Drogę powrotną odbyli w milczeniu. Żadne z nich nie odezwało się do drugiego, chociaż ich myśli pędziły jak szalone. Obydwoje przetwarzali wydarzenia z Gabinetu Madame Lumiere, ale każde z nich skupiało się na innym jego aspekcie. Irytacja Domasławy wzrastała z każdą minutą im bliżej domu była. Czuła się oszukana. Liczyła, że uzyska jakieś pożyteczne rady, coś w stylu nazwiska mężczyzny albo konkretnego miejsca, gdzie mieszka. Jakieś użytecznej wskazówki, dzięki której spotka go zasłużona kata. Wiedziała, że przepowiednie mogły być dokładne i klarowne. Niekoniecznie mówiły wszystko, ale bardzo rzadko bywały tak zawiłe.
Nie rozumiała, dlaczego Pani Maria nie mogła się bardziej postarać. Dać im bardziej konkretną wskazówkę, zamiast tego dostali enigmatyczną zagadkę. I możliwe też, że niedługo ktoś z covenu zapuka do drzwi Domasławy i zawlecze ją przed oblicze rady. Przeszedł ją dreszcz na samą myśl starych magów, którzy mieliby ją ukarać za ujawnienie świata magii osobie postronnej oraz przywołanie duchów. Możliwe, że dla samej złośliwości albo zrobienia z niej przykładu, dopiszą jeszcze kradzieże składników magicznych. Zabrała parę rzeczy z magazynu ze sklepu – niby nic o dużej wartości dla covenu, ale to było jednak ich własność nawet jeśli niedostarczona.
Zdawała sobie sprawę, że mogła przywołać coś gorszego niż jej ciotka, nawet jeśli ta zmieniła się w spaczonego ducha. Zawsze jakiś demon albo diabeł mógł się przypałętać i narobić sporo zamieszania w mieście. Z takim Hejzaszem czy Borutą to nigdy nic nie wiadomo. Sama jako dziecko słyszała o kilku takich przypadkach, a poza tym nie musiała też daleko szukać. Niektórzy niemagiczni byli na tyle durni, że bawili się tablicami Quija bez odpowiednich zabezpieczeń.
Cienia natomiast dręczyły inne wątpliwości. W niesmak było mu zachowanie Domasławy. Rozumiał, że była jakoś z nimi związana w przeszłości, ale mogła im okazać chociaż szacunek. Wątpił, aby Pani Maria nie robiła wszystkiego co mogła, aby pomóc im. Może Doma nie potrafiła tego dostrzec, ale Cień już tak. Starsza wiedźma przez cały czas starała się dotrzeć jakoś do krnąbrnej kobiety. Wyciągała rękę w jej stronę, a ta ją odrzucała. Może były to tylko drobne znaki jak drgnięcie wargi, czy trzęsąca się dłoń. Mężczyzna znał się dobrze na odczytywaniu takich drobnych sygnałów. Skądś wiedział, jak je interpretować, jakby robił to od dawna.
To była kolejna kwestia, która go nurtowała. Drobne przebłyski, znajome wrażenia jakiś doświadczał. Elementy układanki, której nie potrafił poskładać. Czuł się bardzo nieswojo, gdy wychodzili z autobusu.
Nie zwrócił uwagi jak zaczęło się ściemniać. Spędzili w covenie, więcej czasu niż myślał. Szedł w milczeniu za Domą, zastanawiając się jak zacząć rozmowę. Bo to, że musieli porozmawiać było jasne, zanosiło się na to od jakiegoś czasu. Parę kwestii jakie Doma przemilczała nie podobały mu się. Mogli uniknąć ostatniej walki ze spaczonym duchem, ale Cień też miał parę rzeczy, których nie powiedział kobiecie. Nie wspomniał nic o swoich przebłyskach wspomnień, czy to jak łatwo wyjawił wszystko wiedźmie. To Domasława miała mówić i dawkować informacje, bo wiedziała więcej o tym jak działa coven.
– Myślę, że nie powinnaś się tak wobec niej zachować – powiedział Cień, gdy Domasława zakluczyła drzwi. Jego głos przerwał nieprzyjemną ciszę w pokoju. Kobieta napięła się, Nie spojrzała nawet w jego stronę. Przeszła obok niego ignorując go. – Ona starała się tylko pomóc.
– Gdyby chciała pomóc to by pomogła zamiast gadać bzdury – prychnęła Doma, podchodząc gwałtownie do mężczyzny. – Nie dała nam nic pożytecznego. Mogła zrobić znacznie więcej.
– Nie wiesz tego. Słyszałaś co mówiła o naszej przyszłości…
– Brednie! Czcze gadanie! Na pewno widziała więcej niż nam powiedziała!
– Dlaczego miałaby nas okłamać?
– A bo ja wiem, co siedzi tej starej raszpli w głowie?! Równie dobrze mogła się zabawić naszym kosztem, gdy jej wszystko wypaplałeś!
– Powiedziałem tylko prawdę! Oni wiedzą więcej o tych spaczonych duchach niż my! To może im pomóc!
– Pewnie! Teraz wiedzą za co dokładnie mogą mnie ukarać!
– Może nie musieliby tego robić, gdybyś choć raz pomyślała zanim coś zrobisz!
Doma nawet nie pomyślała. Chciała tylko, aby się zamknął. Nie musiał jej mówić jak bardzo wszystko zawaliła. Mięśnie w jej dłoni napięły się. Nie trwało to nawet sekundę, a po pomieszczeniu rozległ się głośny plask. Zapadła cisza.
Cień z niedowierzeniem wpatrywał się w kobietę. Nie spodziewał się, że go uderzy. Widział jej zmarszczone brwi. Zaciśniętą szczękę. Zamglone oczy, a potem drobny błysk. Równie wielkie jak jego zaskoczenie malujące się na jej twarzy. Otworzyła usta, ale żadne słowo nie wyszło z nich. Spuściła głowę.
Przez dłuższą chwilę, żadne z nich nie potrafiło się odezwać. Mężczyzna widział jak dotychczas pewna siebie postura Domasławy zniknęła. Jej ramiona drżały.
– Chyba powinniśmy odpocząć od siebie przez parę dni
Kobieta nawet na niego nie spojrzała. On też nie bardzo czuł, że powinien tu teraz być. Nie byli przyjaciółmi, a tylko ludźmi, których połączył los. Żadne z nich nie umiało i nie wiedziało, jak rozwiązać trapiące ich problemy, a co dopiero pomóc drugiej osobie.
– Prawie bym zapomniał – powiedział Cień, kładąc amulet ochronny na stoliku przed kanapą. – Chciała, abym ci go przekazał – po czym zniknął, rozpływając się w ciemności.
Domasława znowu została sama. Oddychała ciężko. Dopiero po tym jak go uderzyła zdała sobie sprawę co zrobiła. Nie chciała tego zrobić. Po prostu nie chciała, aby mówił to na głos.
– Kurwa – powiedziała, a głos jej się załamał. Przeczesała dłonią włosy.
Usiadła na kanapie, podciągając nogi pod brodę. Przelotnie spojrzała na kawałek drewna, który zostawił dla niej Cień. Skuliła się jeszcze bardziej na kanapie. Będąc samej zdała sobie sprawę, że obecność Cienia miała jeden plus. Bez niego jej myśli ponownie zaczęły krążyć wokół jej matki.
Nie rozumiała jak mogła znaleźć się w tej sytuacji. Dlaczego to wszystko musiało spotkać akurat ją?
…
Domasława nie mogła zasnąć w nocy. Próbowała znaleźć sobie jakieś zajęcie. Zmęczyć się. Wytarła szafki. Posegregowała książki. Zrobiła nawet odkładane od przerwy świątecznej porządki w szafie. Koło trzeciej nad ranem osuwała się na nogach. Nie udało jej się zasnąć, albo raczej spała bardzo płytkim snem. Jakiś czas po wschodzie słońca uznała, że czas wstać.
Kobieta podniosła się z łóżka i szybko na nie wróciła. Oparła głowę na dłoni, wpatrując się w podłogę. Świat wirował. Miała wrażenie jakby była na kolejce górskiej. Zamknęła oczy, oddychając głęboko. Siedziała tak kilka minut, dopóki wszystko się nie uspokoiła. Wstała powoli z łóżka, podpierając się ściany. Odsłoniła zasłony, ale natychmiast tego pożałowała. Z zamkniętymi oczami zasunęła je z powrotem.
– Pierdolona migrena
Doma potarła nasadę nosa, snując się w stronę kuchni. Chwała, że zaciągnęła wczoraj firanki, więc mimo poranka mieszkanie znajdowało się w półmroku. Czuła jak ból w skroniach zaczyna być coraz bardziej dotkliwy. Czemu nie zauważyła go wcześniej? Chyba był zbyt mały, aby odciągnąć ją od jej myśli. Łyknęła w kuchni dwie tabletki przeciwbólowe, licząc, że zadziałają. Włączyła radio, nie chcąc siedzieć w ciszy, chociaż też nie bardzo słuchała. W tle leciały jakieś słowa, które wystarczająco potrafiły ją rozproszyć. Podpierała głowę na jednej ręce, a drugą stukała palcami o blat.
Dzień zapowiadał się na naprawdę długi, a ona już miała dość. Westchnęła, masując skronie. Ból nie nasilał się, ale też nie ustępował za bardzo. Zawsze to lepsze niż nic. Otworzyła swojego laptopa. Oślepił ją blask ekranu. Natychmiast zmrużyła oczy, obniżając jasność ekranu. Chciała sprawdzić tę zagadkę od wróżki, skoro to był jej jedyny trop. Musiała tylko mieć dostęp do neta. To jedna z chwil, w których żałowała, że zrezygnowała z Internetu i została jej tylko telewizja naziemna. Na szczęście pewna para mieszkająca w bloku obok miała bardzo dobrej jakości Internet i byli na tyle durni, aby na hasło ustawić imię ich kota.
Domasława podłączyła się bez problemu i zaczęła swoje poszukiwania. W międzyczasie zrobiła sobie herbatę z kory wierzby. Zastanawiała się, czy później nie zrobić sobie naparu z krwawnika, rumianku, melisy i imbirem. Porzuciła ten pomysł, bo nie miała imbiru, a wyprawa do sklepu zdawała jej się w tym momencie zbyt dużym wyzwaniem. Westchnęła, przeglądając strony internetowe w poszukiwaniu wyjaśnień. Ta zagadka od wróżki nie chciała wyjść z jej głowy.
Słowa jakie powiedziała jej Madame odbijały się echem w jej głowie. To, że jej los na razie był spleciony z przeznaczeniem Cienia, nie grało dla niej teraz zbyt wielkiej roli. Wolała na razie o tym nie myśleć. Odpędziła wczorajsze zdarzenie, zanim na dobre stanęło jej przed oczami. Upiła łyk herbaty, wpisując w wyszukiwarkę imię Asklepios. Mimo to dalej czuła suchość w gardle.
Nie było to takie trudne jak jej się na początku zdawało.
Wyszukiwarka od razu dała jej odpowiedź. Asklepios. Grecki bóg sztuki lekarskiej.
Zawsze coś. Jeśli zagadka dotyczyła jakiegoś miejsca, a myślała, że tak jest po słowach “tam, gdzie” to przynajmniej miała trop. Asklepios związany był z miejscami takimi jak szpitale, przychodnie, czy nawet apteki. Domasława sprawdziła, ile w jej mieście jest szpitali.
24, nie mówiąc jak wiele było przychodni i aptek. Domasława odchyliła się na krześle, cicho przeklinając. Zapowiadało się na długie poszukiwania, bo w ogóle nie rozumiała reszty zagadki, a nieustający ból głowy w niczym nie pomagał.
W ciągu dnia udało jej się zjeść dwie skibki chleba z serem. Nie było to wiele, bo gdy tylko próbowała przełknąć coś więcej zbierało jej się na mdłości. Późnym popołudniem uznała, że na ten moment ma dość. Zamiast odpowiedzi znalazła strony z rzadkimi chorobami, o których istnieniu nawet nie wiedziała. Niektóre były tak abstrakcyjne, że zastanawiała się czy to nie jakiś żart. Potarła skroń, a potem zamknęła laptop. Musi sobie zrobić ten napar. Może też mały spacer nie zaszkodzi.
Rozejrzała się po zacienionym mieszkaniu. Naprawdę nie przyzwyczaiła się jeszcze do tej ciszy. Cień potrafił jakoś zmienić atmosferę wokół siebie. Sprawiał, że nie było tak ciężko. Domasława westchnęła, otwierając drzwi.
– Niespodzianka! – krzyknęli wspólnie Karolina oraz Adam. Dwójka najlepszych przyjaciół Domasławy stała na korytarzu. Kobieta, aż oniemiała z zaskoczenia. Nie spodziewała się ich wizyty.
– Sorki, że tak bez zapowiedzi – powiedział wesoło Adam, przechodząc obok Domasławy. Wysoki, szczupły mężczyzna skierował się w stronę kuchni. Położył na blacie kilka siatek z zakupami. – Wyglądasz okropnie – oparł się o blat, przyglądając się Domie.
– Dzięki, każda kobieta marzy o tym, aby to usłyszeć – burknęła Doma.
– Sławuś, czy ty w ogóle spałaś? – zapytała Karolina, kładąc jej rękę na ramieniu. – Czy to…
– To tylko migrena – odparła szybko Domasława, zanim Karo zabrnęła za daleko.
– Współczuję – zaczął Adam, grzebiąc w torbie z zakupami. – Ale czekolada to lek na wszystko
– Ty wiesz, że gdy ma się migrenę to zaleca się nie jeść czekolady? – zapytała Karolina, przyglądając się Adamowi, a potem spojrzała na Domę. Chłopak wyglądał na lekko zaskoczonego tym stwierdzeniem.
– Ale w niej jest magnez, więc raczej powinna pomóc – odparł, dalej marszcząc brwi.
– Ma też dużo flawonoidów, a one zwiększają ryzyko migreny – powiedziała Domasława, pocierając skronie.
Ból znowu się nasilał. Karolina zaczęła szukać w swojej torebce jakiś leków przeciwbólowych. Skierowała się na kanapę, a na stoliku wysypała zawartość torebki.
– Czyli nie chcesz czekolady? – drążył Adam, wymachując tabliczką.
– Tego nie mówiłam – dodała Doma, zamykając drzwi. – Czekoladzie z toffi się nie odmawia.
Adam usiadł obok Karoliny na kanapie, podając Domie czekoladę. Kobieta bez skrupułów wgryzła się w smakołyk jak w batonika.
– Czym chcesz mnie nafaszerować? – zapytała Domasława, opierając się o Karo.
– Ibuprofen – Karolina podała przyjaciółce listek z tabletkami. Domasława przyjęła go i łyknęła dwie tabletki bez wody.
– Jak? – zapytał Adam patrząc na nią wielkimi oczami.
– Wprawa
– Brzmisz jak narkoman
– A skąd wiesz, że nie jestem
Gdy pozostała dwójka przekomarzała się, Karolina nachyliła się nad stolikiem. Sięgnęła po drewniany wisior. Bacznie mu się przyglądała. Nie widziała takiego wzoru nigdy wcześniej, a wiele z nich już znała ze sklepu Wandy. Gdy dotykała drewna, poczuła dziwne mrowienie w malcach.
– Co to?
– Wisior, dostałam w prezencie od znajomej mamy – rzekła szybko Doma, sięgając po wisior. Zapomniała go zabrać. Schowała go do kieszeni, a Adam i Karolina tylko po sobie spojrzeli. Żadne z nich nie miało odwagi komentować wyglądu tego wisiora. Nauczyli się, że Domasława nie lubiła poruszać tematów związanych z ezoteryką, a po śmierci mamy była na nie szczególnie drażliwa. Adam wstał i zajął się zakupami.
– Jak uwalisz mi kuchnię będziesz sprzątać! – krzyknęła Doma, nie mając siły spojrzeć w stronę Adama. Zastanawiała się co tam robi, bo dobiegały ją szczęki naczyń.
Adam wystawił język w stronę Domy, chociaż wiedział, że go nie widzi.
– A ty dzieciak jesteś – zganiła go Karo. Doma spojrzała na nią pytająco, a ta tylko machnęła ręką.
– To w jakiej sprawie przyszliście mnie nawiedzić?
– A jak myślisz, skarbie? – zapytał Adam, kładąc przed Domą miskę pełną popcornu.
Chłopak wziął parę, biorąc do ręki pilota.
– Mam tylko satelitę
Adam z powątpieniem na swoją przyjaciółkę, a potem na Karolinę. Była równie zdziwiona co on.
– Kasa ci się kończy? – zapytał bezpośrednio Adam.
– Nie! – odparła szybko Domasława. To pytanie ją zdenerwowało. Czy to, że człowiek próbuje zrezygnować z kilku zbędnych rzeczy, aby coś zaoszczędzić to źle? – Po prostu oszczędzam!
– Ale na Netlixsie? – zapytał zrezygnowany Adam, rozkładając ręce. – Jak my… Au! – Nie dane było mu dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ Karolina walnęła go z łokcia z ramię. – Za co to?!
– Za bycie idiotą – odrzekła z przekąsem Karolina, biorąc swoją torbę z ziemi. – Możemy użyć mojego laptopa.
– Tylko musisz użyć swojego neta – powiedziała Domasława, kładąc popcorn obok komputera Karo. Kobieta w odpowiedzi kiwnęła głową. – Chyba, że wolisz sąsiadów to dam ci hasło
– Serio? – zaczął Adam, niosąc ze sobą tackę z przekąskami i napojami.
Chciał jeszcze coś dodać, ale zamilkł jak zobaczył mordercze spojrzenie Karoliny. Lubił się droczyć oraz dogryzać dziewczynom. Zdawał sobie sprawę, że czasami lepiej się zamknąć niż przegiąć strunę. To nie było tego warte, a w szczególności, że Karo miała pod ręką miskę. Nie był pewien, czy zdoła się uchylić, nie rozlewając przy tym cennego napoju. Zauważył, że ostatnio Karolina stała się bardzo nadopiekuńcza w stosunku Domasławy. Dziewczyny znał się od liceum, ale Adam uważał, że traktowanie Domy jak jajko raczej jej nie pomoże. Niestety nie miał w tej kwestii wiele do gadania.
Wolał też nie psuć Domasławie humoru. Ich celem była jego poprawa, a nie pogorszenie. Zwykle jego docinki działały i prowadził całkiem zabawną dyskusję z Domą, jednak dzisiaj coś innego zajmowało jej myśli. Zrzucił jej niemrawy humor na karb migreny. Ta wredna przypadłość potrafiła każdemu zepsuć dzień. Wolał odpuścić i skupić się na czerpaniu przyjemności z maratonu filmów kryminalnych.
…
– Możemy zmienić na coś innego? – zapytał Adam z nadzieją w głosie. Właśnie oglądali jakiś serial kryminalny, popijając piwo. Dziewczyny leżały na kanapie, a Karol rozłożył się w śpiworze na podłodze, obok nich.
– Sam to wybrałeś – odparła Karolina, zerkając na mężczyznę. – Nawet zachwalałeś! – wytykała mu Karo, która miała dość jego narzekania. Przy pierwszym odcinku jeszcze siedział cicho, ale na początku drugiego i trzeciego odgadł zabójcę. Przy czwartym już mu się znudziło.
– A czy to moja wina, że recenzje były przesadzone? – zapytał chłopak, próbując się jakoś wytłumaczyć. – Czy to moja wina, że to jest przewidywalne?
– Jakie przewidywalne? – zawtórowała rozdrażniona Karolina. – Przecież ona nigdy nie powiedziała, że ma bliźniaczkę! – odparła kobieta, nachylając się w stronę Adama.
– Użyli typowego zabiegu. Niby wszystko pasowało do tamtej kobiety, ale ma żelazne alibi – odparł mężczyzna, odwracając się w stronę Karoliny. Oboje mierzyli się wzrokiem. – A potem nagle okazuje się, że ma siostrę bliźniaczkę
– Ale ja nie wiedziałam! – krzyknęła Karolina, równocześnie uderzając chłopaka poduszką. – Nie psuj innym filmu! – Uderzyła go ponownie, jednak za każdym razem udało mu się ją złapać. Za trzecim razem wyrwał Karo poduszkę i jej oddał śmiejąc się.
Domasławę po części bawiła ta sytuacja, ale tutaj miała rację Karolina. Ją też powoli denerwowało gadulstwo Adama. Nagle Domie przyszło coś do głowy, co mogłoby uciszyć chłopaka.
– Dobra, skoro taki mądry to ja zadam ci zagadkę – zaczęła Domasława, przerywając małą wojnę swoich przyjaciół. Oboje spojrzeli na Domę, wyczekując tego co powie. – Jakie to będzie miejsce, gdzie Asklepios leczy, ale czasem nawet on nie może pomóc tym, którzy są zdradzeni przez własne ciało. Tam, gdzie najmłodsi są pożerani przez potwory – dokończyła Doma, rozkładając się na kanapie.
Nie widziała nic złego w tym, że ujawniła zagadkę wróżki postronnym. Może to sprawka alkoholu albo samego ich towarzystwa po prostu im to powiedziała. Przy okazji zawsze mogła się czegoś dowiedzieć. Adam był znany ze swojej dziwnej i specyficznej wiedzy, a do tego był bardzo inteligentny. Musiała przyznać, że trochę szumiało jej w głowie. Nie powinna dać się więcej namówić Karo na domową wiśniówkę. Doma nigdy nie poznała rodzinnego przepisu. Podobno był zapisany w notesie jej matki, ale nikt takiej nie robił.
W szafce zostały jeszcze trzy butelki na specjalne okazje. Jedna z nich nadeszła teraz. Pierwszy raz od odejścia matki Doma czuła się rozluźniona. Mimo, że rany nie zagoiły się, wtulając się w koce czuła się dobrze. Nie mogła przypomnieć sobie, kiedy spędziła taki miły, bezstresowy wieczór z przyjaciółmi. Wolała w pełni czerpać z tego spotkania, a nie zadręczać się myślami. Na ten jeden raz mogła odpuścić.
Wrócili do oglądania serialu, nawet jeśli znali już zakończenie miło było pośmiać się z przyjaciółmi.
– Rak! – krzyknął nagle Adam, strasząc swoją gwałtownością dziewczyny. Obydwie podskoczyły, a potem spojrzały po sobie.
– Może jemu naprawdę coś dolega? – zapytała z obawą Karolina, wpatrując się w chłopaka. – Może się struł tą wiśniówką? – dodała, patrząc podejrzliwie na swój napoczęty kieliszek.
– Ej! – krzyknęła Doma, szturchając swoją przyjaciółkę w ramię. Ta w odpowiedzi spojrzała na nią przepraszającym wzrokiem. Potem Domasława zwróciła się w stronę Adama. – A tobie o co chodzi?
– O tę zagadkę! – zawołał z entuzjazmem chłopak, odwracając się do dziewczyn. – Asklepios to bóg medycyny. Leczy chorych, czyli to może być każde miejsce związane z medycyną. Szpitale, przychodnie, apteki.
– Brawo, sama na to wpadłam. – odgryza Doma.
– Chcesz poznać resztę? – zapytał Adam, unosząc brwi i lekko się uśmiechając. – Super, to skoro łaskawie mogę mówić dalej, to druga część zagadki nieco mnie zaintrygowała. Asklepios może leczyć tylko w szpitalach, w sensie chodzi o lekarzy, ale to dalej jest bardzo ogólne. Druga część zagadki wskazuje konkretne miejsce. Z początku nie byłem pewny, bo słowa zdradzeni przez własne ciała może odnosić się do choroby ogólnie, że organizm nie dał rady, ale to pożeranie od środka sprawiło, że pomyślałem o nowotworach. Można uznać, że w tym przypadku organizm walczy sam ze sobą, a ta choroba chyba najbardziej wyniszcza ludzi. Wręcz pożera. A najmłodsi nie byli problemem. Myślę, że tu chodzi o oddział onkologii dziecięcej, zgadłem?
Domasława wpatrywała się w niego przez chwilę zastanawiając się nad jego słowami. Miała ochotę skarcić siebie, że o tym nie pomyślała. Przyznała mu rację.
– Brawo! W nagrodę masz batonika – klepnęła go w ramię, a potem zrzuciła orzechowego batona na kolana.
– Ale to ja go kupiłem!
– Nie chcesz to nie – powiedziała Karo, nachylając się w stronę chłopaka i kradnąc mu batonik. Od razu otworzyłam go, biorąc dużego kęsa.
– Ej! – warknął Adam, szczypiąc Karolinę w nogę.
Dziewczyna warknęła z bólu, oddając mu lekkiego kopa w bark. Domasława parsknęła śmiechem. Resztę wieczoru spędzili oglądając komedie. Adam obiecał, że będzie siedzieć cicho inaczej będzie spał na korytarzu. Chłopak wiedział, że dziewczyny są do tego zdolne i nawet jeśli budynek należał do Domy to na korytarzu był straszny przeciąg. Wolał milczeć niż narażać się na ich gniew.
Domasława nawet nie była pewna, kiedy zasnęła. Była bardzo zmęczona, ale z o wiele mniejszym ciężarem niżeli wstała tego poranka. Nie było tak źle jak myślała na początku. Ukołysał ją szum dochodzący z komputera oraz śmiechy przyjaciół.
Swoją zagadką może zająć się później. Poszukiwanie onkologii dziecięcej może poczekać.
Karolina zauważyła, jak Domasława rozluźnia się i zasypia. Okryła ją kocem.
– Śpi? – spytał szeptem Adam, opierając głowę o bok kanapy. Karo tylko pokiwała głową. Obawiała się, że jeśli się odezwie, obudzi przyjaciółkę. – Karo, ona da sobie radę
Dziewczynie zaszkliły się oczy.
– Wiem, tylko…
– Też się martwię, ale to Doma – powiedział Adam, uśmiechając się lekko. Poklepał Karo po nodze, próbując dodać jej otuchy. – Jest uparta jak osioł, nie podda się tak łatwo.
– Wiem, ale… – Karo, skubała skórki przy paznokciach. Nie mogła przestać wpatrywać się w śpiącą Domasławę. – Mam wrażenie, jakby czegoś nam nie mówiła.
Kobieta spojrzała na Adama, a ten tylko wzruszył ramionami. Miał podobne przeczucie co jego przyjaciółka, ale żadne z nich nie chciało naciskać. Wiedzieli, że Sława powie im wszystko, gdy będzie na to gotowa, a przynajmniej taką mieli wiarę. Nie mogli naciskać. Mogli tylko czekać, ale Karolinie bardzo się to nie podobało. Westchnęła, słabo uśmiechając się do Adama.
2 thoughts on “Opowieść o Pewnym Cieniu – roz. X „Wskazówki””