Domasława zresetowała program w komputerze. Miała nadzieję, że wszystko zadziała za pierwszym razem. Nie chciało jej się dzwonić po specjalistę, skoro kamery mogła założyć samodzielnie. Jedyne co musiała to ponownie włączyć program. Na komputerze wyświetliły się cztery obrazy. Jeden wskazywał na frontowe wejście do sklepu, drugi zaplecze, gdzie siedziała Domasława, trzeci wejście na klatkę schodową do mieszkania, a czwarta wnętrze sklepu.
Domasława widziała na ekranie Karolinę, która próbowała Moonwalk. Niestety wyglądało to pokracznie, jakby szurała nogami po podłodze. Mogła chociaż patrzeć pod nogi, bo potknęła się o wyszczerbioną deskę. Z ledwością utrzymując równowagę.
– Próbujesz zdemolować mi sklep, czy odstawiasz kiepską parodię Michaela Jacksona? – powiedziała Domasława, wychodząc z zaplecza.
– Testuję kamery? – odparła Karolina wzruszając ramionami.
– Pytasz czy odpowiadasz? – uśmiechnęła się zadziornie Domasława.
– Działają?
– Tak – przewróciła oczami Doma. – I twoja pokraczna wersja moonwalk nie wpłynęła na to.
– Hej, idzie mi lepiej niż ostatnio! – oburzyła się Karolina.
– Bo tym razem nie robiłaś tego na dywanie – skomentowała Doma, drażniąc przyjaciółkę. Widziała, jak robi się czerwona z zażenowania.
– A uczelnia ci w końcu odpisała? – Karolina próbowała zmienić temat. Naprawdę nie chciała, aby znowu wypominano jej jak ostatnio wywróciła się na dywanie, zahaczając o stolik. Łokieć bolał ją przez kilka dni.
– Nie widzą problemu, abym od przyszłego semestru przeszła na zaoczne. Muszę tylko donieść jedne papiery i zapłacić czesne – odparła Doma, poprawiając kilka wywróconych książek o astrologii.
Karolina oparła się o półki tuż obok przyjaciółki. Milczała, wpatrując się w kobietę. Doma spojrzała na Karo, przyglądając się jej.
– A ty co? Już tęsknisz za naszymi pogaduszkami u Jacińskiego? – zapytała Domasława, przyglądając się kilku książkom. Nie wiedziała jak chiromancja wylądowała obok astrologii. Pewnie jacyś klienci je przestawi, byle gdzie.
– Kto będzie ze mną obgadywał tego starucha? Tak przynudza, że zasnąć można – skarżyła się Karo, lekko marszcząc brwi.
– Niby historia psychologii jest ważna, ale chyba można to lepiej przekazać niż wyświetlać slajdy z masą tekstu – Doma przełożyła książki z chiromancji na właściwą półkę.
– I ten jego monotonny głos jak czyta – Karo wywróciła oczami, lekko przekrzywiając głowę.
– Zamiast słuchać białego szumu, można puszczać wykłady Jacińskiego.
– Problem z bezsennością od razu by zniknął!
Kobiety roześmiały się. Karo zerknęła na szeroko uśmiechniętą Domę, która z tego śmiechu musiała wycierać kilka łez. Naprawdę za tym tęskniła. Za tym spokojem jaki bije od Domy i pełnym życia uśmiechu. Wróciło do niej życie. Karolina była naprawdę szczęśliwa, że jej przyjaciółce wreszcie udało się uporać z żałobą. Rozumiała, że to może zająć dużo czasu, ale serce ją bolało jak jej przyjaciółka zatracała się w tym. Nie obchodziło ją co stało się dwa tygodnie temu, gdy Doma do niej nagle zadzwoniła z nowiną, że otwiera ponownie sklep ezoteryczny. Miała mnóstwo pytać o to jak nagle nastawienie jej przyjaciółki się zmieniło. Jednego dnia snuje się jak duch, nie chcąc nawet podejmować tematów związanych z jej matką, a drugiego przedstawia swój plan ulepszenia sklepu. Początkowo ją to przeraziło, że jest to jakaś nowa próba ignorowania żałoby. Wszelkie jej wątpliwości zniknęły, gdy zobaczyła z jaką determinacją i iskrą w oku Doma opowiada. Zauważyła, że wróciła jej Doma, żywiołowa i pełna werwy. Cokolwiek się wtedy stało, nie musiała wiedzieć co, bo Domasława odżyła.
Wpatrywała się przez chwilę w przyjaciółkę.
– Widzisz? I jak ja mam sobie bez ciebie poradzić? – żaliła się dalej Karolina, przytulając się do ramienia Domy.
– Jakoś dasz radę – powiedziała Domasława, odwzajemniając uścisk przyjaciółki. – Masz jeszcze Adama
– Nie jest zapisany na ten moduł
– Ale i tak go tam zaciągniesz, byle by nie siedzieć samej – droczyła się Doma, a Karo tylko przytaknęła. Już upewniła się, że Adam ma wtedy okienko.
Domasława dalej rozmawiała z przyjaciółką o studiach. Sprawiało jej to ogromną radość, móc porozmawiać i cieszyć się bez poczucia winy. A przynajmniej nie tak dużego jak było to na początku. Dalej miała takie dziwne kłucie w piersi i przypominała sobie o matce, ale jakoś teraz było to mniejsze. Od tamtego dnia w szpitalu jakoś wszystko się układało i uspokajało. Nie tylko w życiu prywatnym Domy, ale też z covenem. Postanowiła wznowić swoje nauki, z czego Pani Maria była bardzo zadowolona. Przyjęła ją z otwartymi ramionami, chociaż Doma spodziewała się paru nieprzyjemnych sytuacji z innymi wiedźmami czy czarownikami. Może i współczuli jej straty matki, ale odeszła. Takich rzeczy łatwo się nie zapomina.
Przynajmniej Pani Maria i inni przywódcy covenu, byli wobec niej łaskawi za, jak to określili, “arogancką wendettę narażając przy tym innych magicznych”. Domasława musiała pamiętać, aby jakoś odwdzięczyć się pani Marii za wstawiennictwo i przynieść jej kilka paczek herbaty. Chociaż pewnie udzielenie informacji o tajemniczym magu i przekazanie szkatuły też miało wpływ na wymiar jej kary.
Musiała tylko pomagać w drobnych pracach w covenie za darmo. Takie prace społeczne dla dobra magicznej społeczności. Robienie za kuriera, negocjacje z bestiami, czy wypędzanie niegroźnych duchów na terenie kraju jak i wiele innych. Głównie zadania jakich nikt nie chce się podjąć, bo są upierdliwe.
Rozmowę kobiet przerwał dzwonek do drzwi. Do sklepu weszła para klientów, z zaciekawieniem rozglądających się po wnętrzu. Widać było, że pierwszy raz byli w takim miejscu. Bacznie przyglądali się kamieniom i amuletom. Czarnowłosa kobieta wciąż trzymając swojego partnera za rękę, pociągnęła go w stronę agatów.
Domasława bacznie przyjrzała się klientom. Poczuła jak jej żołądek się skręca. Powinna już się przyzwyczaić, że jej Dola wręcz uwielbia rzucać jej kłody pod nogi. Wzięła głęboki wdech, starając się stłumić do uczucie. Musiała zając się klientami.
– Witam państwa. W czym mogę pomóc? – zapytała Doma, podchodząc na tyle pewnie na ile mogła.
Para spojrzała po sobie, zastanawiając się. Weszli do tego sklepu, spontanicznie. To on chciał tu wejść, jakby coś kazało mu tu zajrzeć. Nie miał konkretnego zamysłu, co chce kupić, czy w ogóle cokolwiek chce kupić. Po prostu nie mógł się powstrzymać.
– Myślę, że mogłaby nam Pani pomóc – pierwsza odezwała się jego partnerka, przerywając ciszę. Domasława przyglądała im. Miała nadzieję, że nie widać jej zdenerwowania. Patrzenie na Cienia, a raczej Michała bez tych tatuaży było naprawdę dziwne. – Słyszałam, że kamienie mają określone znaczenie i są czymś w rodzaju pewnych życzeń. Tylko, że nie wiemy na jaki się zdecydować…
– Tak, każdy kamień ma wyjątkowe znaczenie. Jeśli chcą wybrać państwo jakiś szczególny, może opowiecie o swoich oczekiwaniach albo o ważnym wydarzeniu jaki ma symbolizować. Może to się okazać pomocne w wyborze – zaproponowała Domasława.
– Prawda jest taka, że niedawno wyszedłem ze szpitala – zaczął niepewnie mężczyzna. Opowiadanie całej jego historii, jego niespodziewane wybudzenie się z prawie rocznej śpiączki i bardzo szybki powrót do zdrowia raczej nie interesował sklepikarki. – Chyba szukalibyśmy czegoś co symbolizowałoby naszą miłość i ponowne spotkanie.
– Rozumiem, poszukam czegoś. Może się państwo rozejrzą i coś jeszcze przykuje państwa wzrok. Proponuję naszą nową herbatę z owoców jarzębiny, kwiatu lipy i czarnego bzu. Idealna na jesień – zaproponowała Domasława, uśmiechając się delikatnie.
Wanda, jak zapamiętała Doma, z entuzjazmem ruszyła w stronę wystawy z herbatami. Domasława miała już na oku kilka kamieni.
– Woleliby państwo same kamienie, czy może naszyjniki? Mamy też zaprzyjaźnionego jubilera i kamienie można dodać do pierścionków albo bransoletek – przerwała ciszę Domasława. To, że Michał ją obserwował wprawiało ją w lekkie zakłopotanie. Nie może jej pamiętać, prawda?
Pytanie sklepikarki wyrwało mężczyznę z zamyślenia. Czuł się bardzo nieswojo. Ten sklep wydawał mu się znajomy. Jakby tu już kiedyś był i to kilka razy, chociaż był pewien, że nigdy wcześniej nie wszedł do tego sklepu. Nigdy nie interesowała go magia, czy ezoteryka. Zwykle trenowali z Wandą w pobliskim parku, ale nie odwiedzili wcześniej tego miejsca. Sklepikarkę również zdawało mu się skądś kojarzyć.
– Nie wiem – przyznał zakłopotany Michał. – Chyba pierścionki byłyby najlepsze.
Domasława pokiwała głową, przyglądając się mniejszym kamieniom, notując w pamięci, aby dać klientom wizytówkę jubilera. Kątem oka Doma zauważyła, jak Karo prowadzi ożywioną dyskusję z Wandą na temat ulubionych herbat. Klientka miała już w rękach trzy rodzaje herbat. Może powinna zastanowić się nad zatrudnieniem Karoliny do robienia reklam z jej herbatą.
– Przepraszam, ale może to dziwne pytanie. Ale czy my się wcześniej nie spotkaliśmy? – zapytał cichszym głosem mężczyzna, nie potrafiąc spojrzeć na kobietę. Wiedział jak to kiepsko brzmiało. – To nie tak, że ja panią podrywam, ale bardzo mnie to dręczy.
Domasława zamarła na moment. Zimny dreszcz przebiegł jej po karku. Czyli jednak coś mu w głowie świtało. Zdawał sie niepewny i zdezorientowany. Może pamiętał niektóre rzeczy jako pewne urywki albo sny. Chociaż to nie miało znaczenia. Cienia już nie było.
– Raczej nie – powiedziała spokojnie Domasława, odwracając się w stronę klienta. – Może się gdzieś minęliśmy. W końcu to miasto nie jest takie duże. Do tego jeszcze to miejsce. Niektórzy klienci mają wrażenie jakby tu kiedyś byli, a tak naprawdę odwiedzili go pierwszy raz. Tu po prostu panuje taka atmosfera.
Michał przyglądał się kobiecie. Miał wrażenie, że jest idiotą. Musiała mieć rację. Może zobaczyli się gdzieś. Może w jakimś spożywczym albo w pobliskim parku i dopiero teraz ją skojarzył. W tym sklepie też panuje taka domowa atmosfera. Pewnie przez to wydawała mu się znajoma.
– Michał, zobacz jakie mam herbaty – powiedziała Wanda, wręczając swojemu partnerowi chyba z pięć woreczków z herbatami. – Ta podobno pomaga na sen. Melisa z rumiankiem i miętą pieprzową. Ta miła dziewczyna mi ją poleciła, gdy powiedziałam, że masz problemy z zasypianiem.
– Nie ma za co – powiedziała Karolina z uśmiechem, opierając się o Domę. Kobieta była lekko zirytowana, że robi za podpórkę, ale nie chciała narzekać przy klientach. – Tutaj nie ma złych herbat. Każda z nich jest genialna.
– A wy wybraliście już coś? – zapytała Wanda.
Michał nie bardzo zastanawiał się nad kamieniami, przez co było mu teraz głupio.
– Tak. Myślę, że będzie do państwa pasować rodonit – Prezentując parze dwa niewielkie różowe kamienie. Oboje przyjrzeli się im z zainteresowaniem.
– Prześliczny – powiedziała cicho Wanda, bardziej do siebie niż do Domy. Michał uśmiechnął się delikatnie, przyglądając się zafascynowanej partnerce.
– Jest to kamień wsparcia. Rodonit zwiększa poczucie pewności siebie oraz miłości po bolesnych zdarzeniach – oznajmiła Domasława, wręczając mężczyźnie obydwa kamienie.
Wanda spojrzała na swojego narzeczonego. Kamienie pasowały do nich idealnie, chociaż wiedziała, że większość z tego co mówi kobieta to nie tyle bzdury, a dawne wierzenia. Wątpiła, aby kamienie mogły wzmocnić miłość, ale mogły stać się pewnym symbolem. Widziała jak Michał się im przygląda i starczyło ich jedno spojrzenie, aby wiedziała, że jemu też się podobają.
Para od razu zdecydowała się na kupno kamieni oraz herbat. Dostali też namiary na jubilera, aby przerobić kamienie na pierścionki. Wanda miała pomysł, aby dodać rodonit do ich obrączek. Oboje wyszli opuścili sklep pełni satysfakcji z zakupu. Michał jeszcze odwrócił się w stronę sklepikarki.
Może i miała rację, że zobaczyli się gdzieś przelotnie na mieście. Chociaż zastanawiała go inna kwestia. To zdenerwowanie, które tak bardzo starała się ukryć, gdy z nim rozmawiała. Nie mogło mu to wyjść z głowy, ale co mógł zrobić?
Doma mogła się stresować wieloma rzeczami. Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie. Ta myśl uderzyła go jak grom. Skąd znał jej imię? Dlaczego sądził, że to jest jej imię, skoro jej nie znał?
– Michał, wszystko w porządku? – z zamyślenia wyrwał go głos Wandy. Przyglądała mu się. Widział na jej twarzy wymalowany lęk. Nie powinien o tym rozmyślać, nie chciał jej dłużej martwić.
– Tak, skarbie. Tylko się zamyśliłem – powiedział spokojnie, całując swoją narzeczoną w czoło.
Nie będzie jej więcej martwić. Postanowił mężczyzna, tłumiąc w sobie to dziwne uczucie, które dręczyło go od kiedy się przebudził. Miał wrażenie jakby ktoś mu coś zabrał. Jakby jakaś część jego zniknęła. Zignorował to uczucie, uznając, że to pewnie normalne po rocznej śpiączce. Wiele rzeczy się zmieniło, gdy spał i musi się do nich na nowo przyzwyczaić. Próbował sobie wmawiać, że wszystko będzie jak dawniej. Nie ważne jak głośno odzywał się jego instynkt, że kobieta ze sklepu ukrywała coś ważnego.
Koniec części pierwszej.