Motyw nieszczęśliwej miłości
Kto nie zna motywu nieszczęśliwej miłości?
Dwójka zakochanych w sobie ludzi nie może być razem przez targane waśniami rody, skomplikowane sytuacje życiowe albo jakieś inne rzeczy, czy wydarzenia, przez które nie mogą być razem. Powodów może być od groma, aby ta dwójka nigdy nie była razem.
Może też być tak, że jedna osoba bez pamięci zakochana jest w innej, lecz nie ważne, co zakochany by zrobił nie zdobędzie swej miłości.
Większość z nas spotkała się z tym motywem w szkole na lekcjach języka polskiego.
Najbardziej znaną lekturą z tym motywem jest „Romeo i Julia” W. Shakespeare. Dwójka zakochanych ludzi, która mogła dopiero spocząć razem po śmierci.
Inne przykłady – ze szkoły chyba są najbardziej znane – Tristan i Izolda, kolejna dwójka tytułowych bohaterów nieszczęśliwie w sobie zakochana przez wypicie wywaru miłosnego.
Jest jeszcze Stanisław Wokulski i jego nieodwzajemniona miłość do Izabeli Łędzkiej, chłodnej i obojętnej kobiety, która bez problemu go wykorzystywała.
Motyw nieszczęśliwej miłości występuje w literaturze od setek lat. Posiada on w sobie wielki potencjał, który można rozwijać na wiele sposobów. Ciągnie nas do takich książek z tego powodu, że w głębi serca liczymy na szczęśliwe zakończenie – zwieńczone miłością i szczęściem dwojga ludzi. Tylko nie zawsze tak jest.
Osobiście uważam, że motyw nieszczęśliwej miłości przyciąga czytelników z tego powodu, że wydaje się bardziej realny. Bliższy nam niż książki przedstawiające miłość spełnioną – idealną, gdzie główna bohaterka znajdzie swojego księcia z bajki i będą żyli razem długo i szczęśliwe. Zawody miłosne są nam bliskie, a takiego rodzaju książki mogą pomóc poczuć się lżej jak i uporządkować myśli.
Chyba z nowszych książek, ten motyw najbardziej kojarzy mi się z książką „Każdego dnia” David’a Levithan’a.
Czym jest Hanahaki?
Hanahaki to choroba literacka, która zrodziła się z powodu niespełnionej miłości. Niezwykle rzadka, jednak w świecie bohaterów powszechnie znana. Cierpi na nią zwykle osoba, która jest silnie zakochana bez wzajemności w drugiej osobie – może być to tzw. bratnia dusza. Osoba zakochana kocha tak mocno, że w głębi serca cierpi katusze z powodu braku dotyku, czy czułości swego wybranka/wybranki.
Ta choroba objawia się tym, że w płucach zaczynają rosnąć kwiaty – od autora zależy jakie. Niektórzy wykorzystują symbolikę kwiatów, aby ukazać rodzaj miłości jaki chora osoba czuje. Zapuszczają one swoje korzenie w płucach. Pierwsze jej symptomy to poczucie ciała obcego w piersi albo wykaszliwanie kilku płatków kwiatów. Wraz z czasem choroba postępuje. Kaszel jest coraz częstszy i z każdym razem towarzyszy mu więcej płatków kwiatów jak i pojawia się krew. Korzenie jak i kwiaty powodują duszności. Na koniec kwiaty są tak bujne, że niemożliwe jest ich wykaszliwanie, więc osoba nieszczęśliwie zakochana umiera przez duszności.
Sama choroba może trwać od kilku dni, do kilku lat. W zależności od woli autora. Podobnie jest z dokładnym przebiegiem choroby.
Czy jest lekarstwo?
Moim zdaniem znowu zależy to w pełni od autora. Jedni decydują się na taki zabieg dając bohaterowi szansę ratunku, lecz czasami cena potrafi być bardzo wysoka. Lecz gdyby taka nie była, gdzie podziałaby się fabuła i dramat jaki przyciąga czytelników?
Na pewno jedynym lekarstwem, które występuje w każdym opowiadaniu z tą chorobą jest uzyskanie miłości od obiektu westchnień. Nie tylko wyznanie uczuć, ale też ich odwzajemnienie. Czy się to danemu bohaterowi uda? Czy może umrze, dusząc się płatkami kwiatów?
Innym lekarstwem jest najczęściej usunięcie kwiatów z płuc. Tylko konsekwencje tego zabiegu mogą się różnić w zależności od opowiadania. W paru opowiadań spotkałam się z takim zabiegiem, że po usunięciu kwiatów bohater traci wspomnienia o ukochanej osobie. Nie wolno mu też się do niej zbliżyć. Wszelkie kontakty mają zostać przerwane, aby nie dopuścić do nawrotu choroby.
Inną konsekwencją po usunięciu z płuc kwiatów może być całkowita utrata uczuć.
Świat bez możliwości odczuwania jakikolwiek emocji, czy może próba wzbudzenia uczuć w obiekcie swoich westchnień licząc się z wizją śmierci?
Żadne z tych rozwiązań nie wydaje się dobre i każde obciążone jest pewnymi konsekwencjami.
Moje zainteresowanie Hanahaki
Choroba Hanahaki to ciekawy motywy w książkach, chociaż spotkałam się z nim jedynie w fanfiction na Wattpad. Nie wiem, czy książki z tym motywem są dostępne w Polsce.
Jednak uważam chorobę hanahaki za samą w sobie interesującą. Jest to moim zdaniem wielka odmiana w porównaniu z romansami, gdzie to zakochani nie mogą być ze sobą z jakieś banalnego powodu – często moim zdaniem wyolbrzymionego. Bohaterowie często sami rzucają sobie kłody pod nogi, a ich problemy można byłoby rozwiązać zwykłą szczerą rozmową.
Dla mnie po prostu romanse zwykle są mdłe i przewidywalne – albo tylko na kiepskie trafiam.
Moim zdaniem choroba hanahaki dodaje dreszczyki do opowieści – chociaż wizja takiej choroby sama w sobie jest makabryczna.
Trochę o rysunku
To właśnie motyw choroby hanahaki był inspiracją do powyższego rysunku.
Zajął mi on cały dzień. Trudno mi określić konkretną ilość godzin – wiem tylko, że rano zaczęłam od szkicu, a koło 22 nałożyłam ostatnie kolory.
Ogółem sama zastrzeżeń do tego rysunku nie mam. Anatomicznie zdaje mi się, że jest wszystko poprawnie.
Natomiast jeśli chodzi o samą technikę kolorowania to posłużyłam się pędzlem o teksturze kredki świecowej oraz węgla. Efekt moim zdaniem wyszedł naprawdę genialnie.
Chyba nawet zacznę częściej z nich korzystać, nawet jeśli praca wykonana w takim stylu zajmuje sporo czasu.