Od ilu lat zajmujesz się szyciem? Jak to się zaczęło?
Taka pierwsza rzecz, którą uszyłam była chyba w gimnazjum. Zrobiłam pieska ze zwykłego poloru dla mamy na Dzień Matki. Skorzystałam z modełka znalezionego w Internecie – taki darmowy piesek.
Był tak fatalny, ale mama się cieszyła i do dzisiaj tego pieska ma na parapecie.
Minęło chyba jakieś 15 lat. Później przeszłam przez etap szycia płaszczki. Zachciało mi się małej płaszczki. Miałam jakiś stary ręcznik, który był w miarę miękki. No to zrobię sobie płaszcz z tego ręcznika. To było jakieś 10 lat temu, później nie było nic.
W liceum zaczęłam interesować się lalkami i im robiłam ubranka. Zaczęłam wtedy szyć i dzięki temu nabyłam wprawy w szyciu ręcznym. Z tymi pluszakami, które widać na stoisku to przygodę rozpoczęłam jakoś przed apokalipsą.
Przed pandemią?
No i stwierdziłam: dobra chcę taką żelkę. to przecież w miarę łatwo jest uszyć. Znajdę sobie gdzieś jakiś modełko na kulkę, i trochę to po przerabiam. Wyszła mi kwadratowa.
Ale powiedzmy prototyp prototypu powstał. Później poprosiłam mojego chłopaka, żeby mi pomógł z modełkiem. Próbowaliśmy robić modełko 3D w programie graficznym. Coś tam powstało.
No i te Żelki, które teraz oddaje do adopcji, to są właśnie już te wypieszczone idealne modele, dopracowane z takiej kwadratowej, biednej smutnej żelki.
A masz jeszcze tą oryginalną twoją żelkę, czy nie?
To jest naprawdę tak smutne i wtedy nie wiesz czy śmiać się czy płakać.
Tak to jest najgorsze, co się może przytrafić. Skąd w ogóle wziął się pomysł na sprzedaż pluszaków?
To też jest ciekawe, bo robiąc te moje pierwsze żelki, zaczęłam też robić wełniaki z Unravel.
Mama poprosiła, żebym zrobiła jej takiego wełniaka, a ona sobie tego maluszka położy na monitorze w pracy. Potem posypało się lawinowo. Wszyscy chcieli takie wełniaki w różnych kolorach.
Mówili, że przecież nie będę tego im za darmo robiła, więc jakąś tam drobną kwotę za te wełniaki zawsze chciałam.
Jakoś tak się złożyło, że kolega z pracy mamy miał kawałek swojego stolika na Coperniconie. To był ostatni Copernicon przed apokalipsą. Postawił parę moich żelków i parę wełniaczków. Było jakieś zainteresowanie, a potem stwierdziłam, że bym musiała to gdzieś zacząć wystawiać też stacjonarnie, bo sprzedawałam przez Internet.
Na początku sprzedawałam te żelki i wełniaczki. Później zaczęłam znajdować jakieś inne modełka na inne zwierzątka i jeszcze sama też oczywiście projektować.
Kumpela mojej mamy poznała mnie ze swoją kuzynką, która też jest jednym z wystawców konwentowym i dzięki temu mam możliwości wystawiania się, bo ona mnie wkręciła.
No to bardzo fajnie. A jak się czujesz się tych Konwentach, jako wystawca?
To jest naprawdę zupełnie inna atmosfera jak się wystawia na Konwentach, niż jak się wystawiałam w galerii handlowej, bo tutaj na Konwencie to ktoś podejdzie, ktoś pogada, ktoś zagada ”ja to znam”, „jakie to fajne”, „ale to mięciutkie” A w galerii jak się wystawiałam to ludzie bali się podejść do tego stoiska.
Nie masz pojęcia dlaczego?
Nie wiem. Po prostu tacy byli przerażeni, że omijali szerokim łukiem. Ktoś może podszedł, ktoś coś może kupił. Najlepsza historia ze sprzedaży w galerii to wizyta dziewczynki. Wchodzi przez drzwi z tym jeżem z Biedronki, podchodzi do mojego stoiska. Patrzy na tatę, ”ja chcę tego ślimaka” , tata płaci, mała bierze tego ślimaka pod jedną pachę, jeża pod drugą pachę i wychodzą z galerii. 15 minut później ona wraca z samym ślimakiem. Jeż chyba zostawiony w samochodzie.
Ooo, ale słodkie.
No to było naprawdę tak budujące i to chyba była jedyna sprzedaż całego dnia.
No ale to też dość dziwne w sumie, że tak, ale może ludzie się po prostu jakby boją do takich samodzielnych stoi w galerii podejść.
Możliwe. Tylko to właśnie była wtedy taka wystawa rękodzielników w galerii. Takie zrzeszenie rękodzielników, którzy mogą się wystawić, więc ja tam normalnie nie stałam na co dzień, tylko byłam tam czwartek, piątek, sobota.
A skąd wzięła się nazwa twojego profilu?
Pierwszy człon Sandomia wzięło się już za czasów lalek. Nawet nie mam pojęcia, jak wpadłam, na ten pomysł.
Miałam różne pomysły na swoje nicki. Sanae, Sandrix, Sirix.
Różne możliwości od Sandry i w końcu ta Sandomia. No i mamy jeszcze Cockroach Craft, czyli karalusze twory. Wpadłam na to, bo uwielbiam karaluchy. Nie tak bardzo jak ślimaki, ale nazwa ze ślimakiem źle się wypowiadała. Do tego mój chłopak mówi na mnie karaluch.
Polska nazwa od razu ludziom kojarzyłaby się negatywnie, bo ją rozumieją jednak angielskie cockroach jest takie melodyjne, takie dźwięczne i takie ciężkie do wypowiedzenia. Lubię właśnie takie angielskie słowa, które są ciężkie do wymówienia, zresztą polskie takie też są piękne – te trudne, których nie używamy na co dzień.
To się zgadza. Rzeczywiście są takie słowa fajne.
Karalusze twory to w pewnym stopniu jest pomysł mojego chłopaka.
Nazwa bardzo fajna przyciąga uwagę i zapada w pamięć.
No właśnie ludzie nie potrafią wypowiedzieć tej nazwy.
To sprawia pewne problemy, ale moim zdaniem jest to jej urok. Skąd bierzesz takie inspiracje na maskotki?
Bardzo dużo mam pomysłów zaczerpniętych z gier. Ja jestem graczem, uwielbiam grać w różne gry wideo.
Tam jak widzę jakąś postać, może nie tyle humanoidalną, ale to po prostu jakiś twór, który jest tak przeuroczy i tak przedziwny, że wiem, że nikt tego nie zrobi i muszę mieć go w wersji namacalnej by postawić i podziwiać jaki jest piękny. Wiem też, że są ludzie jak ja co też chcieli by takiego mieć.
Rozumiem, a jak wygląda twój proces pracy? Od pomysłu do gotowego pluszaka?
Ostatnimi czasy to moje prototypy wychodzą w miarę dobrze.
Zaczynam je robić nie z materiału odpadowego ze ścinków, ale już takich pełnowartościowych tkanin bym miała gotowy produkt, bo bardzo często się okazuje, że ten produkt, który zrobiłam jest na tyle dobry, że mogę go sprzedać.
Albo będzie u mnie na półce stało razem z milionem innych prototypów.
Rozumiem, a ile już masz takich prototypów?
Koło 20 będzie. Najwięcej to mam właśnie tych podstawowych żelek. Te pierwsze szyłam jeszcze ręcznie, normalnie igiełką – nie na maszynie i one takie były kanciaste i miały takie oczy krzywe. Teraz też na szczęście zupełnie inaczej wyglądają co możecie oglądać.
A tak z ciekawości na jakim typie maszyny pracujesz?
To jest tak dokładnie maszyna Janome Juno i to jest maszyna z podgatunku tych łucznikowych.
Czy jest w szyciu coś czego nie lubisz?
Pluszowy materiał jest dość trudny do szycia, bo ma krótkie futerko. Jak trzymasz je złączone prawymi stronami to wszystko rozjeżdża się jak na maśle. Naprawdę jest ciężko to ogarnąć, więc mam milion szpilek i dwa miliony klipsów na jedną taką małą żelkę żeby to się wszystko trzymało.
Materiał Minky dużo wybacza. Jak ci maszyna gdzieś zjedzie trochę, pójdzie krzywy szew to wydrapiesz to futerko i jest gładziuteńki, a jak szyjesz z bawełny tam wszystko niestety widać.
Rozumiem, a czy masz jakiś swój ulubiony projekt?
Żelki. Żelki tak się bosko szyję. Jak już teraz doszłam do takiej wprawy, że już inaczej materiał podkładam, inaczej go składam to jest tak fantastyczna sprawa. Te krawędzie okrągłe, żadnych rantów, żadnych zagięć. Uwielbiam robić żelki.
Jakaś twoja największa zmora do szycia?
Przez to, że używam pylących materiałów muszę czyścić maszynę co tydzień, chociaż nie powinno się w sumie tak często jej czyścić, ale to futro jest naprawdę wszędzie.
Szycie tego, jak się jeszcze bardziej rozjeżdża niż zwykły minky i się siepie to katorga. I najgorzej jak coś trzeba przyszyć tak jak języki i rogi dla Poro.
Mam igłę za krótką w porównaniu z tym włosem i bardzo często ciągnę za włosy, a nie igłę i wyrywam te włosy.
I jeszcze dinozaury są takie trudne do uszycia.
A dlaczego?
A co z tym koleżką i jego nogami?
No właśnie uszycie tego jest w miarę łatwe. Gorzej to wykręcić na drugą stronę. Używam słomki i patyczka do jedzenia do wykręcania.
Powstał jeden, to jest prototyp. To jest właśnie prototyp, który powstał pierwszy.
Jest bardzo ładny. Nie powiedziałem, że to jest w ogóle prototyp.
Ja trochę widzę, że jedną nogę ma lekko grubsza w porównaniu z resztą nóg, ale tylko dlatego, że przeszycie tego i wykręcenie było tak trudne, że stwierdziłam, że zrobię jeszcze tylko trzy. Już nie miałam siły do tego.
A czy masz jakieś nowe pomysły na pluszaki czy coś siedzi teraz w Twojej głowie? Czy może masz jakiś koncept nad którym pracujesz?
Kobieto! Mam czterdziesto-punktową listę z pomysłami!
Bardzo dużo jest nowych pomysłów z anime. Tak dużo chciałam przygotować rzeczy na Pyrkon właśnie takich typowo fandomowych, ale zabrakło mi czasu.
No tak jak każdy wystawca Handmade’owy przed Pyrkonem ostatnie 2/3 tygodnie to śpi po 4 godziny, a ostatniego dnia w ogóle nie idzie spać i jego najlepszym przyjacielem jest kawa i energetyk.
Rozumiem
Miałam więcej pozycji, które chciałam ze sobą zabrać. Chciałam zrobić Ala z FMA, Grzybki z Kingdom Hearts, bo przecież one są takie urocze nigdzie ich nie ma.
Czyli jak nie ma jakiegoś pluszaka, najlepiej jest szukać go u ciebie?
Tak
No to bardzo fajnie
Jedynie problem mam z żelkami z Genshina, bo ich bardzo dużo z AliExpressu można zdobyć. Są jednak zdecydowanie inne od moich – moje są bardziej puchate.
A jak wygląda samo przygotowanie na Pyrkon?
Źle.
To jest produkcja taśmowa w pewnym momencie. Na Pyrkon przygotowuje więcej towaru, więcej kopii, duplikatów.
Jak na zwykły konwent przeważnie jadę z trzema tymi samymi pluszakami, tym samym wariantem, to na Pyrkon jadę z sześcioma.
I to już jest taka trochę produkcja taśmowa, ale żeby teraz nie było, że jestem rękodzielnikiem a robię taśmowo. To jest tak, że robię skrzydełko, skrzydełko… 40 skrzydełko. Tutaj jedna nóżka druga nóżka… 40 nóżka.
I później to wszystko łącze do kupy, wypycham, zaszywam.
Rozumiem. A czy Pyrkon pod względem przygotowania i też samego trwania różni się czymś od innych Konwentów?
To jest mój pierwszy Pyrkon i pierwszy Pyrkon, nawet jak to uczestnik. Moim pierwszym konwentem na jaki pojechałam w swoim życiu było zeszłoroczne Hikari i zaczęłam z grubej rury, bo od razu jako wystawca.
Ogromnie się cieszę, że tu jestem. W tym miejscu na tym krzesełku, siedzę za tym stolikiem, bo to jest naprawdę wielkie dowartościowanie. Jak dostałam informację od Pyrkonu, że gratulują przyjęcia, to się aż wzruszyłam.
To były takie emocje, że się udało i zostałam doceniona. Nie tylko wielkie molochy z chińszczyzną się dostają, ale też niewielcy i nowi rękodzielnicy.
Można powiedzieć, że tutaj też jest jakiś poziom, bo to nie jest jak stanie w galerii, że biorą prawie każdego. Tutaj jest też przede wszystkim inny klimat. Tu naprawdę dobrze się czuję, bo są ludzie o podobnych zainteresowaniach jak ja.
Jestem ciekawa czy będą wiedzieli, że to jest lootbox z Apexa.
Edit pokonwentowy; Nikt nie wiedział (smuteczek)
Na pewno znajdą się tacy, co będą wiedzieli. Tu przychodzą różnej maści ludzie z różnymi zainteresowaniami. To mogę powiedzieć na pewno.
Bardzo ci dziękuję za Wywiad.
Również dziękuję
Serdecznie zapraszam do Social Mediów – Sandomia Cockroach Craf
*Wszystkie zdjęcia z artykułu zostały zrobione przeze mnie