Każdy oddech go bolał. Coś oplatało jego klatkę piersiową. Chciał otworzyć oczy, ale jego powieki były zbyt ociężałe. Trochę zajęło mu zebranie sił. Skupienie się. Ledwo je podniósł, a już oślepiło go jaskrawe światło. Instynktownie chciał się przed nim osłonić, lecz gdy tylko nieznacznie ruszył prawą ręką poczuł jakby ktoś wbijał mu tysiące igieł w bark. Po jego ręce przeszedł dreszcz, aż po koniuszki palców. Uznał, że lepiej się nie ruszać inaczej może pogorszyć swój stan. Jedyną dobrą rzecz jaką mógł zobaczyć w tej sytuacji to to, że skoro go boli to żyje. Tylko jak bardzo było źle, skoro miał problem z tak prostymi rzeczami?
Pokonał potwora, ale co działo się z nim teraz?
Chyba stracił przytomność. Czy dalej był w mieszkaniu tamtej kobiety, a może przewieziono go do szpitala? Chociaż nie. Odrzucił tę możliwość. Zapach się nie zgadzał. Dalej czuł zapach jakiś ziółek, a nie szpitalnych detergentów. Zemdliło go. Czuł jak gula zbiera mu się w gardle, a w żołądku coś go kręciło. Postarał się wziąć na tyle głęboki oddech na tyle ile mógł. Wdech. Wydech. Starał się oddychać spokojnie, dopóki nudności ustąpiły, chociaż zaczął zastanawiać się czy to od intensywnego zapachu niezidentyfikowanych ziół, czy może ma wstrząs mózgu.
Ponownie powziął próbę otwarcia oczu, lecz tym razem był bardziej psychicznie gotowy na jaskrawe światło. Powoli otworzył oczy, walcząc z chęcią zamknięcia ich i obronienia się przed światłem. Z początku jego obraz był niewyraźny, ale im dłużej trzymał je otwarte tym było lepiej. Mógł zobaczyć zarys sufitu jak i lampy z białym kloszem.
– Wreszcie się obudziłeś.
Najpierw usłyszał głos, a potem ją zobaczył. Nachyliła się nad nim, wciąż był lekko zamroczony. Nie mógł dojrzeć szczegółów jej twarzy. Była rozmazana. Nie widział, jak marszczy brwi, przyglądając się swojej robocie. Domasława nikomu by tego nie przyznała, ale filmiki w necie bywały użyteczne. W szczególności, gdy ktoś nagrał, jak udzielać pierwszej pomocy albo zabandażować określone rodzaje ran czy złamań. Nieprzytomny gościu na podłodze, a Doma nie wiedziała praktycznie nic o pierwszej pomocy. Lekcje edukacji dla bezpieczeństwa czy kursy z pierwszej pomocy zaliczała najszybciej jak się da, aby mieć je z głowy. Z resztą nauczyciele też zbytnio się nie przykładali, skoro cały czas wałkowali tylko resuscytacje krążeniowo-oddechową. Jedyną radę jaką zapamiętała od nauczycielki, że bandaż można zastąpić podpaską, bo dobrze chłoną krew. Nigdy nie sądziła, że wykorzysta tę specyficzną radę w życiu, ścierając krew z łuku brwiowego mężczyzny, który walczył w jej domu z dziwnym maziowatym stworem. Chociaż może jest to najmniej dziwna rzecz jaka się dzisiaj zdarzyła.
– Nie wstawaj – powiedziała, widząc, że mężczyzna próbuje się dźwignąć. Nic nie robił sobie z jej słów, więc położyła dłoń na jego klatce piersiowej. Z łatwością popchnęła go na kanapę, w akompaniamencie kilku jego jęków. – Nie marnuj mojej ciężkiej pracy. Nie po to cię opatrywałam, abyś teraz to wszystko schrzanił.
Widziała jak mężczyzna lekko się krzywi, przez moment zatrzymał na niej wzrok, a potem położył głowę na poduszce. Gorzej niż z dzieckiem, pomyślała Doma.
– Jak..
– Pięć godzin – odparła kobieta, przyglądając się bandażom. Zauważyła, że mężczyzna wpatruje się w nią. Nie była to zbyt komfortowa sytuacja dla Domy, ale nie mogła go zostawić, nawet jeśli był obcym mężczyzną, który teoretycznie się do niej włamał. Postanowiła przybrać pozę zdystansowanej jaką starała się przybierać podczas stażu. Wtedy okazała się pomocna. – Masz rozcięty łuk brwiowy, może też wstrząs mózgu po uderzeniu w ścianę. – Domasława sięgnęła po telefon, zerkając na stronę, gdzie wypisane były objawy wstrząsu. – Nie jestem lekarzem, bardziej psychologiem. Uczącym się. Odpowiadaj na pytania – spojrzała na niego. Kiwnął tylko głową. – Pełnymi zdaniami. Zaburzenia mowy to też objaw wstrząsu.
– Zrozumiałem. Co masz kolejne?
– Bole głowy albo zawroty?
– Walnąłem w ścianę, dziwne by było jakbym ich nie miał
– Czyli źle nie jest, skoro jesteś taki sarkastyczny. Zmęczony?
– Nie bardzo.
– Światłowstręt?
– Może na początku, ale teraz jest okej. Hałas też mi nie przeszkadza, ani nie dzwoni mi w uszach. Jedyne co mam to nudności, ale to raczej od zapachu tych ziół – mężczyzna skrzywił się lekko.
– Wątpię, abyś miał zaburzenia koncentracji, bo ta rozmowa była logiczna – stwierdziła Domasława, odkładając telefon. – Wstrząsu raczej nie masz, ale za to poobijane żebra, może pęknięte. Trudno stwierdzić w tej sytuacji, podobnie z barkiem. Nie jestem lekarzem, więc tylko usztywniłam go na tyle ile mogłam – zamyśliła się.
Mężczyzna nie był w dobrym stanie i wymagał prawidłowej opieki medycznej. Mógł mieć krwotok wewnętrzny. Chociaż wątpiła, aby rozcięty łuk brwiowy mógł się u człowieka zagoić w kilka godzin bez szwów. On stanowczo nie był człowiekiem, a w takich wypadkach, szpital nie był dobrym rozwiązaniem. Po za tym jak by to wyjaśniła?
– Szpital odpada. Za kilka dni wydobrzeję całkowicie – stwierdził mężczyzna jakby czytając jej myśli.
Domasława spojrzała na niego, marszcząc brwi. Z jednej strony dobrze, że sam zdaje sobie z tego sprawę, ale szybsza regeneracja tylko potwierdziła jej przypuszczenia.
– Jakim rodzajem biesa jesteś? – zapytała, baczniej mu się przyglądając.
– Czego?
– Żartujesz sobie? – prychnęła, czekając na jakąkolwiek odpowiedź mężczyzny. Ten tylko wpatrywał się w nią tępo.
– Jak możesz nie wiedzieć jakim demonem jesteś?! – Doma wstała gwałtownie z ziemi.
– Cóż, demonem raczej nie jestem, ale człowiekiem też już chyba nie
– Mimo tego, że jego głos się nie zmienił, widziała jak ucieka wzrokiem. Ledwie chwilę temu był pewny siebie, a w następnej zapadał się w poduszkach. Doma chyba trafiła w czuł punkt.
– Naprawdę nie wiesz kim jesteś? – zapytała łagodniej, przyglądając się mu.
– Nie. Pamiętam jedynie strzępki ze swojego życia, ale niewiele one mówią.
Sytuacja z minuty na minutę zdawała się robić coraz bardziej dziwniejsza. Mężczyzna nie pamiętał swojej przeszłości, ale patrząc na jego działania wiedział z czym walczył. To stworzenie też nie wyglądało na biesa. Żaden też nie powinien wejść do domu przez zaklęcia ochronne. Czyżby to coś było tu od dawna? Nie… Domasława szybko wyrzuciła tę myśl z głowy. Jej matka by na to nie pozwoliła.
Zbyt wiele pytań jawiło się w jej głowie, dużo nieścisłości, które powodowały u niej frustrację. Jedyną osobą, która mogła udzielić jej chociaż części leżała przed nią w bandażach. Nie mogła go męczyć w tym stanie, bo potrzebował odpoczynku. Jej pytania mogły poczekać, aż jej gość poczuje się lepiej. Poza tym ogarnianie pobojowiska w jakie zmieniło się jej mieszkanie zajmie sporo czasu.
– Dobra, będę cię napastować pytaniami dopiero jak odpoczniesz – powiedziała Doma, wstając z ziemi. – Nie licz, że cię to ominie.
Cień tylko kiwnął głową, zamykając oczy. Pozwolił rozluźnić się swoim mięśniom. Nic mu tu nie groziło. Słyszał, jak kobieta krząta się po pokoju. Przesuwała coś. Przenosiła. Chyba nawet klęła pod nosem. Wziął głęboki wdech. Pozwolił, aby jego świadomość odpłynęła.
…
– Może źle to ująłem – oznajmił Cień, zamyślając się na chwilę. – Nie pamiętam kim jestem.
– Czyli masz amnezje? – dopytywała Domasława. Skoro miał amnezję musiał się jakoś zranić w głowę. Tylko Doma nie widziała na jego głowie żadnych ran czy blizn, chociaż przy szybkości z jaką się goił mogło ich wcale nie być. Chociaż czy był człowiekiem? Ludzkie rany nie goją się tak szybko. Musiał być jakimś biesem, chociaż był zbyt ludzki, wyłączając z tego te dziwne ruchome tatuaże. Zastanawiała się, czy może jest jakiegoś rodzaju wampirem, ale odrzuciła to. Jego zęby były normalne, poza tym nie krwawiłby. Z ran powinna się wtedy sączyć czarna maź, a u niego była zwykła krew. Mężczyzna musiał w jakimś stopniu być biesem, inaczej by umarł. Tylko nie rozumiała jak to dziwne stworzenie i on mogli przedrzeć się przez runy ochronne. Były nienaruszone. Będzie musiała to później sprawdzić.
– Nie do końca – mówił powoli, zastanawiając się nad słowami. – Pamiętam pustkę. Ciemność. Jakieś migające światła. Głosy – mówił coraz ciszej, aż w końcu zamilkł. Lekko wzrok stał się pusty, zaczął pocierać kciukiem pozostałe palce. Lekko drżały. Dostrzegła krople potu spływające po czole. Doma widziała, jak jego oddechy stają się coraz krótsze. Płytsze. Zacisnął dłoń na kocu. Drugą rękę położył sobie na sercu. Widziała jak jego mięśnie się napinają. Zamknął oczy.
– Kurwa! Nie teraz!
Nie widziała nigdy ataku paniki na żywo. Czytała o nich. Wykładowcy mówili o tym jak również co robić. Tylko nie spodziewała się, że tak szybko będzie musiała działać. Znaczy, wiedziała, że będzie miała z tym kiedyś do czynienia.
Chwyciła go za ręce. Musiała się tym zająć. Nie mogła pozwolić, aby coś mu się stało.
– Króliki nie mogą się pocić!
Krzyknęła pierwszą rzecz jaka przyszła jej do głowy.
– Co? – mężczyzna otworzył oczy. Nie przestał się hiper wentylować. Doma mocniej ścisnęła jego dłonie. Dobrze. Miała jego uwagę. Przycisnęła swoje czoło do jego czoła.
– Wszystko jest okej – mówiła, przybliżając się do niego. – Rób to co ja. Głęboki wdech. Razem ze mną. Dalej. Wdech – widziała, że mężczyzna się stara. Drżał, ale wziął wdech. – Raz. Dwa. Trzy. Wydech – Poleciła. Oboje to zrobili. Powtórzyli to jeszcze kilka razy. Cały czas powtarzała, że jest bezpieczny. Nie wie il mu to zajęło, ale w końcu się uspokoił.
– Już lepiej? – zapytała, odsuwając się na brzeg kanapy. Mężczyzna kiwnął tylko głową. – Pójdę po wodę.
Doma podała mu szklankę, a ten przyjął ją jeszcze drżącymi dłońmi. Po chwili szklanka była pusta.
– Lepiej? – ponownie spytała Doma, kładąc mu rękę na ramieniu. Ponownie tylko przytaknął. – Spójrz na mnie – mówiła stanowczo. Zignorował ją. Nie może pozwolić, aby znowu miał atak. Nie może pozwolić, aby znów się zatracił. – Krokodyl może strawić stalowy gwóźdź
– Co?
– Leniwce trawią posiłek przez dwa tygodnie – powiedziała Doma, ponownie przyciągając uwagę mężczyzny. Widziała jak marszczył brwi. – Ludzkie pigułki antykoncepcyjne działają na goryle.
– Po co to mówisz?
– By odciągnąć twoją uwagę. Jak widać zadziałało – dodała, odnotowując w pamięci, że temat amnezji, a może raczej pierwsze wspomnienia nie są do omawiania. Przynajmniej na razie.
– Skąd znasz takie głupoty? Od przyjaciela. Czasami w trakcie rozmowy strzela takimi dziwnymi faktami – powiedziała Doma, prostując się.
Ruszyła jeszcze barkiem, czując jak napięte były jej mięśnie. Cóż w sumie nic dziwnego, bo takich przeprawach jakie miała w ciągu ostatnich 24 godzin.
Mężczyzna przyglądał jej się. Nie pomyślał o tym wcześniej. Kobieta zajęła się nim, a on nawet nie spytał czy nic jej nie jest. Niby wyglądała w porządku, ale jednak bestia do niej przylgnęła. Po wielkości stwora mógł stwierdzić, że trwało to dosyć długo.
– Jak się czujesz?
– Ten stwór nic mi nie zrobił – odparła Doma, rozglądając się po mieszkaniu. – Nie wliczając do tego stanu mojego domu. Wszystko jest w porządku – złożyła ręce na krzyż, patrząc z ukosa na mężczyznę.
– Nie o to mi chodzi – zaczął mówić cień, widząc zaskoczenie na jej twarzy. Mógł się domyślić, że nie zrozumie. Powinien to bardziej doprecyzować. – Te stwory żywią się negatywnymi myślami. Żerują na ludziach. – Widział jak kobieta robi coraz większe oczy. Chłonęła każde jego słowo, nie odrywając od niego wzroku. – Na strachu. Złości. Gniewie – Doma lekko drgnęła. Miała nadzieję, że tego nie zauważył. – Są jak pasożyt, ale zwykle nie próbują atakować żywiciela. Nie są też materialne.
Doma słuchała jego słów. Opis tych stworzeń brzmiał naprawdę dziwnie. Brzmiały jak rodzaj wampira, ale żywiły się emocjami. Nie były materialne? To chyba było najdziwniejsze. Bestie nie mogą być niematerialne. W ogóle co to ma znaczyć?
– To stworzenia astralne! – krzyknęła Doma, wstając gwałtownie z kanapy. – To wszystko tłumaczy! Barierę! Żywienie się emocjami! Muszą być jakiegoś rodzaju duchami jak Cicha. Bariery przed nimi nie chronią, tylko rytuały….
Domasława pogrążyła się w swoim słowotoku. Nie widziała jeszcze całej układanki, ale parę puzzle wskoczyło na swoje miejsce. Nie bardzo wiedziała jakiego rodzaju duchami były te stwory, ale co ona wiedziała na ten temat? Jej wiedza nie była lepsza niż to co można znaleźć w Internecie, czyli nic co jest prawdą.
– Może trochę zwolnisz?
– Co? – zapytała zaskoczona Sława, dopiero gdy mężczyzna przywołał ją na ziemię, zrozumiała, że odpłynęła. – Przepraszam. Po prostu… – miała problem z dobraniem słów. – Tak jakoś się zapędziłam z tym – dodała, wskazując ręka na pokój. Czuła jak kotłują się w niej różne emocje. Chyba tym słowotokiem znalazły jakieś ujście.
– W porządku, ale dalej nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Jak się czujesz? – Doma wpatrywała się w mężczyznę. Skrzyżowała ręce. Cień zauważył jak zaczęła skubać dolną wargę. Wiedział , że coś było. Mógł tylko obstawiać, ale stało się coś poważnego, co drastycznie wpłynęło na jej samopoczucie przez dłuższy czas. Po jej minie, spodziewał się, że raczej się tego nie dowie, a drążenie będzie złym pomysłem. – Nie musisz mówić, ale one mogą za tobą podążać.
– Jak to podążać?
– Jesteś słaba, bezbronna. Rozemocjonowana
– Nie jestem! Umiem się obronić! – krzyknęła. – Teraz wiem czym są, więc dam im radę!
Nie mogła pozwolić mu tak mówić. Żadne z tych słów nie było prawdą. Nie była taka słaba. Może i nie znała się na duchach jak reszta wiedźm to znała parę przydatnych rytuałów. Nie chciała słyszeć tych słów. Mogła coś zrobić. Nie była…
– Uspokój się albo pojawią się tu kolejne – powiedział stanowczo cień. Czuł jak jej emocje zmieniają się jak w kalejdoskopie. Przeskakiwała z jednej na drugą. Raz zmartwiona. Zaskoczona. Przerażona. Zachwycona. Zła. Bardzo zła. Nie mógł pozwolić, aby te emocje stawały się tak intensywne. Wpadnie w szał albo inny skrajny stan emocjonalny na pewno za chwilę będą mieli tu kolejnego potwora. Nie mogli na to pozwolić. Tym razem wątpiłby czy sobie by z nim poradził. – Jeśli się nie uspokoisz, sam będę musiał to zrobić. Jesteś inna, a przy tobie te stwory stają się materialne. Silniejsze. Nie dam rady pokonać kolejnego.
Wiedział, że brzmiał groźnie. Czuł jak jego tatuaże się poruszają. Mogło to wyglądać przerażająco, chociaż nie widział strachu na jej twarzy. Bardziej zaskoczenie. Zmieszanie. Poczuł jak zaczyna boleć go głowa. Próba odczytania emocji ludzi w takim stanie raczej nie była dobrym pomysłem. Nie powinien się też denerwować. Problemy. Dlaczego miał wrażenie jakby jego życie składało się z samych problemów, które ciągle musi pokonywać?
Nagle poczuł się przytłoczony. Jakby od dawna walczył z czymś czego nie mógł tak łatwo pokonać. Wziął głęboki wdech.
– Znam te stwory dłużej niż ty i wiem, że nie łatwo je pokonać – zaczął spokojnie cień. Nie chciał bardziej denerwować kobiety. – Zwykle żerują na ludziach. Ja je po prostu odpędzam, a czasami pokonuję, aby ludzie się od nich uwolnili. Normalnie nikomu nie dzieje się krzywda. Nikt ich nawet nie widzi. Czasami nawet starczą słowa, aby ludzie porzucili swój ciężar. W twoim przypadku…
– Stają się materialne i mogą wyrządzić poważne krzywdy – dokończyła Domasława, która zdążyła już trochę ochłonąć. Sprawa chyba była poważniejsza niż myślała.
– Tylko nie wiem dlaczego…
– Bo jestem wiedźmą – odparła bez żadnych ogródek. Nie było sensu tego ukrywać, czy kłamać. -To musiało na nie jakoś wpłynąć. Osoby magiczne mają w sobie energię, która może oddziaływać na otoczenie.
Mężczyzna przyjął to wytłumaczenie bez żadnych sprzeciwów. Widział już dziwne rzeczy. Usłyszenie, że istnieje coś takiego jak magia i wiedźmy raczej nie wprawi go w większe zakłopotanie niż był obecnie. Domę natomiast zaskoczył jego spokój. Zwykle nikt normalny z marszu by w to nie uwierzył, ale czy coś w tej sytuacji było normalnego?
– To się staje coraz bardziej powalone – skomentowała Domasława, po chwili ciszy.
– Zgadzam się.
– Powinniśmy coś wymyślić. Ty nie możesz odejść, dopóki nie wyzdrowiejesz.
– A ty nie możesz zostać sama, bo w tym stanie stwory łatwo cię dorwą.
– Zapomniałeś wspomnieć, że też każdego w moim otoczeniu – dodała Doma, marszcząc nos. Nie podobało jej się to.
– Wygląda na to, że jesteśmy na siebie skazani.
Domasława spojrzała na mężczyznę. Czuła się zmęczona tym wszystkim. To dzisiejsze, a raczej już wczorajsze włamanie, dziwny stwór, sprzątanie mieszkania. Ta cała rozmowa. Chyba będzie musiała się położyć wcześniej spać. Chociaż nie tylko ona wyglądała w tej chwili na wyczerpaną. Zauważyła jak mężczyzna ziewa. Została tylko jedna sprawa, którą mają do obgadania.
– To jak mam się do ciebie zwracać?
Cień spojrzał na nią lekko zaskoczony. Nie pamiętał kim był kiedyś. Nigdy też nie zastanawiał się nad swoim imieniem. Nie widział wcześniej takiej potrzeby. Nikt nigdy nie chciał z nim rozmawiać. Ludzie bali się go. Kilka razy już próbował i nie skończyło się to za dobrze.
– Nie wiem
Doma poczuła się źle. Jakby zrobiła coś niewłaściwego, nieprzemyślanego. Mężczyzna ma amnezję, a ona go pyta jak ma się do niego zwracać. Chociaż on zachowuje się tak normalnie, że umknął jej ten fakt. Jego słowa były okropne. Chyba nie przemyślała tego jak musiał się czuć cały ten czas. Błąkał się nie wiadomo ile. Musiał czuć się samotny. Zagubiony.
– Odpoczywaj. Pomyślimy o tym później – powiedziała Doma, ściskając jego dłoń. Uśmiechnęła się lekko.
Mężczyzna odwzajemnił to. Pierwszy raz od przebudzenia, poczuł się trochę lżej na duszy.
2 thoughts on “Opowieść o Pewnym Cieniu – roz. VII „Konfrontacja””