Pierwsze promienie słońca już jakiś czas temu zagościły w kuchni Domasławy. Kobieta zbytnio nie zwróciła na to uwagi. Po prostu od dłuższego czasu wpatrywała się w zdjęcie jakie zrobiła po seansie. Twarz mężczyzny, która ukazała się w soli jaką rozsypała ciotka przerywając krąg ochronny.
Wyraźne rysy twarzy. Kwadratowy wydatny podbródek. Zmarszczki wokół oczu. Nawet bieg pod okiem. Wszystko było tak wyraźne, jakby Doma widziała przed sobą żywą osobę. Tak wpatrywała się w to zdjęcie, że była pewna, że gdyby zobaczyła tego mężczyznę na ulicy rozpoznałaby go.
Czuła, jak zaciska jej się żołądek. Miała przed sobą twarz mordercy. Osoby, który odebrał jej matkę. Robiło jej się gorąco. Bezwiednie zaciskała palce na telefonie. Nie widziała jak na telefonie pojawiają się drobne odpryski.
Tak bardzo chciała się zemścić. Odegrać się na tym człowieku. Dowiedzieć się, dlaczego odebrał życie jej matce. Jaki miał w tym cel?
Bardzo chciałaby, aby ten człowiek został ukarany, ale nie mogła z tym nigdzie iść. Nikt o zdrowych zmysłach nie użyłby tego jako dowodu w sprawie. Jeśli pojawiłaby się z tym zdjęciem i opowieścią o duchach na posterunku, chyba zarobiłaby na wilczy bilet do białego pokoju. Westchnęła ciężko, odchylając się na krześle. Coś zrobić musiała. Nie miała tylko pomysłu co konkretnie.
– Wszystko w porządku? – Doma poczuła nagły dotyk na ramieniu. Gwałtownie zachłysnęła się powietrzem. Zakaszlała, odwracając się w stronę Cienia. – Bardzo przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć – dodał mężczyzna, zabierając jej rękę z ramienia. Kobieta pokiwała głową, kładąc sobie rękę na piersi. Wzięła kilka głębokich wdechów, starając się uspokoić. – Sprawdziłem okolice i nigdzie nie widziałem żadnego spaczonego ducha – zrelacjonował. – Wygląda, że nie przyzwałaś niczego więcej.
Domosława miała ochotę coś odburknąć, ale ugryzła się w język. Cień był bardzo dziwną osobą. Czasami miała wrażenie, że dobrze czyta czyjeś emocje, ale jakby o własnych zapomniał. Tylko suche fakty, tak jakby wszystkie jego emocje były gdzieś zamknięte… bądź tak dobrze się z nimi maskował w jej towarzystwie. Nie była tego pewna, ale w sumie mało ją to obchodziło.
– To co teraz? – zapytał Cień, przypatrując się kobiecie.
Spojrzała tylko na niego. Widział, jak przygryza delikatnie wnętrze policzka, ponownie odchylając się na krześle. Cień wolał udać się do covenu, ale decyzja nie należała do niego. Mógł zauważyć wahanie się kobiety. Rozumiał tylko tyle, że jej relacja z innymi wiedźmami musiała być napiętą, dlatego wolała uniknąć konfrontacji. Tylko jak to mogło być gorsze niż to co widzieli niespełna kilka godzin temu?
Parę wiedźm raczej nie mogło być gorsze niż walka ze spaczonym duchem.
– Raczej za dużego wyboru nie mamy – powiedziała Doma, wstając z krzesła. Ruszyła w stronę drzwi, biorąc po drodze swoją torebkę. Idziesz? Czy masz zamiar tak stać?
Cień lekko zaskoczony, ruszył za kobietą. Nie spodziewał się, że tak szybko będzie chciała się tam udać. Myślał, że raczej będzie próbowała się wymigać albo chociaż odpocząć po dość burzliwej nocy. Rytuał przeprowadzili zaledwie kilka godzin temu. Ogarnęli salon, ale myślał, że kobieta będzie chciała odpocząć.
Sława miała inne zmartwienia na głowie niż brak snu, Bycie studentką nauczyło ją jak przetrwać kilka dni na kawie albo energetykach w szczególności przed jakimiś egzaminami. Jedna noc w te czy we te nie bardzo robiła jej różnicę. Wolała mieć spotkanie z covenem jak najszybciej za sobą. Lepiej szybko oderwać plaster niż się z nim męczyć, pomyślała kobieta, zastanawiając się, która trasą autobusową powinna pojechać.
…
Domasława oparła się głową o szybę autobusu. Wybrała miejsce na samym końcu, gdzie mogła się spokojnie rozsiąść. Czekała ją prawie godzinna przejażdżka autobusem. Plusem tej całej sytuacji było to, że zdawało się, że Cienia był niewidoczny dla ludzi. Przynajmniej dla większości. Jedynie jakieś dziecko odwróciło się za mężczyzną zaciekawione, wskazując go.
– Co ty wyrabiasz? Zachowuj się – zbeształa chłopca matka. Młody od razu zrobił się czerwony na twarzy, wracając na miejsce.
Domie zrobiło szkoda chłopca. Miała nadzieję, że jego umiejętności widzenia – bycie tak wrażliwym na otaczający świat – znikną jak w przypadku większości dzieci w procesie dorastania. Jeśli będzie miał pecha te umiejętności zostaną w nim, czyniąc jego życie trudniejszym.
– Wszystko w porządku? – zapytał szeptem Cień, siadając obok Sławy. Kiwnęła tylko lekko głową, nie patrząc w jego stronę. To, że jego nie widzą, nie znaczy, że ją mają brać za wariatkę.
Mężczyzna zdawał się to rozumieć, więc wyprostował się jedynie i wpatrywał w pasażerów przed sobą. Czuł się naprawdę specyficznie, trudno mu było określić jak bardzo. Ludzie wokół niego zachowywali się tak jak nie istniał. Niby zdawał sobie w jakimś stopniu, że niewielu może go zobaczyć, ale unikał tłumów. Jakoś wydawało mu się to bardziej właściwe oraz spaczone duchy trzymały się bardziej osób na uboczu. Poczuł się bardzo nie na miejscu, jakby już nie pasował do tego świata, jakby nie był już jego częścią. Cień wziął głęboki wdech, starając się odpędzić samotność jaka zagościła w jego umyśle. Nie zdawał sobie sprawy jak trudne to może być.
…
– To trochę niepokojące, że nie wszyscy cię widzą – skomentowała Domasława, wysiadając z autobusu.
Cień kroczył obok niej lekko zmieszany wydarzeniami z autobusu. Podczas jazdy zwróciła uwagę, że nie tylko dzieci mogły zauważyć cienia, chociaż to dzieci stanowiły w tym najmniejszy problem. One tylko wytykały palcami, czy pytały się rodziców o pana z tatuażami. Jak w przypadku chłopca wszystkie dzieci zostały zignorowane. Dorośli nie dostrzegali wielu rzeczy… Może poza jednym starszym panem, który chyba nigdy nie zapomni widoku rosłego mężczyzny pokrytego od stóp do głów tatuażami, na którego nikt nie reaguje. Starszy pan chciał wejść do autobusu i zamiast pustego przejścia ujrzał Cienia. Nie ma on zbyt przyjaznej twarzy. Nie dziwne, że staruszek ze strachu, aż się prawie wywrócił. Doma pomogła panu wejść do autobusu. Staruszek rozglądał się jeszcze za Cieniem, ale ten zdążył się już skryć poza ludzkim wzrokiem.
– Wybacz, nie miałem zamiaru go wystraszyć – powiedział łagodnie Cień, wynurzając się z cienia Domasławy.
– Lepiej będzie jak dalej będziesz w ukryciu – oznajmiła kobieta, rozglądając się wokoło. Kątem oka dostrzegła natarczywie wpatrującą się w nią małą dziewczynkę. – Możesz przestraszyć kogoś jeszcze – dodała szeptem, wskazując na nastolatkę wpatrującą się w Domę natarczywie. Cień zorientował się o co chodzi i szybko zniknął w cieniu Domasławy. – Zostać tak, dopóki nie dojdziemy na miejsce. – Powiedziała szeptem, mając nadzieję, że on to słyszy. Chociaż dalej nie bardzo rozumiała, jak on może się chować w innych cieniach.
…
Dotarcie do siedziby covenu nie było trudne, bo zaledwie kilka minut spacerkiem od przystanku autobusowego. Niski budynek stojący między dwoma nowoczesnymi kamienicami. Wyglądał niepozornie, ale drewniana tabliczka z kolorowymi literami mógł przyciągnąć uwagę przechodniów. “Gabinet Madam Lumiere”
– Czy to nie jest jeden z tych gabinetów wróżek z kryształowymi kulami? – zapytał Cien. Jego głos niósł się obok ucha, chociaż dalej pozostawał w ukryciu.
Z brzmienia jego głosu kobieta mogła zrozumieć, że jest raczej zaskoczony tym miejscem.
– A nie wiesz, że najciemniej jest pod latarnią?
Domasława uśmiechnęła się delikatnie, wiedząc jakie to jest ironiczne miejsce dla covenu czy innych magicznych stworzeń. Właśnie dlatego zostało wybrane na przykrywkę. Nikt nie spodziewałby się magii w miejscu, w którym większość oczekuje się szarlatana wyłudzającego pieniądze. Doma zawsze uważała to za zmyślny pomysł ukrywać coven tak na widoku. Westchnęła przypominając sobie czasy dzieciństwa, gdy przychodziła tu wraz z matką.
Podeszła do drzwi, wchodząc do środka. Nie było jej tu od tak dawna. Powinna czuć się obco, nawet jeśli wnętrze niewiele różniło się od tego co pamiętała. Kolory dodatków były inne niż zapamiętała, ale korytarz dalej był utrzymany w pół mroku, z wiszącymi zasłonami spod sufitu czy rozstawionymi świecami. Na korytarzu stało parę krzeseł dla klientów, a dalej znajdował się kontuar, Za ladą siedziała jakaś kobieta w wieku Domasławy. Przewracała strony jakiegoś magazynu, Pracownica spojrzała na Domę taksując ją wzrokiem.
Kurczę, wiszę Jankowi trzy dychy.
– Przepraszam? – powiedziała Sława, przyglądając się kobiecie. Brązowowłosa kobieta z różowymi pasemkami wpatrywała się w nią. Zdawała się Domie dziwnie znajoma, jakby ją już gdzieś widziała.
– Chyba ci pamięć szwankuje, Domuś – powiedziała pracownica pukając się lekko w głowę. Ale to przezwisko jakiego użyła… Domasława nie słyszała go od tak dawna. Kilka dzieciaków nazywało ją tak gdy była dzieckiem, zanim zaczęto ją dręczyć z powodu uprawiania magii. Tylko parę osób ją tak nazywało.
– Alicja?
– Brawa dla marnotrawnej czarownicy! – klasnęła w dłonie Alicja. Doma skuliła się lekko, pocierając tył swojej głowy. Alicja zauważyła to, wzdychając ciężko. Kilka dni temu Madam Lumiere mówiła im, że pojawi się niespodziewany gość, ale nie chciała nic zdradzić. Jan, jeden z czarowników, bliski przyjaciel Alicji i kiedyś również Sławy miał wizję. Dzięki niej dowiedział się kto jest tym gościem. Tylko, że Ala nie chciała w to wierzyć. Ona i Sława były najlepszymi przyjaciółkami w dzieciństwie, a ta po prostu odeszła. Nie było jej łatwo, bo nie miała rodziny, która miała takie same zdolności jak ona. Domasława była dla niej jak siostra, a ta zniknęła. Miała do niej pretensje, ale to nie był czas ani miejsce na nie. – Madam Lumiere cię oczekuje. Chyba wiesz jak do niej trafić? – dodała Alicja, wracając do swojego magazynu.
– Tak, wiem – odparła słabo Sława.
Przeszła w ciszy korytarzem, czując się tak obco, jak gdy była dzieckiem. Nigdy nie pomyślała, że w tym miejscu będzie się tak czuć. Chociaż odeszła z covenu z własnej woli, nigdy nie spodziewała się wrogości. Czuła się naprawdę niekomfortowo, gdy minęła Alicję. Dawna przyjaciółka z dzieciństwa nawet się na nią nie obejrzała. Domasława po części to rozumiała. Zostawiła ją, ale miała swoje powody. Dla niej też to nie było łatwe. Znowu podrapała się po karku. Przesunęła ręką kotarę, odsłaniając kolejny korytarz.
– Miło było cię znowu zobaczyć, Domuś – za Sławą rozległ się cichy głos. Odwróciła się w stronę Alicji, która zdawała się dalej czytać magazyn. Jakby nigdy nie oderwała od niego wzroku, chociaż od pojawienia się niespodziewanego gościa nie mogła skupić się na tyle, aby dokończyć akapit.
– Ciebie też Ala – odparła niepewnie Sława, znikając za kotara.
Nie odwróciła się tylko kroczyła przed sobą w stronę drewnianych fioletowych drzwi. Nie widziała jak Alicja zamknęła oczy, marszcząc brwi. Zasłoniła usta ręką, nie chcąc, aby wydobył się z nich ciszy szloch. Nie myślała, że zobaczenie dawnej przyjaciółki będzie dla niej takie ciężkie. Do ostatniej chwili nie wierzyła w przepowiednie Janka, Nie był najlepszym wróżbitą i zdarzały mu się nietrafione wizje. Myślała, że ta o Domasławie jako jedna z nielicznych będzie prawdziwa. Zobaczenie jak bardzo zmieniła się jej przyjaciółka stając się zupełnie inną osobą, a jednocześnie wciąż podobną do tego kim była. Wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić.
Doma tego nie widziała. Zamiast tego skupiła się na drzwiach przed sobą i tego co ją tam będzie czekać. Nie zwróciła też zbytniej uwagi na pozostałe drzwi, które skrywały korytarze do bardziej tajemniczych pomieszczeń. W tym momencie nie grały dla niej zbyt ważnej roli. Zanim weszła do gabinetu Madam po karku przebiegł jej dreszcz. Wzięła głęboki wdech, zamykając oczy. Wyprostowała się, oczyszczając swój umysł. Otworzyła drzwi.
A właśnie miałam udać się do twojego sklepu po nowe świece – powiedziała starsza kobieta siedząca za okrągłym stołem, którego obrus sięgał ziemi. W pomieszczeniu paliło się kilka świec, wypełniając przyciemniony pokój zapachem lawendy. Doma nie bardzo wiedziała, jak odebrać słowa Madam, skoro z tego co dowiedziała się pokątnie od Alicji madam jej oczekiwała. Nawet jeśli Sława mogła jej w pełni zaufać, jeśli chodzi o czyste intencje, nie znaczyło to, że jedna ze starszyzny covenu nie ukarze jej za złamanie zasad. Nie miała zamiaru się przyznawać do żadnej złamanej przez nią zasady, jeśli nie będzie to absolutnie konieczne.
– Witaj, madame Lumière – odrzekła Domasława, opuszczając lekko głowę.
– Och, Sławuś – zaczęła starsza pani, a Domę, aż przeszedł dreszcz na to przezwisko. Tylko ta kobieta ją tak nazywała. Nie ważne jak Doma prosiła czy naciskała, aby tego nie robiła. Pasowało jej Doma, Sława, Sławka, czy nawet Domuś, ale jakoś Sławuś sprawiało, że czuła się niekomfortowo. Czasami Domasława odnosiła wrażenie, że Madam robi to specjalnie. Jakby lubiła się z nią droczyć. – Możesz do mnie mówić Maria. Może herbatki?
Madame Lumiere wstała, kierując się w stronę jednej z kurtyn. Odsłoniła kolejny stoliczek z czajnikiem oraz trzeba filiżankami.
– Co prawda kończą mi się zapasy, ale mam twoją ulubioną herbatę
Widok trzech filiżanek zaskoczył Domasławę, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Mimo to Pani Maria zauważyła to drobne drgnięcie brwi na jej twarzy.
– Kochani, siadajcie. Przecież nie będziecie stać podczas naszej małej pogawędki
Madame nie oderwała wzroku od przygotowywania herbaty, by zobaczyć zmieszanie na twarzy jej dawnej adeptki. Cień powoli wyłonił się z ukrycia zerkając na Sławę, Kobieta tylko wzruszyła ramionami, na niewypowiedziane pytanie mężczyzny. Oboje usiedli przy stole, czekając w ciszy na Panią Marię.
Po chwili kobieta dołączyła do nich, kładąc na stole tackę z trzeba parującymi filiżankami.
– Częstujcie się – powiedziała uśmiechając się lekko. Wzięła swoją herbatę, upijając łyk. Zmrużyła lekko oczy, delektując się smakiem. – Będzie mi jej brakować – dodała ciszej, bardziej do siebie niż do swoich gości.
Doma nawet nie sięgnęła po filiżankę. Nie czuła potrzeby, aby się napić. Zamiast tego wyczekująco wpatrywała się w swoją dawną mentorkę. Przeczucie mówiło jej, że herbata jak i słowa były dobrane celowo. Przy okazji dzięki Alicji, Sława wiedziała o tym, że Madam się jej spodziewała. Możliwe, że wiedziała o jej wizycie, ale nie o tym, że Ala zdradzi ten mały sekrecik. Sława miała małą i może w dłuższym rozrachunku nic nieznaczącą przewagę, ale dawała jej pewność. Słabe uczucie panowania nad sytuacją, którego jej w ostatnich chwilach często brakowało.
Dla Cienia herbata była tylko herbatą, a nie jakąś sztuczką i była możliwość, że taka też była prawda.
– Może odpuścimy sobie tę cała farsę?
– Kochanie, przecież to ty do mnie przyszłaś, prawda? – zapytała z delikatnym uśmiechem Madame, przyglądając się Domie. Nie dała jej szansy na odpowiedź. – Dobrze. Niech już ci będzie. Ale tylko dlatego, że Wanda była moją bliską przyjaciółką – skomentowała Madame, odkładając filiżankę. Cień nie potrafił tego określić, ale zaszła jakaś drobna zmiana w jej tonie. I to imię. Przebiegł go dziwny dreszcz. Jakby je już gdzieś słyszał. – Widać pojawiły się problemy, które cię przerosły – Pani Maria wyprostowała się, taksując wzrokiem Domę, ale z jej twarzy nie schodził łagodny uśmiech. Cień odniósł wrażenie, że sama sytuacja zdawała mu się podoba do czegoś. Nie potrafił określić do czego, ale chyba kiedyś przeżył coś podobnego. – Znając twój upór w kwestii samodzielnego rozwiązywania swoich problemów i niezrozumiałą dla mnie od lat niechęć do otrzymywania pomocy musiałaś wpaść w niezłe tarapaty. Nie mylę się? – Madame przekrzywiła lekko głowę na bok, nie spuszczając Domy z oczu. Cień sam musiał przyznać, że czuł się niekomfortowo pod czujnym okiem tej starszej kobiety. Na pierwszy rzut oka Sława zdawała się nie ulegać presji jaką wywierała Pani Maria. Tylko, że tam, gdzie siedział Cień miał doskonały widok na zaciśnięte w pięści dłonie Sławy. Widział, jak kobieta zaciska dłonie na materiale swoich spodni. Zrozumiał, że kobiety znały się od dawna i raczej nie była to łatwa relacja. – Myślę, że to milczenie jest wystarczającą odpowiedzą – uśmiech zniknął z jej twarzy. Zmarszczyła nos, spuszczając wzrok. – Więc, może jak to zgrabnie ujęłaś “odpuścimy sobie tę farsę”? – przy ostatnim słowie podniosła głowę, krzyżując swój wzrok z Domasławą.
Cień odniósł wrażenie, że dzieje się coś czego nie jest do końca świadom. Jakby kobiety toczyły między sobą walkę, a on może je tylko obserwować. Wiele się nie mylił. Mężczyzna nie był tak wyczulony na magiczną energię jak wiedźmy albo czarownicy. Nie wiedział, że energia kobiet, aż kipiała wokół nich. Otaczała je. Wiła się. Jedyne co mógł zobaczyć to to, że kobiety nie mrugały. Utrzymywały nieprzerwany kontakt wzrokowy. Mimo, że Doma od lat nie praktykowała magii, jedną z pierwszych umiejętności jakie ma nabyć adept magii jest samokontrola własnego rdzenia magicznego. To był pokaz sił. Pani Maria miała zamiar wywrzeć presję na Domie, już nie tylko za sprawą zwykłych słów, ale pokazać jej gdzie jest jej miejsce. Może i przyjaźniła się z jej matką, ale Domasława stała się obca dla covenu.
Nie była głupia. Wiedziała jak krnąbrna bywała córka Wandy i nieugięta. Odpowiednio pokierowana mogłaby stać się wielką czarownicą, ale odeszła. Porzuciła nauki. Nie ważne jak bardzo Pani Maria mogła lubić Domasławę jako osobę wciąż była obca. Złamała zasady. Wiedziała, że było tego więcej. Widziała urywki wydarzeń w swoich wizjach, ale były zagmatwane. Jakby obserwowała wszystko za mgłą co zdarzyło jej się po raz pierwszy. Droga Domy była poplątana. Naznaczona, od kiedy Wanda odeszła. Podejrzewała, że miało to związek ze spaczonymi duszami, które ostatnio zaczęły się pojawiać. Każdy mógł paść ich ofiarą. Były niezwykle niebezpieczne i z miesiąca na miesiąc rosły w siłę, a coven nie mógł odkryć kto za tym stoi. Maria widziała jak energia Sławy, silna i dumna fioletowa poświata tańczyła wokół jej ciała. Nie chciała dać się zniewolić czy ukorzyć. Ważna cecha dla każdego medium. Miała tak wielki potencjał, ale postanowiła go zmarnować, co wielu w covenie uważało za zniewagę. Mimo to Maria mogła dostrzec czarne ślady jak nitki przeszywające jej poświatę. Doma była opętana. Jej aura jeszcze nie doszła do siebie w pełni. Madame mogła to zobaczyć. Gdyby tylko Sława przyszła kilka dni później, nawet ona nie byłaby już w stanie nic dostrzec w jej aurze. Utwierdziło w niej to przekonanie, że Domasława jest w jakiś sposób powiązana ze spaczonymi duszami. Nie w zły sposób, ale przeczuwała, że Doma odegra znaczącą rolę w nadchodzących wydarzeniach.
Nie mogła dać jej odejść, ale nie mogła też pozwolić kobiecie się zatracić. Jeśli miała wrócić do covenu obydwie musiały podejść do siebie uczciwie.
– Myślę, że możemy pójść na układ – zaproponowała Madame Lumiere, nie spuszczając wzroku z Domy. Jej poświata ponownie zajaśniała. Zielone płomyki otoczył Madame, sięgając prawie w stronę jej gości. Sława instynktownie chciała się przed nimi cofnąć, ale wykorzystała swoją siłę, aby nie ruszyć się z miejsca. – Nie jesteś pierwszą, która została opętana przez spaczoną duszę… – Może i Sława nie wzdrygnęła się na to stwierdzenie, chociaż podsunęło jej to pewną myśl. To co się działo trwało już dłuższy czas. Czy jej matka o tym wiedziała? Madame zauważyła jak aura Domy zadrgała. Ugięła się na moment. – Ale jedyną, która może o tym opowiedzieć – Momentalnie znaczenie tych słów dotarło do Domy. Tym razem nie mogła powstrzymać drgania swoich mięśni. Jej aura przygasła. – Dlatego liczę, że wasza dwójka – Pani Maria zerknęła na Cienia z lekkim pokrzepiającym uśmiechem. – Opowie mi o waszym doświadczeniu ze spaczonym duchem…
– Raczej z kilkoma – poprawił ją Cień, kątem oka zauważył jak Doma spojrzała na niego wściekle. Zignorował jej spojrzenie. Sprawa z tymi stworzeniami zdawała się poważniejsza niż kiedykolwiek zakładał. Nawet jeśli niemiałby poznać swojej przeszłości i tak by pomógł. – Sam miałem do czynienia z wieloma z nich, ale pierwszy raz, gdy któryś zyskał materialną formę jak w przypadku opętania Domasławy
Madame Lumiere chłonęła każde jego słowo. Miała małe przebłyski tego co spotkało jej dawną uczennicę, ale nie sądziła, że sprawa była, aż tak poważna. Gdyby wiedziała o tym wcześniej pomogłaby Domasławie, ale jak wiele razy się przekonała kobieta była zbyt dumna, aby prosić o pomoc. Westchnęła ciężko wysłuchując historii mężczyzny. Kątem oka nie spuszczała oka ze swojej byłej uczennicy, która zdawała się cała napięta. Doma zaciskała zęby, powstrzymując się, aby nie trzeć nimi o siebie. Spotkanie przebiegło zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażała. To ona miała udzielać informacji i to tylko tych, które uważała za konieczne. Madame nie potrzebowała potwierdzenia jej opętania, czy szczegółowej relacji o tym jak przebiegło przywołanie duchów. Nie mogła uciszyć Cienia, bo to świadczyłoby, że chce to utrzymać w tajemnicy, a przez to miałaby jeszcze większe kłopoty.
Gdy Cień skończył relacjonować wydarzenia ostatnich kilku dni zapanowała między nimi cisza. Cień nie czuł, że zrobił coś złego. Wcześniej rzeczywiście był wdzięczny Domie za pomoc, ale jak widać istnieli ludzie, którzy od dawna zajmowali się tym problemem. Osoby bardziej kompetentne niż niedoświadczona wiedźma. Nie chciał tak myśleć, ale Domasława wydawała się dobrą osobą, ale taką która zbłądziła. Tylko, że on nie był lepszy. Ostatnio miewał parę przebłysków wspomnieć. Przeczuć, czy wrażeń, że powinien coś znać.
– Moja droga, czy masz coś do dodania? – zwróciła się Maria, gdy ułożyła sobie w głowie parę faktów. To co jej powiedzieli było przydatne, nawet bardzo. Jedyne co mogła zrobić w tej chwili to dotrzymać swojej części umowy. Instynkt mówił jej, że lepiej będzie pozwolić Domie zrobić to co chce. Domasława nie dodała nic. – Dobrze. W takim razie pomogę wam odnaleźć odpowiedzi jakich szukacie – westchnęła kobieta.
Domasława rozluźniła się trochę. Przynajmniej na razie nie groziła jej żadna kara. Może informacje jakie przekazał Cień były jednak wystarczająco ważne, aby jej nie karać. Przynajmniej na razie.
– Chcę wiedzieć
– Nie musisz nic mówić, skarbie – powiedziała Madame, uciszając Domę. – Pamiętasz, chyba że dostaniecie odpowiedzi, których potrzebujecie, ale nie zawsze są to te które chce się usłyszeć – Sława kiwnęła tylko przytakująco głową. Pamiętała te zasady. Próba odkrycia czyjegoś przeznaczenia czy poznania chociaż części dróg jakie układały Rodzanice było nie łatwym zadaniem.
– Podajcie mi prawe dłonie – zażądała wróżka, wyciągając w ich stronę ręce. Doma zrobiła to bez wahania. Cień natomiast nie ruszył się. Nie bardzo wiedział, czemu ma to służyć. Sława zerknęła na niego kiwając głową. Miała nadzieję, że dzięki temu mężczyzna weźmie udział w rytuale. Mimo, że Cień miał pewne wątpliwości co do zachowania Domasławy, to przynajmniej jej ufał. Podał wróżce swoją dłoń.
Pani Maria chwyciła dłoń mężczyzny. W dotyku była taka sama jak inne. Szorstka dłoń, ale jej wzrok przykuwały tatuaże. Emanowała z nich specyficzna energia, którą sama miała problem określić czym dokładnie jest. Cień zdawał jej się podobny a zarazem bardzo odległy względem spaczonych duchów. Widziała jak czarne tatuaże poruszają się, układają w jakiś trudny do określenia wzór. Madame Lumiere skupiła swoje moce, ale kątem oka obserwowała czarne wzory. Przemieszczały się wzdłuż nadgarstka mężczyzny, aż do opuszków jego palców. Tańczyły i wiły się. Zdawały się rezonować w jakiś sposób z mocą Madame. Stara wróżka nie była pewna czy spotkała się kiedyś z czymś podobnym. Odnotowała w swojej pamięci, aby porozmawiać z kilkoma czarownicami oraz czarownikami o nietypowym przyjacielu Domasławy.
Madame zamknęła oczy, skupiając się na aurach jakie czuła poprzez ich dłonie. Magia otoczyła jej ręce, wijąc się jak wąż przez ich splecione palce. Doma wzdrygnęła się. Dawno nie czuła czyjeś magii na swojej skórze. Nie było to złe uczucie, ale zapomniane ciepło, które rozeszło się po jej ciele. Nie widziała, aby to doświadczenie zrobiło na Cieniu jakieś szczególne wrażenie. Wzięła głęboki wdech. Dostanie do po co przyszła. Jeśli jej się poszczęści może będzie to ostatni raz i nigdy więcej nie postawi tu nogi. Chciała, aby jej przeszłość była zakopana, a to całe śledztwo sprawiało, że stare sprawy wypływały.
Oczy Pani Marii pokryła czerń. Kobieta pogrążyła się w transie. Przynajmniej to nie zaskoczyło Domasławy, bo pamiętała jak niepokojąco wyglądały prawdziwe wizje wróżek. Cień zerknął na Domę, ale ta tylko pokiwała głową, dając mu znać, że nie dzieje się nic złego.
Madame była w transie. Otaczała ją ciemność, a przed nią pojawiła się leśna ścieżka. Jej postać astralna pewnie nią kroczyła. Wiedziała, że to tak miało wyglądać. Przechadzała się nią wiele razy, wiedziała, że na jej końcu powinna znaleźć drzewo, w tym przypadku dwa. Musiała się tylko przyjrzeć jego gałęziom, aby dowiedzieć się o jednej z możliwych ścieżek. Nie zajęło jej długo, aby do nich dotrzeć. Wszystko do tej pory wyglądało tak jak zwykle, ale na tym by się to kończyło. Dwa rosłe dęby rosły przed nią, niestety nie mogła się do nich zbliżyć, czy dotknąć. Jakaś dziwna siła nie pozwalała jej dalej przejść. Podniosła dłonie, kładąc je na niewidzialnej ścianie. Napierała na nią, niestety nie mogła się przez nią przedrzeć.
Wiedziała, co to oznacza. Rodzanice, boginie losu strzegły przyszłości tej dwójki. Nie wróżyło to dobrze. Jeśli bogowie mieszali się w sprawy śmiertelników wiązało się to z poważnymi sprawami, często bardzo niebezpiecznymi. Madame cofnęła się o krok, przyglądając się drzewom. Część gałęzi zdawała z obydwu drzew zdawała się być ze sobą spleciona, wręcz zrośnięta w jedno. Chociaż bardziej niepokojące było kilka gnijących gałęzi. Los tej dwójki jak i innych osób był wyraźnie ze sobą spleciony, a śmierć oraz poświęcenie miało kroczyć tuż obok nich. Niepokoi ją los tej dwójki.
Uklękła przed dwoma splecionymi dębami, pochylając głowę.
– Panie Losu, Rodzanice, co doglądacie przeznaczenia wraz z swym ojcem. Proszę Was pozwólcie mi poprowadzić tę dwójkę.
Przebiegł ją dreszcz. Usłyszała wokół siebie kroki, ale nie śmiała podnieść głowy. Musiała być wdzięczna, że boginie w ogóle się pojawiły. Nie oczekiwała odpowiedzi, a jedynie dopuszczenia do poznania losu jaki miał spotkać Domasławę oraz Cienia.
To jeden z niewielu razów, gdy musiała prosić o zgodę Rodzanice. Zwykle pozwalały jej poznać los ludzi, chyba że bogowie mieli inne plany. Chociaż istniała też inna możliwość.
Pani Maria poczuła, jak dłoń mierzwi jej włosy. Bawi się jej końcówkami.
– Podnieść głowę, a pokażemy ci ich los
Z każdej strony dobiegł ją trójgłos. Idealnie zsynchronizowane trzy głosy. Nie sposób było rozpoznać, gdzie jeden się kończył, a drugi zaczynał.
…
Oczy Madame na powrót stał się normalne. Doma przez moment mogła dostrzec zdezorientowanie kobiety, ale po chwili znowu przybrała maskę. Wyprostowała się, puszczają dłonie swoich gości. Rodzanice nie pokazały jej zbyt dużo, ale ten ułamek wiedzy zmieniał wiele spraw. Dostrzegła, że odpowiedzi na ich pytania znajdują się bliżej niż myślą.
– Wasze losy są splecione. Stoicie na rozdrożu. Jedna decyzja może odmienić wszystko. Pytania piętrzą się, ale odpowiedzi na nie są bliżej, niż myślicie. Będziecie musieli stanąć przed wyborem, w miejscu, gdzie odkryjecie prawdę, jakiej poszukujecie. Asklepios leczy, ale czasem nawet on nie może pomóc tym, którzy są zdradzeni przez własne ciało. Tam, gdzie najmłodsi są pożerani przez potwory, natraficie na swoje odpowiedzi. – – odparła wróżka, a następnie puściła dłonie swoich gości.
– Tylko tyle? Jakaś powalona zagadka? – burknęła Domasława, gwałtownie wstając z krzesła. Maria spojrzała zaskoczona na nią. Była autentycznie zdziwiona impertynenckim zachowaniem swojej byłej wychowanki. – Bawisz się teraz kurwa w jakiegoś sfinksa czy co?
– Zważaj na słowa młoda damo! – Może i Madame uważała, że informacje, jakie posiada Doma oaz to, co pokazały jej Rodzanice, ale nie znaczyło to, że da się tak traktować. – Doskonale wiesz, że nie wszystkie wizje, jakie widzi się pod Dębem są jasne czy klarowne — upomniała ją.
Cień wyglądał się tej całej scenie. Nie bardzo rozumiał magię i jej zasady, w większości zdawała mu się abstrakcyjna, ale wiedział, że Domasława nie powinna tak reagować. On również nie był w pełni usatysfakcjonowany z odpowiedzi, ale mieli jakiś punkt zaczepienia. Taki w którym nie musieli ryzykować swojego życia za niewyraźny solny portret. Kłótnia kobiet eskalowała. Doma coraz bardziej oburzała się za absurdalną zagadkę, a Pani Maria nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Mogła zrozumieć żal jaki czuła teraz córka jej bliskiej przyjaciółki, ale nie tylko ona cierpiała. Nie tylko ona straciła kogoś ważnego. Doma uderzyła pięściami w stół.
– Jak to ma mi niby pomóc, skoro ten skurwiel dalej sobie chodzi na wolności!
– Dość! – warknął Cień, chwytając Domę za rękę. Kobieta nawet nie zwróciła uwagi, kiedy wywróciła filiżankę z herbatą. Trzymał kobietę za nadgarstek, wpatrywał się w nią. Widział, jak ciężko oddycha przepełniona gniewem. Mógł go poczuć wyraźnie, jak tylko ją dotknął. Prąd elektryczny rozszedł się po całym jego ciele. – Opanuj się.
– Puszczaj mnie!
– Jak się uspokoisz.
Oboje wpatrywali się sobie w oczy. Widać było, że żadne nie zamierza ustąpić. Madame westchnęła ciężko, przecierając oczy. To, co się działo nie było dobre. Dała się wyprowadzić z równowagi, bo Domasława trafiła w czuły punkt. Nie mogła doprowadzić do rozłamu między tą dwójką, bo ich los był ważny. Mieli odegrać jakąś rolę i musieli podjąć własne decyzje. Nie mogli się pokłócić.
– Możecie już odejść — powiedziała spokojnie Madame, zbierając ze stołu filiżanki. Zwróciła tym uwagę swoich gości. – Więcej nie mogłam się dowiedzieć, ale niedługo będziecie musieli podjąć decyzje i zmierzyć się z ich konsekwencjami – oderwała się od sprzątania, spoglądając na Domasławę. – Ale proszę bądź ostrożna.
Sława tylko przelotnie spojrzała na Madame. Otworzyła na chwilę usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamilkła. Odwróciła się napięcie i wyszła.
– Bardzo za nią przepraszam — powiedział niepewnie Cień, zerkając w stronę Madame. Widział, jak ramiona kobiety opadają z rezygnacją. Widać ta rozmowa przebiegła zupełnie inaczej niż planowała. – Lepiej za nią pójdę.
– Poczekaj – kobieta zerwała się. – To dla was — Trzęsącą się dłonią wepchnęła mu w rękę dwa drewniane medaliony z wypalonymi runami. – Ochronią was.
Cień tylko pokiwał głową, widząc zmieszanie starszej kobiety. Schował talizmany i skierował się w stronę wyjścia. Nie tylko Domasława miała parę rzeczy do przemyślenia, Cienia również zaczęły dręczyć pewne pytania – jedne dotyczyły urywków wspomnieć, a może raczej przeczuć, jakie ostatnio miał, a inne dotyczyły samej Domy. Wiele rzeczy nie podobało mu się w zachowaniu kobiety. Widział, jak się miotała i nie zauważała wielu rzeczy wokół siebie. Cień musiał być z dala od Sławy, przynajmniej na trochę, aby móc samemu poukładać swoje myśli.
Madame Lumiere przygotowywała swój gabinet na kolejnych gości. Nie mogła wiele zrobić czy wtrącać się w życie Domasławy. Nie miała prawa, aby to zrobić, nieważne jak bardzo zależało jej na dawnej uczennicy, czy ze względu na przyjaźń z Wandą. Liczyła tylko, że gdy Domasława sama dojdzie do prawdy, podejmie właściwą decyzję. Droga gniewu nigdy nie była tą właściwą. Miała nadzieję, że dziewczyna opamięta się w porę.
2 thoughts on “Opowieść o Pewnym Cieniu – roz. IX „Wróżka””