Pamiętam dokładnie dzień, w którym ponownie zobaczyłem młodego panicza w szpitalnej sali. Odziany w białą koszulę oraz luźne ciemne spodnie. W żadnym stopniu nie przypominał wysoko urodzonego człowieka jakim był. Liczne siniaki widoczne spod odzienia oraz zabandażowane prawe oko. Dziedzic wielkiej firmy, jedyny ocalały z starego rodu – istny obraz nędzy i rozpaczy. Dziecko, które straciło wszystko. Obdarte ze swojej niewinności musiało mierzyć się z rzeczami z którymi wielu dorosłych by poległo. Towarzyszył mu wysoki, dobrze wyglądający mężczyzna odziany w czerń.
Strój przybysza nie wskazywał na przynależność do Scotland Yardu. Ale nie interesowało mnie to wtedy, ponieważ najważniejsze było życie młodego dziedzica. Zignorowałem ten mężczyznę. Nie on był w tamtej chwili najważniejszy. Chciałem wiedzieć, jak czuje się młody panicz.
Napotkał mój wzrok. Te puste oczy… Nic nie wyrażające spojrzenie… Wyglądał jakby bez ducha…
W głowie miałem setki pytać. Co oni mu zrobili? Dlaczego? Jak uciekł? Co go wiąże z tym człowiekiem? Nie wiedziałem co mam o tym myśleć, gdy panicz, powiedział, że ten człowiek nazywa się Sebastian Micheals i będzie jego osobistym kamerdynerem. Zadziwiło mnie to. Miałem pewne obawy do tego człowieka – z bardzo prostego powodu. Nie znałem go. Nie wiedziałem jakie sekrety skrywa.
Jedyne co przekonało mnie, aby ten mężczyzna pozostał w rezydencji to to, że panicz mu ufał. Nie powiedział tego, ale byłem pewien, że ufa Sebastianowi bardziej niż jakiemukolwiek człowiekowi na świecie.
Ubodło mnie to, ale nie mogłem się sprzeciwić. Uważałem, że jeśli pomoże on jakoś pozbierać się paniczowi, nie mogłem wtrącać się w ich specyficzną relację.
Ukląkłem na jedno kolano, aby zrównać się z nim. Nagle chłopiec przytulił się do mnie. Objął mnie za szyję, wtulając się w moje ramie. Zaskoczyła mnie tak gwałtowna reakcja z jego strony, jednak pozwoliłem emocjom wziąć górę. Przycisnąłem do siebie panicza. Docierał do mnie cichy szloch, a koszula zaczęła robić się wilgotna. Nie tylko on płakał, ponieważ ja też. Był dzieckiem, a spotkała go taka tragedia. Jednego dnia stracił rodziców i został porwany… Dwa tygodnie spędził jako zakładnik i nie wiadomo co mu tam zrobili. Ale wrócił. Syn mojego pana i zarazem przyjaciela żył. W tamtej chwili tylko to się dla mnie liczyło.
– Witaj z potworem, paniczu – powiedział do niego czule. Odpowiedział mi tylko cichy szloch. Potem już nigdy nie widziałem, aby płakał. Jakby to była jego ostatnia chwila w jakiej pozwolił sobie być dzieckiem.
Zdawało mi się wtedy, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jednak ten obcy człowiek, który przyprowadził panicza, wydawał się podejrzany. Kiedy nasz wzrok przez przypadek się spotkał zdawało mi się, że jego oczy zalśniły na czerwono.
Musiałem mieć się przy nim na baczności. Moim obowiązkiem jako kamerdynera oraz wieloletniego przyjaciela hrabiego Vincenta jest chronienie młodego panicza przed wszelkim złem, nie bacząc na cenę.
Później dowiedziałem się, że Sebastian Michaels – to nie tylko zwykły kamerdyner, ale osoba, która wyswobodziła panicza, a raczej hrabiego Ciela z objęć porywaczy. W krótkim czasie udało mu się odbudować rezydencję, a ja w tym czasie zajmowałem się paniczem. Chłopiec bardzo przeżył utratę rodziców, chociaż próbował tego nie okazywać przy obcych. Kilka razy odwiedziłem z nim grób państwa Phantomhive. Oboje wtedy milczeliśmy. Nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów, aby pocieszyć młodego hrabiego, ponieważ sam jeszcze nie pozbierałem się po ich śmierci. Po za jakie słowa mogłyby uśmierzyć jego ból? Jedyne co mogłem zrobić to być przy nim i to czyniłem.
Kiedy odbudowa rezydencji Phantomhive dobiegła końca, wróciliśmy do domu.
Dziwnie było przechadzanie się po opustoszałym dworze, ponieważ cała służba oprócz mnie odeszła po pożarze. Przez kilka dni ja oraz Sebastian, który został głównym lokajem, wprowadzaliśmy hrabiego Ciela w nowe obowiązki – zarządzanie firmą, podpisywanie dokumentów i spełnianie obowiązku wobec Królowej.
Nowy kamerdyner panicza wydawał się idealny. Nawet za bardzo… Na początku uważałem, że po prostu wywiązuje się najlepiej jak potrafi ze swoich obowiązków. Mówił, że jestem bardziej doświadczony niż on i z tego powodu należy mi się szacunek. W jego zachowaniu nie było żadnych uchybień. W każdym calu perfekcyjny. Wydawało mi się to nazbyt podejrzane, ale z przezorności nie podzieliłem się tymi spostrzeżeniami z paniczem. To dziecko miało już dość zmartwień.
Może i przybierał maskę „piekielnie dobrego lokajem”, ale jego fałszywy uśmiech zdradzał mi, że coś ukrywa. Normalna osoba nie zwróciłaby na to uwagi, jednak ja przez lata pomagałem hrabiemu Vincentowi w jego obowiązkach Psa Królowej. Potrafiłem dostrzec o wiele więcej niż ludzie sądzili oraz doskonale się przy tym maskować. Granie nieszkodliwego staruszka lubiącego herbatę nie było trudne. Panicz i jego nowy kamerdyner nie tyle ignorowali moją obecność, a czuli się przy mnie na tyle komfortowo, aby po części dyskutować o sprawach od Królowej.
Może i Panicz nie zdradził mi wszystkich swoich sekretów, ale wiedział, że nigdy go nie zdradzę.
Pewnego dnia panicz oraz jego lokaj zaczęli sprowadzać do rezydencji nowych służących. Hrabia Ciel zatrudnił trójkę osób.
Kobietę o krótkich rudawych włosach, która nazywała się Mey-Lin. Została pokojówką, niezwykle niezdarną. Niewiasta potrafiła potknąć się o własne nogi. Z trudem wywiązywała się ze swoich obowiązków, nie niszcząc czegoś przy tym. Do tego posiadała wielką wadę wzroku.
Potem rosły blondwłosy mężczyzna Baldroy, objął stanowisko kucharza. Niezwykle porywczy i ekscentryczny człowiek. Wątpiłem w jego umiejętności gotowania, ponieważ zwykle używał palnika albo miotacza ognia. Kilka razy pan Sebastian musiał gasić pożar w kuchni.
I najmłodszy z nich szesnastoletni młodzieniec Finnian. Praktycznie dziecko, które na początku bało się wychodzić na zewnątrz. Niszczył wszystko co mu wpadło w ręce. Aż dziwiło mnie jak ktoś taki może być ogrodnikiem, jednakże jego pasja w pielęgnacji roślin była niezrównana.
Moje pierwsze wrażenie na ich temat było takie, że uznałem ich za niekompetentnych. To posiadłość rodu Phantomhive i to młody dziedzic sam dobierał służbę. Wybierając tych ludzi kierował się sobie tylko znanym celem, którego na początku mi nie zdradził. Musiałem zaufać jego decyzjom. Musiał nauczyć się być samodzielnym hrabią, nawet jeśli chciałem, aby dłużej pozostał dzieckiem. Dla niego dzieciństwo skończyło się wraz z tamtym pożarem.
Nowa służba Panicza skrywała jednak parę sekretów. Widocznie Panicz wiedział o działalności swojego ojca więcej niż mogłem przypuszczać.
Panienka Mey-Lin okazała się doskonałą snajperką właśnie przez swoją dalekowzroczność. Nigdy nie chybiała.
Baldroy prezentował się jako doskonały strateg z doświadczeniem bojowym, dzięki służbie wojskowej.
I Finnian niepozorny chłopiec o niezwykłej sile oraz wytrzymałości.
Stanowili doskonałą ochronę Rezydencji, aż przypomniała mi się moja młodość. Niestety sam już jestem za stary na nocne eskapady jak tamte dzieciaki.
W trakcie napadu na rezydencję przez pracowników cyrku Noah’s Ark wykazali się imponującą precyzją oraz zapałem, a co najważniejsze pozbyli się napastników, tak, że panienka Elizabeth Mildford – narzeczona panicza niczego nie zauważyła. Chociaż muszę przyznać, że zrobiło się nieciekawie kiedy jeden z napastników próbował dostać się do jej pokoju. Mimo, że jestem już dosyć stary to zlikwidowałem problem.
To jest powód, dla którego nie powinno lekceważyć się napastnika.
Aczkolwiek na co dzień ci ludzie nie wykazywali się jakimkolwiek doświadczeniem, potrafili perfekcyjnie wywiązać się z najważniejszego obowiązku służby rodu Phantomhive – obronić rezydencję oraz jej mieszkańców.
Ci młodzi ludzie potrafili zaskoczyć oraz urozmaicić dzień. Darzyli wielką miłością oraz lojalnością hrabiego Ciela. A co do Sebastiana to odrobinę się go bali, ale i obdarowywali ogromnym szacunkiem… A panienka Mey-Lin nawet czymś więcej… Ale to była jej osobista sprawa, więc postanowiłem się w to nie zagłębiać.
Na co dzień grafik panicza Ciela był skrupulatnie przestrzegany, a dopilnowywał tego pan Sebastian. Rano hrabia wstawał o siódmej, przeglądając poranną gazetę. Potem jadł śniadanie i odbywały się jego lekcje z prywatnym guwernerem, aż do obiadu. A po nim lekcje szermierstwa z panem Sebiatianem. Kilka razy im się przyglądałem i muszę przyznać, że ten lokaj był niezwykle utalentowanym szermierzem. Ten… człowiek posiadał rozległy wachlarz umiejętności – znajomość języków obcych, fechtunek, gotowanie, gra na skrzypcach… Mógłbym wymienić jeszcze kilka, ale pewnie ukrywa ich znaczenie więcej. Pan Michaelis był bardzo tajemniczym osobnikiem, rzekłbym, że człowiekiem zagadką. Przynajmniej wiedziałem, że z osobą takiego pokroju Panicz jest bezpieczny.
Dzięki kilku starym znajomościom, a głównie dzięki pewnemu specyficznemu grabarzowi dowiedziałem się, że moje przypuszczenia są trafne. Jednak Undertaker przestrzegł mnie, abym za bardzo nie mieszał się w sprawy między Psem Królowej, a jego perfekcyjnym podwładnym. Powiedział, że lepiej, żeby niektóre sekrety nie ujrzały światła dziennego, chyba, że pragnę stać się jego kolejnym klientem.
Grabarz pełnił rolę informatora od czasów hrabiego Vincenta. Jego rady wielokrotnie przydawały się w śledztwach. Wolałem pójść za jego pouczeniem. Undertaker posiadał gruntowną wiedzę na temat pewnych spraw, które były niedostępne dla większości ludzi. Jak to określał, że wszyscy umieją patrzeć i łączyć fakty.
Chciałem chronić panicza i to było moje jedyne zadanie, więc starałem się z niego wywiązywać jak najlepiej. Lecz leżąc w grobie, nie wypełniłbym go.
Lepszym sposobem na pomaganie paniczowi było odciążanie go z niektórych obowiązków. Mimo, że to ja byłem dyrektorem spółki Fantom do czasu osiągnięcia przez panicza pełnoletności, zajmował się on sprawami biznesowymi. Jak na dziecko dobrze się w tym odnajdywał. Ale jak już wspomniałem to nadal dziecko. Przeróżne dokumenty dotyczące firmy trzymane były w archiwum w starym gabinecie. Czasami jak panicz miał lekcje albo rozwiązywał jakąś sprawę od Królowej, ja doglądałem spraw firmy. Kiedy hrabia wciągał się w jakieś śledztwo odkładał inne sprawy na dalszy plan, dlatego to ja zajmowałem się stosem piętrzących się dokumentów na biurku młodego dziedzica.
Pamiętam każdy list jaki dostał panicz Ciel od Królowej Wiktorii. Za każdym razem obawiałem się, że nie poradzi sobie z obowiązkami Mrocznego Arystokraty. Kiedy wyruszał z swoim kamerdynerem na niebezpieczne misje, czekałem w holu, wypatrując powozu. W takich chwilach żałowałem, że nie mogłem mu towarzyszyć, ale to już nie były te lata, gdy razem z hrabią Vincentem walczyliśmy ramię w ramię przeciw przestępcom trawiącym Londyn. Teraz jedynie przeszkadzałbym paniczowi Cielowi. Wszystko co mogłem robić to czekać i zamartwiać się. Mimo, że wiedziałem, że pan Sebastian ochroni młodego panicza, czekałem, aż ujrzę ich sylwetki oraz usłyszę kroki na korytarzu.
Po prostu musiałem to robić dla spokoju własnego ducha. Nie potrafiłem zmrużyć oczu, wiedząc, że panicz mierzy się właśnie z przestępcami. W takich chwilach, chociaż ciężko mi to przyznać radowałem się z obecności tego „piekielnie dobrego kamerdynera”.
Ale nie tylko on rozwiewał wokół siebie osobliwą aurę. Były kamerdyner zmarłej baronowej Angeliny Dalles – Burnett, zwanej też Madame Red przez intrygujące karmazynowe włosy. Baronowa była wybitną lekarką. Madame Red znała się na swoim fachu jak mało kto. Kilka tygodni przed swoją jakże tragiczną śmiercią zatrudniła pewnego lokaja. Nazywał się Grell Sutcliff i jako służący był bardzo potulny oraz nieudolny. Kilka razy w dość melodramatyczny sposób próbował popełnić samobójstwo. Pytanie tylko dla kogo robił te wszystkie przedstawienia.
Z pozoru wydawali się normalni, lecz pozory często mylą. Baronowa Ann podobno zginęła jako ostatnia ofiara Kuby Rozpruwacza, jednak prawda była inna. Chociaż hrabia Ciel nie powiedział mi wiele na temat śledztwa, domyśliłem się prawdy.
Pani Angelina była Kubą Rozpruwaczem, a Grell Sutcliff pomagał jej. Chociaż baronowa była przestępcą naprawdę szkoda mi jej. Życie madame Red nie rozpieszczało. Straciła męża w wypadku oraz możliwość posiadania dzieci. Pewnie koszmarem dla niej było jak inne kobiety przychodziły do niej, aby pozbyć się ciąży… Mimo to nic nie dało jej prawa, aby odbierać innym życie. Była lekarzem.
W dzień pogrzebu baronowej Dalles doradziłem paniczowi, aby podarował madame Red suknię koloru soczystej czerwieni. Uczynił to. I chociaż mogło się wydawać, że traktował młody hrabia swoją krewną z dystansem, brakowało mu wspólnych partii szachowych.
A co do pana Sutcliffa, dalej odwiedzał rezydencję Phantomhive, jednak przychodził w dość ekscentrycznych strojach. Zawsze ubrany na czerwono oraz przefarbował włosy na ten sam kolor. Zdaje mi się też, że używał szminki. Ale nie to było najbardziej kuriozalne. Ten mężczyzna począł zachowywać się jak kobieta. Do tego jak przebywał w dworze wyznawał swoje uczucia panu Sebastianowi. Kilka razy Grell został w bardzo brutalny sposób wyprowadzony z rezydencji.
Aczkolwiek ten dość groteskowy mężczyzna urozmaicał monotonne życie w dworze. O dziwo można było prowadzić z nim intrygującą rozmowę. To właśnie dzięki temu „młodemu człowiekowi” dowiadywałem się o poczynaniach hrabiego Ciela oraz jego kamerdynera.
Pan Grell tak samo jak Sebastian posiadał frapującą aurę, jednak inną niż lokaj panicza.
Kolejną osobliwością, a raczej osobliwościami byli księże Soma Asman Kadar, jeden z dwudziestosześciorga dzieci radży Bengalu oraz jego wierny sługa Agni. Książe Soma to dość energiczny oraz dziecinny młody człowiek. Często miałem wrażenie, że jest bardziej dzieckiem niżeli Panicz Ciel. Przybył do Londynu w poszukiwaniu swojej dawnej opiekunki Miny, według niego niezwykle miłej oraz opiekuńczej kobiety, a tak naprawdę chciwej i rządnej władzy niewiasty. Na szczęście książę Bengalu posiadał niezwykle lojalnego kamerdynera. Pan Agni to osoba opiekuńcza oraz serdeczna. Doskonale zna się na swoim fachu, a ze swoich obowiązków wywiązuje się najlepiej jak potrafi. Kiedy przebywał u nas razem ze swoim panem traktował służbę z szacunkiem oraz robił wszystko, aby ludzie w jego otoczeniu dobrze się czuli. Przyznaję, że polubiłem pana Agniego oraz młodego księcia.
Chociaż panicz Ciel tego nie przyzna, ale obecność księcia Somy dobrze na niego wpływała.
Ci ludzie – chociaż hrabia Ciel nigdy by tego nie przyznał – byli jego przyjaciółmi…
Kiedy dowiedzieli się o „śmierci” panicza przybyli natychmiast na pogrzeb. Hrabia oraz jego kamerdyner „zginęli” w wypadku. Podobno pan Michaels stracił panowanie nad końmi i powóz uległ zniszczeniu.
Jak usłyszałem tę przykrą nowinę, nie potrafiłem w to uwierzyć. Kilka razy usłyszałem jak pan Sebastian zapewniał hrabiego, że ochroni go przed wszelkim niebezpieczeństwem.
Dziedzic firmy leżał w bogato zdobionej trumnie, odziany w najlepsze ubranie. Ręce miał złożone na piersi, a na palcu widniał rodzinny sygnet – przekazywany z ojca na syna. Na oku nadal widniała przepaska. W pomieszczeniu byłem sam. Za kilka chwil mieli zakopać trumnę. Wszyscy zdążyli się już pożegnać. Wiele osób płakało, a należeli do nich książę Soma, panienka Elizabeth, Mey-Lin oraz Finnian. Reszta rodziny oraz służby starała się trzymać nerwy na wodzy. Ja jako jedyny nie okazywałem żadnych uczuć.
Jednak kiedy zabrano trumnę panicza do innego pokoju, abyśmy mogli się z nim pożegnać, czekałem. Chciałem wejść do panicza ostatni i tak się stało.
Widząc jego spokojny wyraz twarzy, prawie w to uwierzyłem.
Schyliłam się nad twarzą panicza, uśmiechając się lekko.
– Pamiętaj, hrabio, że zawsze jestem do twoich usług. – rzekłem i wyszedłem z sali.
Nie czułem żalu, ponieważ wiedziałem, że panicz żyje. To była tylko maskarada. Ja od początku znałem prawdę. Mogłoby się wydawać, że tego nie zauważyłem. Wiedziałem, że pan Sebastian jest demonem i zawarł z hrabia kontrakt o jego duszę. Właśnie z tego powodu byłem pewien, że z każdej misji wróci żywy. Nawet jeśli odkrycie prawdy trochę mi zajęło.
Wiedziałem, że pan Grell oraz Undertaker to shinigami. Istoty zbierające ludzkie dusze, sprawujące nad nimi osąd. Wiedziałem o wszystkim.
Od czasów młodości hrabiego Vincenta miałem do czynienia z istotami paranormalnymi – demony, shinigami, duchy, strzygi, upadłe anioły… Mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Właśnie dzięki przeszłości u boku mojego pana potrafiłem rozróżnić istoty nadprzyrodzone od zwykłych śmiertelników. Charakterystyczną cechą ją różnili się shinigami oraz demony od ludzi był nienaturalny kolor oczu oraz aura jaką roztaczali.
A co do pana Sebastiana to zmienił się od kąt zaczął służbę u panicza. Zdaje mi się, że hrabia obudził w tym wiekowym demonie zapomniane uczucia. Chociaż te piekielne istoty mawiają, że nie posiadają czegoś tak zbędnego jak emocje to mylą się.
Trzymają one swoje uczucia głęboko w sobie, starając się o nich zapomnieć. Jednak przed upadkiem aniołów posiadali je, a ich nawet w demonicznej postaci nie da się pozbyć.
Może pan Sebastian zrozumie w końcu znaczenie uczuć oraz zacznie doceniać obecność panicza, w końcu wiąże ich kontrakt faustowski.
…
Minęło już kilka miesięcy od pogrzebu hrabiego Ciela Phantomhiva oraz Sebastiana Michaelsa. Służba w dworze powili wracała do normy. Panienka Elizabeth częściej niż wcześniej odsiedziała rezydencję – była jedyną dziedziczką fortuny Phantomhive. Od czasu śmierci swojego narzeczonego zmieniła się. Stała się bardziej poważna oraz miała zamiar w przyszłości prowadzić dalej firmę Phantom. Jednak zostało z w niej coś z urokliwego dziecka. Czasami jak przyjeżdżała do rezydencji przebierała służbę w różne ubrania. Miło spędzony razem czas przypominał im panicza Ciela. Już nie odczuwali tak wielkiego smutku. Pogodzili się ze stratą i próbowali żyć dalej. Tak samo uczynił książę Soma oraz Agni. Tanaka podobnie. Pomagał on panience Elizabeth w zrozumieniu działa firmy oraz czekał. Pan Tanaka nadal czekał na powrót panicza. Ten stary człowiek wiedział, że młody hrabia długo nie wytrzyma bez swojej rodziny… i miał rację.
Pewnego zimowego wieczoru, kiedy wszyscy bliscy panicza spędzali razem czas wspominając zmarłego drzwi nagle otworzyły się. Służba oraz księże Soma i panienka Elizabeth spojrzeli w stronę wrót. Wszyscy oprócz jednej osoby zaniemówili z wrażenia. Nie potrafili uwierzyć własnym oczom. Myśleli, że śnią. Ale tylko pan Tanaka podszedł do dwojga przybyszów, kłaniając się nisko.
– Witaj z powrotem paniczu – odrzekł, a kąciki ust Ciela powędrowały do góry.
W głębi serca hrabia wreszcie zrozumiał, gdzie jest jego miejsce oraz dom. Nawet jeśli zemścił się za swoich rodziców, mógł wrócić do swoich bliskich, a u jego boku nadal będzie piekielnie dobry lokaj.
Ostatnia opowieść mojego dziadka – roz. 4
Pierwszy rozdział Poprzedni rozdział Pierwsze promienie słońce wpadły przez okno, o świetlająć fotel. Leżał naCzytaj >>Ostatnia opowieść mojego dziadka – […]
Ostatnia opowieść mojego dziadka – roz. 3
Rozdział 1 Poprzedni rozdział – Kostek, jedź wolniej, bo się zakrztusisz – upomniała go mama.Czytaj >>Ostatnia opowieść mojego dziadka – […]