Dochodziła północ.
Pomieszczenie oświetlał tylko ekran komputera. Reszta sypialni znajdowała się w mroku nocy. Panowała w nim dojmująca cisza. Wśród niej unosiło się napięcie oraz rodzący się niepokój. Kobieta siedząca przy biurku nie odrywała wzroku błękitnego ekranu. Nie zauważyła jak do pokoju przez uchylone drzwi wszedł kot. Otarł się o nogę krzesła, miałcząc przy tym. Wyprężył swój grzbiet, ocierając się o nogę właścicielki. Domagał się uwagi, ale jej nie dostał. Poszturchał jeszcze główką kobietę, ale nawet to nie pomogło. Zrezygnowany wskoczył na parapet, gdzie zwinął się w kłębek. Nie to nie, co będzie się niepotrzebnie męczył. Przyglądał się gałęziom drzew, na których spostrzegł śpiące ptaki. Dalej za bramą ogrodu znajdowały się kolejne domy. We wszystkich ludzie już spali.
Tylko ona wpatrywała się wyczekującym wzrokiem w ekran komputera. Siedziała już tak od co najmniej dziesięciu minut. Znowu nie mogła się doczekać, aż na ekranie pojawi się okno czatu.
Co jakiś czas zmieniała pozycje. Nie była pewna czy to z ekscytacji, czy ze strachu. Jakoś nie potrafiła usiedzieć na miejscu. Podniosła nogi, opierając stopy na krześle, a głowę oparła o kolana. Objęła je rękoma, czekając. Lekko przechyliła głowę, zerkając na zegarek. Zostało osiem minut do godzinny zero. Westchnęła ciężko. Ostatnie kilka minut zawsze niemiłosiernie jej się dłużyło. Mimo to uważała, że chociaż pięć minut rozmowy z Nim jest tego warte. Oparła się o krzesło.
Tak za Nim tęskniła. Każdego dnia budziła się z nadzieją, że już wrócił do domu… że czeka na Nią na dole w kuchni, smażąc Jej ulubione naleśniki. Zawsze tak robił, gdy wracał do domu. Lecz nigdy nie wiedziała, kiedy to nastąpi. Dziś, jutro, a może za miesiąc?
Kiedy wracał zapominała o wszystkich nieprzespanych nocach, o stresie związanym z jego pracą. O smutku, który towarzyszył jej gdy budziła się w pustym łóżku i nie widziała jego uśmiechniętej twarzy. Zawsze budził się przed nią i patrzył jak spała. Mówił, że lubi patrzeć na jej spokojną, zrelaksowaną twarz. Chciał zapamiętać każdy jej szczegół. Przy nim zapominała jak dojmująca potrafi być samotność. Po prostu cieszyła się z tego, że był przy niej. Czerpała z tych przelotnych chwil garściami, starając wyryć je sobie w sercu. Miały jej one pomóc przetrwać rozłąkę. Nigdy nie wiedziała ile czasu dane będzie im spędzić razem. Wiedziała, że mogą go wezwać w każdej chwili.
Czasami zdarzało się tak, że wracał do Niej tylko po to, aby przez moment Ją zobaczyć.
Takie chwile bolały ją najbardziej.
Zdawała sobie sprawę, że jego praca jest niezwykle ważna. On chronił ludzi, pomagał im, ratował ich. Lecz jak każdy w takiej sytuacji miała okresy wątpliwości. Zadawała sobie wtedy pytania.
Czy on musi tam jechać?
Nie mają kogoś innego, aby mógł to zrobić?
Dlaczego nie może zostać ze mną?
Po co to robi, skoro jest ryzyko, że nie wróci?
To one nurtowały ją w samotne noce po ich krótkiej rozmowie. Zastanawiała się wtedy, czy jak wróci… Jeśli wróci nie poprosić go, aby odszedł.
Przecież jest tylu innych ludzi.
Szybko znajdą kogoś na jego miejsce.
Myślała tak najczęściej do rana, dopóki pierwsze promienie słońca nie wdzierały się do jej sypialni. Uświadamiała sobie, wtedy, że kolejny raz nie spała. Przeciągała się na krześle, patrząc w biały sufit. W myślach karciła siebie za takie pomysły. Nie chciała stawiać ukochanego w sytuacji, gdzie musiałby wybierać między Nią, a swoją pracą.
Była pewna, że wybrałby Ją. Lecz za jaką cenę. Miała świadomość tego, że przez resztę życia byłby nieszczęśliwy, nie mogąc robić tego co kocha. A ona żyłaby z wyrzutami sumienia, że kazała mu wybierać.
Nie chciała wywierać na nim presji. Dlatego dawno już zdecydowała, wychodząc za niego, że będzie musiała pogodzić się z takim losem. Znała konsekwencje swoich czynów i tego co może ją czekać, jeśli postanowi z Nim żyć. A jednak mimo wszystko wybrała Go.
Ponownie spojrzała na zegarek. Została minuta do północy. Gwałtownie wyprostowała się, chwytając myszkę.
To On jako pierwszy dawał znak życia. Ostatnia minuta była dla niej zawsze najgorsza.
To właśnie w niej ujawniał się najbardziej skrywany lęk kobiety.
A co jeśli okno się nie pojawi? Jeśli nie żyje, a rano powita mnie, któryś z jego przełożonych?
W tym momencie była bliska płaczu. Z tych nerwów zaczęła stukać palcami o biurko. Jej pupil wyczuł napięcie. Wstał, przeciągając się. Zeskoczył z parapetu na biurku. Otarł się o rękę właścicielki, a ta mechanicznie zaczęła głaskać kota po grzbiecie.
Kilka sekund do północy. Kobieta zacisnęła palce na myszce, gotowa w każdej chwili kliknąć ikonę.
3…
2…
1…
Północ.
I nic.
Nie pojawiła się żadna słuchawka. Kobieta momentalnie zamarła. Przestała głaskać kota. Wpatrywała się tylko pustym wzrokiem w ekran. Nic. Jej twarz powoli bladła, a w oczach pojawiały się łzy.
W głowie jak echo odbijały się tylko trzy słowa.
On nie żyje
On nie żyje
On nie żyje
Czuła jak cały świat wali się. Jak wszystko przestaje mieć sens. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. W gardle rosła jej olbrzymia gula. Powoli traciła dech w piersiach.
I gdy zegar wskazywał cztery minuty po północy, wtedy gdy chciała już wyłączyć urządzenie pojawiła się ikona słuchawki. Ciszę przerwał pierwszy sygnał.
W pierwszej chwili nie wierzyła własnym oczom. Myślała, że z rozpaczy ma przywidzenia. Siedziała i wpatrywała się w ekran. Drugi sygnał wyrwał ją z transu. Kliknęła słuchawkę, zanim rozległ się trzeci, ostatni sygnał.
Jej oczom ukazała się znajoma twarz męża. Delikatny uśmiech, którym zawsze ją witał.
– Cześć – Jego głos wydobył się z głośnika, przerywając ciszę. Spojrzał na żonę. Wiedział, że czekała. Spostrzegł jeszcze zaczerwienione oczy. – Przepraszam. Mamy tutaj słaby zasięg – Zaczął uspokajać ukochaną, która jak zaklęta wpatrywała się w niego. Jego słowa docierały do niej jak za szyby. Lekko stłumione. – Nic mi nie jest – Te słowa zadziałały jak zaklęcie. Kobieta słabo uśmiechnęła się przez łzy.
– Cześć…
Reszta rozmowy minęła im jak zwykle. Opowiadali sobie jak minął im dzień. Chociaż On trochę uogólniał, ponieważ nie mógł zdradzać szczegółów misji. Ale to starczyło. Oboje byli szczęśliwi.
Jednak to tylko pięć minut.
Pod koniec jak zawsze spytała o to samo.
– Kiedy wrócisz? – zapytała niemrawo. On uśmiechnął się słabo, współczująco.
– Może uda mi się w tym tygodniu – Lecz on nie miał na to wpływu. Zawsze mogło coś wypaść i mógł zostać tam dłużej. Tego nigdy nie mógł jej obiecać.
– Kocham cię – powiedziała z uśmiechem oraz wielką miłością w oczach.
– Też cię kocham – rzekł.
To była ich forma pożegnania. Żadne z nich nie miało w sobie tyle siły, aby powiedzieć „do widzenia”, ani rozłączyć się.
Ostatni raz tej nocy spojrzała w ciemne oczy męża i…
Utracono połączenie