienie go, odkrycie dlaczego to zrobił to jedyna rzecz nad którą obecnie panuję. Ja muszę wiedzieć dlaczego ją zabił. Dlaczego mi ją odebrał, A najgorsze jest to, że nie mogę o tym nikomu powiedzieć, bo to jest tak cholernie głupi pomysł. – Domasława spuściła głowę. – Ja po prostu nie wiem co innego mam zrobić.  

Nie była głupia i zdawała sobie sprawę jak niebezpieczne może być szukanie mordercy własnej matki. Jej też mógł zrobić krzywdę. Ale ona musiała wiedzieć. Może gdyby wiedziała udałoby jej się pójść dalej. Nie chce już dłużej tkwić w miejscu.  

– Jeśli czujesz, że to jest to czego potrzebujesz to ci w tym pomogę. – powiedział Cień. Domasława spojrzała na niego ostrożnie, a ten tylko delikatnie się do niej uśmiechnął. Nigdy tego wprost nie powiedzieli, po prostu razem działali. Jakby tak miało być.  – Ja pomogę tobie znaleźć mordercę i zajmę się spaczonymi duszami.  

– A ja tobie odzyskać wspomnienia i wrócić do domu – dodała Domasława delikatnie odwzajemniając uśmiech.  

Cień miał rację. Doma pierwszy raz jasno wyraziła, że nie wie co robić. Przyznała, że nie czuje aby panowała nad swoim życiem. Każdy jej doradzał co ma zrobić, jak się zachować. Nawet jeśli nie mieli złych intencji, ona czuła się tym przytłoczona. Chciała tylko, aby ktoś jej wysłuchał. Nie krytykował, a może też wsparł w jakimś głupim pomyśle.   

 Chyba nawet wiem, gdzie możemy zacząć szukać – powiedziała Domasława, spoglądając w stronę swojego komputera. Kiedy jak nie teraz mieli wziąć się do roboty? Nie mieli powodu dłużej z tym zwlekać. 

– Czuję, że coś mnie ominęło – Cień spojrzał za nią trochę zbity z tropu.   

– A wiesz, że czuję to samo – odrzekła Doma, opierając się o blat stołu. Lekko przekrzywiła głowię, uśmiechając się zadziornie. – Wspominałeś coś o pamiętaniu strzępków ze swojego życia? Może mnie wprowadzisz? 

– Cóż te kilka dni było bardzo emocjonujących… 

– Mamy czas – wzruszyła ramionami Domasława. – To teraz moja kolej cię wysłuchać, prawda? 

Cień odwzajemnił uśmiech Domasławy. Cieszył się, że kobieta otworzyła się przed nim i powiedziała co ją gryzie. Co z tego, że pomysł szukania zabójcy był idiotyczny? Przynajmniej oboje tkliwi w tym samym szambie. 

… 

– To brzmi surrealistycznie. Tak po prostu ją widziałeś? Ale jej tam nie było? – dopytywała Domasława, rozsiadając się na kanapie. Kubki z herbatą jakie zaparzyła dla siebie i Cienia były już puste, a ona miała wrażenie, że nie bardzo rozumie jego historię.  

A rozmowa z człowiekiem, który niby jest martwy, ale tak nie do końca, to cię nie dziwi? – zripostował Cień, sięgając po swój kubek.  

– Jestem medium – zaczęła wzruszając ramionami Doma, ale zaraz się poprawiła. – Miałam być medium. Głosy z zaświatów to dla mnie normalka.  – Cień westchnął odstawiając pusty kubek na stolik. – Ale wracając do twojej dziewczyny… 

– Narzeczonej – poprawił ją Cień.  

– Szczegóły – Doma tylko przewróciła oczami.  

– Które mogą być istotne – odrzekł Cień, zamierzając wyjaśnić Domie jak ważne są takie szczegóły. Powstrzymał się. Wiedział, że mogą się tak z Domasławą kłócić przez godziny, a nic nie ustalą. – Czy wiesz czym ona może być? Czy jest duchem albo czymś podobnym? – zapytał Cień z lekkim drżeniem w głosie. 

Domasława wyprostowała się, siadając po turecku na kanapie. Przyglądała się swojemu towarzyszowi, rozumiejąc do czego zmierza. On był projekcją astralną, co znaczyło, że jego ciało gdzieś tam jest. Ale skoro on był w takim stanie, jego narzeczonej też mogło coś grozić. Mogła być martwa.  

– Nie brzmi to na ducha ani nie przypomina też żadnego innego demona, chociaż nie można tego wykluczyć – zastanawiała się na głos Domasława. Jej wiedza na temat świata magii nie była kompletna. Mogła się pomylić w swojej ocenie. – Wspomniałeś, że czułeś jakbyś odgrywał jakąś scenę, tak? Jakby ciało samo wiedziało co ma robić bez twojej wiedzy? – dopytała, aby się upewnić. Cień potwierdził to.  A ona w żaden sposób nie odpowiadała ci?  

– Mówiła do mnie – odrzekł Cień, a Doma przygryzła lekko wargi zastanawiając się jak lepiej dobrać słowa. 

– W sensie, chodzi mi czy była miedzy wami jakaś świadoma interakcja. Taka która… Domasława naprawdę miała problem aby znaleźć odpowiednie słowa, które wyraziłyby to co miała na myśli. – Nie wiem, jakbyś z góry nie wiedział co ona powie?  

Cień zamilkł, próbują przypomnieć sobie chwilę ze swoją ukochaną. Ten moment na kładce był bardzo specyficzny. Wyraźnie tkwił w jego pamięci, ale samo ich spotkanie jakby było zamglone. Dopiero teraz  zrozumiał, że czuł się w tamtej chwili jakby przeżywał jedno długie deja vu. Odgrywali, a raczej sam odgrywał coś co już się wydarzyło. Nawet nie ma pojęcia kiedy to się naprawdę stało. Równie dobrze mogło to się stać dawno temu…  

Domasława widziała jak Cień pochmurnieje. Dłuższą chwilę jej nie odpowiadał, tylko wpatrywał się intensywnie przed siebie.  

– Zgaduję, że odpowiedź brzmi nie – głos Domasławy przywrócił go do porządku, ale nie odezwał się. Skinieniem głowy potwierdził tylko jej słowa. – Myślę, że to raczej tylko wspomnienie. Chociaż o takim wychodzeniu z amnezji jeszcze nie słyszałam – odparła Domasława.  

Cień w odpowiedzi znowu skinął głową. Kobiecie nie bardzo podobało się jak jej towarzysz zamilkł. Nie bardzo wiedziała co zrobić, ale nie mogła go tak zostawić. Widziała, że nad czymś rozmyślał i raczej nie były to przyjemne myśli. On jej pomógł. Powinna się zrewanżować. Studiuje psychologie, a nie potrafi się odezwać.  

Zawsze na wykładach powtarzano jej, że nie można nawiązywać przyjacielskich relacji z pacjentami. Trzeba mieć do tego dystans, aby osobiste odczucia nie zaburzały jej osądu. Tylko, że Cień nie był pacjentem. Z takim to by od razu sobie poradziła. Może powinna takiego podejścia spróbować? Nie obawiać się, że zniknie gdy jakieś jej słowa go zabolą?  

Obiecali sobie coś.  

Domasława westchnęła.  

– Dobra, to co cię dręczy? – zaczęła kobieta, nachylając się w stronę Cienia. – Zdaje się, że doszedłeś do jakiś wniosków, które niezbyt ci się spodobały. 

– Zastanawiam się kiedy to mogło mieć miejsce – odpowiedział Cień praktycznie od razu. Trochę zaskoczyło to Domasławę, ale patrząc na to z drugiej strony to on zawsze nakłaniał ją do rozmowy. Zdawał się być osobą bardziej świadomą swoich własnych uczuć niż ona. Chyba nie będzie tak źle, pomyślała Doma uważnie słuchając przyjaciela. – To mogło się zdarzyć rok temu, albo 20 lat temu. Może ona już umarła ze starości, a ja leżę gdzieś pod respiratorem. Może my już nie jesteśmy razem…  

– Albo za bardzo to roztrząsasz – przerwała mu Domasława, zanim Cień wysnuje kolejne scenariusze. – Mówiłeś, że jesteś pewien, że to na tamtej kładce za parkiem jej się oświadczyłeś, tak? – Cień pokiwał głową. – To cię pocieszę, że mogłeś się jej oświadczyć najdalej 4 lata temu, bo wtedy oddali tę kładkę do użytku. I ja bym ten temat już zostawiła w spokoju, bo dalsze teoretyzowanie raczej dobre nie będzie.  

– Chyba masz rację – powiedział Cień, opierając się placami o oparcie kanapy. Odchylił głowę do tyłu, wpatrując się w sufit.  

– A te inne wspomnienia – Doma próbowała szybko zmienić temat. Widziała, że temat narzeczonej był dla Cienia bardzo ważny i emocjonalny. Niewiele wiedzieli, a takie wymyślanie co mogło się stać raczej nie było zdrowie. – Te, w których słyszałeś wycie karetki… 

– To było mniej wyraźnie niż tamto spotkanie – zaczął opowiadać Cień, mrużąc lekko oczy. – I pojawiło się kilka razy. Głównie jako sny – Domasława doskonale pamiętała moment, jak Cień dostał ataku paniki na początku ich znajomości. Wtedy nie był zbyt otwarty, aby o tym rozmawiać. – Pamiętam wycie syren, ktoś coś do mnie mówił. Chyba mężczyzna w mundurze… 

– Może ratownik z karetki?  

– Chyba tak. A potem jakieś migające światła. Płacz – opowiadał dalej Cień, wpatrując się w sufit. – Jedyne co się powtarza to dwa słowa. Tylko one są wyraźne. Ktoś mówił nowa droga. Ale nie mam pojęcia, dlaczego.  

Domasława natychmiast się wyprostowała. Nowa Droga kojarzyło jej się tylko z jednym. 

– Coś się stało? – zapytał Cień, uważnie obserwując Domasławę siadającą przy komputerze.  

– Jeśli masz rację, to Dola sobie z nas mocno kpi – powiedziała jednocześnie wpisując coś na klawiaturze. Cień nie bardzo wiedział o co jej chodzi.  

– Co to jest Dola? – zapytał mężczyzna, wstając za kobietą z kanapy.  

– Taki demon, który jest z tobą całe życie. Może przynieść ci szczęście, jeśli ciężko pracujesz. Chyba, że jest leniwa to ma cię gdzieś. A innym razem może ci nieźle namieszać w życiu jak ją wkurzysz – wyjaśniła na prędze Domasława, klikając w odpowiedni link. – Myślę, że nasze Dole się zgadały i uznały, że będą sobie robić z naszego życia darmową rozrywkę – dodała, odsuwając się od ekranu. Cień schylił się do niej, próbując zrozumieć co mu pokazuje. Na ekranie znajdowała się schludna strona szpitala wojewódzkiego.  

– Nowa Droga – Cień przeczytał nazwę szpitala.  

– I zgadnij co – powiedziała Doma wskazując na listę oddziałów w tym szpitalu.  

– Mają oddział onkologii dziecięcej  

– Nie tylko. Jest też OIM i oddział neurologiczny, na którym może leżeć twoje ciało.  

2 thoughts on “Opowieść o pewnym cieniu – roz. XII „Lęki”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 Cień Pisarza. All Rights Reserved. | Catch Vogue by Catch Themes