Cień tylko pokręcił głową. Nie bardzo wiedział jak rozgryźć Domasławę. Gdy już sądził, że ją zna i umie przewidzieć jej reakcję ta czymś go zaskakiwała. Tym razem też nie było inaczej. Niby odrzuca magię i jej dziedzictwo, ale zatrzymuje co przydatniejsze przedmioty. Rozumiał, że jej przeszłość mogła być ciężka, ale zauważyć można było, że ciągnęło ją do magii. Nie można w pełni odciąć się od swojego dziedzictwa. Widział jak kobieta z werwą przeskakiwała po dwa stopnie na schodach. Miał tylko nadzieję, że się nie wywróci. A jej determinacja mogła być trochę niepokojąca, ale lepiej to niż użalanie się. Czy przywoływanie porąbanych duchów ciotek.
Usłyszał trzaśniecie drzwiami na końcu korytarza, które wyrwało go z zamyślenia. Mimochodem odwrócił się w stronę toalet. Spostrzegł kobietę o czarnych lokach, która oddalała się od niego. W pierwszej chwili zmroziło go. Bał się ruszyć myśląc, że jest to kolejne wspomnienie. Kolejna mara, która chce zaćmić jego umysł, gdy jest najbardziej potrzebny. Przetarł oczy, drżącą ręką. A ona wciąż tam była. Taka wyraźna. Widział jak zniknęła zza rogiem.
To mogła być ona, ale nie musiała. Nie zauważył, kiedy zaczął oddalać się od Domy. Jest wiele kobiet o czarnych długich lokach. Cień ruszył za nieznajomą niewiele się za tym zastanawiając. Widział jak idzie kolejnym korytarzem.
Szła przed siebie wolnym krokiem, który wydawał się tak znajomy. To jak odgarnęła włosy za ucho. To mogła być ona. Ale to też mógł być każdy inny. Mimo to Cień szedł za nią. Była jakaś szansa, a on wolał się upewnić. Czy nie tego właśnie tutaj szukał?
Musiał tylko zobaczyć jej twarz. Tylko to.
Kobieta weszła do jednej z sal, zostawiając za sobą lekko uchylone drzwi. Zatrzymał się przy nich. Poczuł dziwny ucisk w piersi. Przez moment miał ochotę uciec, ale szybko odrzucił tę myśl. Tego szuka, nie ważne jak bolesna może być prawda. Tylko ona może ukoić jego ból.
Cień wziął głęboki wdech. Spojrzał przed siebie, otwierając drzwi. Mimo, że spodziewał się ujrzeć swoje własne ciało przykute do szpitalnego łóżka to i tak miał problem ze zrozumieniem tego co widzi. Blondyn na oko po trzydziestce z małą blizną przy prawej skroni. Wyglądała na świeżą. Mężczyzna poczuł ostry ból głowy, skupiający się nad prawym okiem. Skulił się, dotykając swojej głowy.
Jakby ktoś wbijał mu w czaszkę igły.
Próbował się skupić, masować swoje skronie. Odegnać ból. Zdawało mu się, że usłyszał za sobą czyiś krzyk. Chyba do niego. Ktoś kazał mu uważać. Potem ból znowu przybrał na sile.
Poczuł jak coś przez niego przechodzi.
Ból odszedł. Spojrzał przed siebie. Prosto na twarz kobiety. Jej twarz. Te błękitne oczy. Przez moment był pewien, że go dostrzegła. A potem zorientował się, że kobieta wstała tylko, aby zamknąć drzwi.
Była przekonana, że otworzył je przeciąg. Kobieta wróciła na krzesło przy oknie. Usiadła na nim i spoglądała przez okno. Cień przyglądał się jej, analizując każdy detal jej twarzy. Widział jak delikatnie marszczyła brwi. Lekko przygryzała dolną wargę. Nienawidził gdy to robił. Czuł, że nie lubi jej takiej widzieć. Wiedział, że martwiła się czymś. Chciałby jakoś jej ulżyć. Pomóc, ale nie mógł zrobić nic.
Mimo to podszedł bliżej. Może mógły jakoś okazać jej swoje wsparcie?
Był czymś w rodzaju projekcji astralnej. Czasem mógł dotykać przedmiotów, Może mógłby przekazać jej swoje uczucia, jak mógł czuć innych?
Zrobił krok w jej stronę, ale zatrzymał się gdy zobaczył na jej ramieniu czarnego węża.
Spaczona dusza, wiła się wokół jej szyi. Wyglądało jakby szeptał jej do ucha. Jej oczy zaszkliły się. Dlaczego wcześniej go nie poczuł? Może dlatego, że był taki mały. Mimo to mógł szybko urosnąć. Zranić jego ukochaną. Już miał sięgnąć po węża, zniszczyć go.
– Wyglądasz okropnie – męski, acz znajomy głos rozbrzmiał zza Cieniem.
– A ty jak zawsze szarmancki, co Kostek? – powiedziała kobieta, spoglądając w stronę gościa. Wierzchem dłoni przetarła oczy. Cień odwrócił się.
– Dla mojej ulubionej siostry? Zawsze – uśmiechał się półgębkiem przybysz, wyciągając przed siebie bukiet chryzantem.
– Chyba jedynej – kobieta wzięła od niego kwiaty, delikatnie zaciągając się ich zapachem. Wąż opuścił jej ramię.
Cień natychmiast zmiażdżył go butem. Dusza zawyła, rozpadając się w czarna plamę. Mrugnął tylko, a wszelkie ślady po spaczonej duszy zniknęły. Oczy kobiety rozjaśniały na moment. Na jej twarzy zagościł uśmiech.
– Miałem nadzieję, że poprawią ci humor – powiedział dumnie wypinając pierś i pocierając się po kilkudniowym zaroście.
– A wiesz, że nie wolno na ten oddział wnosić kwiatów? – kobieta lekko przekrzywiła głową, spoglądając na przybysza.
Ten lekko zbladł. Nie chciał narazić się pielęgniarkom. Ta starsza kobieta na rejestracji powodowała u niego ciarki. Zawsze patrzyła na niego oceniająco. Kojarzyła mu się z nauczycielką matematyki z podstawówki, a on jej nie cierpiał. Przeszedł go dreszcz.
Kobieta roześmiała się perliście, wytrącając obu mężczyzn z zamyślenia. Kobieta śmiała się, ściskając kwiaty.
– Znowu mnie nabrałaś, co? – powiedział mężczyzna, czując lekkie zażenowanie.
– A jak myślisz Kostek? – powiedziała, wstając. Podeszła do stolika w rogu, zza drzwiami. Włożyła do wazonu świeże kwiaty, a stare wyrzuciła do kosza.
Konstanty, przez bliskich zwany Kostkiem wołał nie drażnić siostry. Zamiast tego delikatnie się uśmiechnął. Gdy wszedł miał wrażenie jakby coś ją trapiło, ale chyba tylko coś mu się przywidziało. Mogło być ciężko, gdy jej ukochany od prawie roku leżał w śpiączce, ale jego siostra była nie do zdarcia. Silna kobieta, wiedziała na co się pisze wychodząc zza policjanta i z takiej rodziny pochodząca. Musiała nabrać grubej skóry, inaczej już dawno by się załamała.
Kobieta jeszcze raz poprawiła kwiaty, zanim usiadła przy łóżku ukochanego. Chwyciła jego dłoń w swoje, delikatnie ją masując. Jej twarz mimo delikatnego uśmiechu, emanowała smutkiem.
– Hej – powiedział Kostek, podchodząc do siostry. Położył jej rękę na ramieniu. – To Michał. W końcu stanie na nogi. On się tak łatwo nie poddaje.
Kobieta pokiwała smutno głową, nie odwracając wzroku od ukochanego. Widać było, że śpiączka narzeczonego martwiłą ją. Im więcej czasu mijało, tym miał mniejszą szansę na obudzenie się.
Cień przypatrywał się tej dwójce. Czuł ucisk w piersi. Silniejszy niż wcześniej. Każde ich słowo, tak znajomy dźwięk sprawiał, że wszystko mu się przypominało. Kawałki dotąd mgliście porozrzucane w jego głowie, zaczynały się układać.
Pamiętał tamten dzień. Jechał z Kostkiem do mieszkania na przedmieściach. On, Michał. Jak dziwnie sie czuł myśląc o swoim imieniu. Wydawało się tak znajome, a jednocześnie obce. Wiedział, że był Michałem. Uparł się ponownie odwiedzić mieszkanie jednej z ofiar. Znaleźli jakiegoś nieprzytomnego chłopaka w paru, początkowo uznali go za narkomana, dopóki nie zgłosił się jeden z jego kumpli. Okazało się, że od poprzedniego wieczora nie mieli z kolegą kontaktu, ale nie zgłosili tego na policję. Myśleli, że muszą poczekać 48 godzin zanim będą mogli zgłosić zaginięcie. Nie wiedzieli w jakie kłopoty wpakował się ich kolega. Dlatego Michał/Cień uznał, że chce jeszcze raz sprawdzić mieszkanie chłopaka. Miał silne przeczucie, że coś przegapili. Na jego nieszczęście, nie byli sami w tamtym mieszkaniu. Gdyby tylko lepiej je sprawdził tak jak radził Kostek, nie dostałby w głowę. Nie był pewien czym, bo wtedy wspomnienia rozmywały się. Ale czymś co musiało rozwalić mu czaszkę. Przynajmniej tyle pamięta ze słów lekarza w karetce. Potarł skroń. Był na siebie zły, bo przez własną nieostrożność wpakował się w kłopoty.
– A co u ciebie? Coś nowego? – z zamyślenia wyrwał go głos kobiety. Cień/Michał dalej nie mógł sobie przypomnieć jej imienia. Poranne biegi po mieście zanim rozdzielali się do pracy. To, że każdego ranka piła herbatę z mlekiem, bo nie przepadała za gorzkim smakiem kawy. Ale nie jej imię. Dlaczego?
Konstanty oparł się o ścianę, krzyżując ręce.
– Nic, chyba, że liczyć te pokręcone rzeczy co się ostatnio dzieją.
– Pokręcone?
– Trudno to wyjaśnić, ale ta sprawa z tą kobietą ze sklepu ezoterycznego jest naprawdę dziwaczna. Mieliśmy odciski napastnika, skrawki materiału, ale to wszystko zniknęło. – Cień spojrzał na przyjaciela, a raczej przyszłego szwagra z większym niż dotąd zainteresowaniem. Przecież nie mógł zajmować się sprawą Domasławy? To niemożliwe.
– Jak to zniknęło? Przecież dowody tak nie znikają – powiedziała kobieta, spoglądając na swojego brata ze zdziwieniem.
– Wiem, że to brzmi jak wariactwo – wzruszył ramionami. – Ale jednego dnia te dowody leżały w magazynie, a drugiego już ich tam nie było. Daniela mówi, że nikt tego dnia nie wchodził do magazynu, nic nie zabrano, bo byłoby to zaprotokołowane. A wiesz jaka jest Daniela. Regulaminowa to szpiku kości. Niczego by nie przegapiła, więc sprawdzono kamery. Nic – klasnął w dłonie Kostek. – Jakby wszystkie kamery tego dnia miały awarię. Nie ma też notatek z tej sprawy.
– Ktoś to wyniósł?
– Nie wiemy. Zostały tylko elektroniczne kopie, jakby ten kto to zrobił nie wiedział, że już digitalizujemy raporty. Ale dostaliśmy reprymendę od kapitana.
– Ale to przecież nie wasza wina! – uniosła się kobieta. Kostek tylko wzruszył ramionami. Cień rozumiał złość swojego przyjaciela, ale też i jego bezradność. Gdyby nie to co działo się przez ostatnie kilka dni, pomyślałby, że ktoś z policji sabotuje śledztwo. Ale teraz? Brzmiało to jak magia. Jakby ktoś specjalnie ukrywał dowody. Może ta magiczna moneta, mogła nie tylko mieszać ludziom w głowach, ale też zakłócać działania kamer? Cień odnotował w pamięci, aby dopytać o to Domasławę.
– To co dziwniejsze jeszcze przed nami – powiedział Kostek, spuszczając głowę. – Pojawił się świadek, a raczej paru. Jakaś grupka chłopaków, która większość wieczorów spędzała w parku naprzeciwko tego sklepu widziała podejrzanego mężczyznę. Podobno z daleka obserwował sklep, a czasem do niego podchodził, jednak nigdy nie wszedł.
– Czyli macie rysopis? To chyba powinno być pomocne.
– Nie mamy – Kostek zagryzł wargę. Zastanawiając się chwilę. – Zaprosiliśmy ich dwa razy. Na pierwszym zeznaniu wszystko opowiedzieli. Opisali nawet tego mężczyznę, ale potem zniknęły wszystkie dokumenty. Ich zeznań niestety nie zdążyliśmy wrzucić do systemu, razem z rysopisem tamtego mężczyzny. Dlatego wezwaliśmy ich jeszcze raz. Nie potrafili odpowiedzieć na żadne pytanie.
– Nie rozumiem. Jak to nie potrafili?
– Pamiętali, że coś pamiętali, że byli na policji. Składali zeznania, ale nie pamiętali o czym. Wiedzieli, że ktoś był pod sklepem, ale już nie potrafili powiedzieć, kiedy i kto to był. A gdy zaczęliśmy pytać o tego całego Frankeinstana, jak go określili za pierwszym razem to zbladli. Mieli dziury w pamięci.
– Niby jak?
– Nie mam pojęcia. Zrobiliśmy im testy na narkotyki, czy inne substancje psychoaktywne, które mogą powodować dziury w pamięci. Czyści jak łza. Nikt nie ma pojęcia, dlaczego tego nie pamiętają. Sami chłopcy byli przerażeni jak cholera – zakończył Kostek.
– Przecież to nie ma sensu – stwierdziła kobieta. Cień wiedział, że dla innych nie miało, ale dla niego wszystko zaczęło się układać. Ktoś chronił mordercę. Możliwe, że ktoś powiązany ze światem magii. Widocznie za atakiem na sklep kryło się coś więcej niż początkowo można było sądzić.
– Myślisz, że ja tego nie wiem? – oburzył się Konstanty. Ta sprawa męczyła go już kilka tygodni. Nie chodziło tylko o to, że córka tamtej zamordowanej kobiety była momentami natrętna. Tylko, że w tej sprawie było coś dziwnego, coś co ich przerastało. Nie mógł znaleźć odpowiedzi. Nie był wstanie. – Kapitan zamknął tę sprawę. Uznał, że nie ma wystarczających dowodów, aby to kontynuować. Powiedział, że nie pociągnie nikogo do odpowiedzialności za zgubione dowody.
– To dziwne
– Chyba sam nie chce mieć kłopotów – wzruszył ramionami Kostek. – Z resztą nie dziwię mu się. Ta sprawa przyprawia mnie o dreszcze.
– Przez ciebie sama zaczynam się bać – powiedziała kobieta. – To brzmi jak z jakiegoś horroru z duchami.
– Niby jakiego?
Rodzeństwo dalej ze sobą rozmawiało, porzucając już temat nietypowego śledztwa. W przeciwieństwie do Cienia, który starał się zapamiętać każdy szczegół ich wcześniejszej dyskusji. Nie zaskoczyła go reakcja Kostka. Ta sprawa była bardzo poważna. Jego przeczucie mówiło mu, że dzieje się coś bardzo złego. Jeszcze przepowiednia Madame Lumiere. Może Cień rzeczywiście był kimś więcej i mógł coś zrobić. Ktokolwiek tak mieszał musiał mieć poważny powód. To i spaczone dusze nie mógłby być przypadkiem.
Cień ponownie spojrzał na swoim przyjaciół. Ukłuło go w piersi, ale nie miał innego wyboru. Jeśli chciał, aby byli bezpieczni.
Już pamiętał jej imię.
– Wanda – powiedział Cień z pewnym żalem. – Obiecuję, że wkrótce się zobaczymy.
Kobieta podniosła głowę. Miała wrażenie jakby coś usłyszała.
– Stało się coś? – zapytał Kostek, przyglądając się swojej siostrze, która nagle zamilkła.
– Ja… – nie mogła mu przecież powiedzieć, że miała wrażenie jakby usłyszała Michała. Leżał tu. W śpiączce. Nie ruszył się nawet o milimetr. Nic nie powiedział, a jednak miała wrażenie jakby szepnął jej coś do ucha.
Drzwi zaskrzypiały. Wanda widziała jak delikatnie otwierają się, a potem zamykają. Jakby wiedzione podmuchem wiatru.
– Cholerny przeciąg – powiedział Kostek, zamykając drzwi. – Niby taki dobry szpital, a mają nieszczelne okna.
Wanda przyglądała się bratu, wiedząc, że to nie mógł być przeciąg. Zamknęła okno. Wiatr nie mógł ich otworzyć. Czyżby to? Skarciła się w myślach. Przecież to głupota. Magia, czy inne duchy nie istnieją. Dała sobie napędzić stracha przez Kostka.
…
Cień wyszedł z sali. Ostatni raz spojrzał na swoje ciało, w pustej sali szpitalnej. Wiedział co musi teraz zrobić. Nie będzie żałował tej decyzji. Pierwszy raz od dawna poczuł w sobie spokój. Jakby wreszcie wiedział co naprawdę ma zrobić, a nie szukać po omacku.
Domasławę znalazł przy schodach, przy których się rozdzielili. Kobieta siedziała na schodach, opierając się o barierkę. Wyglądała na zamyśloną, ale gdy tylko zobaczyła Cienia, wstała.
– Zgaduję, że ty też miałeś swoje spotkanie z przeznaczeniem? – zapytała Doma, trochę nazbyt podkreślając ostatnie słowa. Cień miał wrażenie, że kobieta zdaje się lekko rozdrażniona.
– A twoje raczej nie przebiegło tak jak chciałaś, co?
– Aż tak to widać? – westchnęła Doma. Cień tylko przytaknął, wiedział, że czeka ich długa rozmowa.
Domasława nie miała problemu, aby podzielić się z Cieniem swoją historią. Mężczyznę trochę zaskoczyła ta otwartość ze strony kobiety. Zwykle musiał ją trochę zachęcać do uzewnętrzniania się. Widział, że spotkanie z jej matką musiało nią bardziej wstrząsnąć niż chciała to przyznać. Podczas ich rozmowy nie mogła zapanować nad drżącymi dłońmi. Ale Cień miał czas. Gdy Doma skończyła, mężczyzna opowiedział jej o swoim spotkaniu.
– Michał – powiedziała na głos Doma. – To trochę dziwnie brzmi.
– Tak, chyba tak. Też mam takie wrażenie jakby było kiedyś moje, ale teraz nie wiem. Brzmi tak obco – oznajmij Cień.
– To raczej normalne – stwierdziła Doma, wzruszając ramionami. – Dopiero odzyskałeś pamięć, musisz się na nowo do wszystkiego przyzwyczaić. Niby dalej jesteś tym Michałem, którego znali, ale też kimś innym. Zmieniłeś się i nie jest to nic złego – Cień zerknął na Domę, zaskoczony jej dojrzałą odpowiedzią. Kobieta zmarszczyła brwi, gniewnie przyglądając się mężczyźnie. – Też mogę czasem powiedzieć coś mądrego
– Nie przeczę, ale zwykle jesteś bardziej impulsywna
– Może dojrzałam?
Cień ani tego nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Uśmiechnął się tylko do Domy, za co dostał od niej z pięści w ramię. Udawał, że go to zabolało, odsuwając się od kobiety. Teatralnie masował swoje ramię, udając, że kobieta zadałą mu wielką krzywdę. Po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
Gdy ich głosy ucichły, oboje spojrzeli po sobie, wiedząc jaka rozmowa ich teraz czeka.
– To co teraz?
– Będę musiała o wszystkim powiedzieć covenowi. O mordercy mojej matki, tym tajemniczym magu i tego, że to prawdopodobnie on mieszał w dowodach policji. Z tym jest naprawdę gruba sprawa – powiedziała Domasława, nawet nie patrząc na Cienia, a raczej Michała. Chociaż dla niej to nie będzie już miało żadnej różnicy. – Chyba też wrócę do covenu
– To chyba dobrze
– Tak myślisz?
– Widziałem, jak cię ciągnęło do magii. To część ciebie. Chyba nie zaprzeczysz temu, że za tym tęsknisz – podsumował Cień przyglądając sie kobiecie. Czuł, że coś dalej ją dręczy. Przeczucie mówiło mu, że tu nie chodzi tylko o jej spotkanie z matką, czy konfrontację z jej mordercą. W tym było coś więcej.
Doma przyjęła to do wiadomości, ale nie udzieliła mu odpowiedzi.
– To wszystko to taka ironia losu, nie sądzisz? Nasze spotkanie, to że twój szwagier to policjant, który zajmuje się sprawą mojej mamy. Ludzie, którzy mieli odpowiedzieć znajdowali się w tym samym miejscu i czasie.
– Chyba tak, ale sama mówiłaś, że dole bywają złośliwe.
– Nasze nawet bardzo – powiedziała Domasława i ponowie zamilkła. Cień nie mógł już dłużej tego znieść.
– Co cię jeszcze tak dręczy?
Domasława spojrzała na niego. Przyglądała mu się lekko marszcząc brwi.
– Co ty zamierzasz?
Cień patrzył na nią zaskoczony. Myślał, że to było jasne. Czy to ją tak dręczyło?
– To cię męczy?
– Mogę pomóc ci wrócisz do ciała. To nie jest trudne. Wrócisz i będziesz dalej żyć, życiem jakie prowadziłeś.
– I będę ci pomagać, nie zostawię cię z tym samej.
– Ty chyba nie rozumiesz. Nie będziesz tego pamiętać – uświadomiła mu kobieta. Widziała jak jego twarz się zmienia. Jak pewność zmienia się w zaskoczenie. – Musisz wybrać. Czy chcesz ścigać spaczone dusze i może na stałe stracić szansę powrotu do ciała albo wrócić do rodziny.
– I cię z tym zostawić?
Oboje zamilkli. Domasława odwróciła wzrok. Nie chciała być sama, ale nie chciała też obciążać innych. Cień/Michał nie należał do świata magii. Nie powinien się w niego mieszać, a wylądował w nim przez przypadek. Nosił ciężar, który do niego nie należał. To Doma miała kontakt ze światem duchów, to ona była czarownicą i powinna się tym zająć, a przez laty odrzuciła swoje dziedzictwo. Magia przypomniała o sobie w dość bolesny sposób. Przez myśl jej przeszło, czy gdyby nie porzuciła covenu jej matka by żyła.
Z zamyślenia wybiła ją odpowiedź Cienia. Spojrzała na mężczyznę zaskoczona. Odpowiedział jej pewnie i stanowczo. Podjął decyzję, której się nie spodziewała. Zaskoczona wpatrywała się w niego. W jego oczach nie było wątpliwości.
To nie była decyzja jaką powinien podjąć. Nie to powinien wybrać. Domasława chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Wiedziała, że z konsekwencjami swoich czynów będzie musiała zmierzyć się sama.