DodoDan: od jak dawna zajmujesz się charakteryzacją?
Małgorzata Mięsiak: To będzie trzeci rok tak na poważnie. Kiedy używam profesjonalnych produktów, ale czwarty ogólnie, bo pierwszy rok było to po prostu próbowanie. Do końca nie mogłabym nazwać tego charakteryzacją.
DD: Charakteryzacja to takie dość nietypowe hobby. Skąd wzięło się zainteresowanie charakteryzacją?
MM: Zaczęło się od tego, że przeglądałam Youtube totalnie znudzona i zostało mi polecony jakiś prosty makijaż. Myślę sobie czemu, by nie spróbować. Na początku nie wychodziło to dobrze, bo nie miałam np. farb do ciała i używałam farb normalnych do malowania na płótnie. Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od nudy. Po prostu zobaczyłam, że to jest fajne i warto spróbować. No i jakoś tak mi zostało.
DD: Ciekawe. Czy był jakiś impuls, który sprawił, że postanowiłaś zająć się tym profesjonalnie?
MM: Takim impulsem Pyrkon, konwent fantastyki. Uznałam, że chciałabym się jakoś tam pokazać. Wpadłam na jeden, gdzie dziewczyna robiła taką maskę lalki z lateksu. Uznałam, że to jest to, co ja chcę zrobić. Od razu skoczyłam na głęboką wodę, bo trzeba było kupić lateks, farby.
To były dwa tygodnie siedzenia i robienia protetyków. Na moim drugim Pyrkonie pojawiłam się w tej masce. Już podczas procesu tworzenia wiedziałam, że chcę to robić. Pomimo tego, że dwa tygodnie spędziłam na przygotowaniach, na malowaniu, że wydałam naprawdę dużo pieniędzy. Jednak produkty są drogie to jaką ja później czułam satysfakcję, jaką radość zrobiłam ludziom, którzy mnie widzieli oraz jak ja potrafiłam się przy tym wyciszyć. To było takie to jest to. Ja chcę to robić.
DD: To naprawdę fajny sposób odnalezienia swojej pasji. Prowadzisz fanpage’a. Dlaczego akurat ChoraMakeUp?
MM: Nie ma pojęcia. Może to przez moich znajomych bo jestem dosyć głośną osobą, żywą i bardzo często moje znajome mówią mnie, że jestem chora. Na początku byłam skupiona bardziej na charakteryzacjach dosyć krwawych, przerażających. Dopiero po czasie zaczęłam próbować też czegoś innego i tak mi się skojarzył, że w sumie chora pasuje. Dodatkowo, żeby było wiadomo czym się zajmuje dodałam makeup.
DD: W sumie ciekawa historia powstania nazwy. Czy przez te cztery lata uczęszczałaś na jakieś kursy makijażu, charakteryzacji?
MM: Nie, jestem totalnym samoukiem. Nie miałam nawet żadnych umiejętności plastycznych. Narysowanie zwykłego ludzika było dla mnie wyzwaniem. Samo posługiwanie się pędzlem było dla mnie ciężkie. Spędziłam naprawdę masę godzin, żeby narysować cokolwiek na twarzy. To było dla mnie wielkim wyzwaniem.
Nigdy nawet sobie nie pomyślałam, że mogą być jakieś kursy. Po prostu wszystko było metodą prób i błędów. Uczyłam się bardzo dużo z filmików i ze zdjęć.
Nigdy tak naprawdę nie byłam na żadnym kursie.
DD: Czy zastanawiałaś się teraz nad jakimiś kursami, żeby się jeszcze szkolić?
MM: Jakoś nie ciągnie mnie do kursów, czy szkoleń. Na pewno chciałabym pójść później do szkoły, na studia, które będą związane z charakteryzacją.
DD: Czym inspirujesz się w swoich pracach? Czy inspirujesz się pracami innych charakteryzatorów? Czy może jakimiś filmami, zdjęciami?
MM: Tak naprawdę wszystko jest moją inspiracją. Miałam kiedyś taki cykl o fobiach. Na początku zainspirował mnie do tego jeden filmik, gdzie dziewczyna robiła wielkiego pająka na twarzy. Nazwała to arachnofobia. Uznałam, że też to zrobię, ale nie chcę kończyć na tym. Później zaczęłam wyszukiwać różne fobie i zastanawiałam się jak mogę je pokazać. Później miałam podobny cykl, ale z różnymi uzależnieniami.
Wszystko, co zobaczę, przeczytałam. Czasem nawet po prostu słucham muzyki, czy usiądę przed lustrem. I mam już pewien zamysł. Gra fajna muzyka i w mojej głowie po prostu pojawia się projekt. Czasem mam ogromną blokadę. Mogę siedzieć godzinami przed lustrem. Patrzeć na swoją twarz. Próbuję to sobie zwizualizować na rysunkach. Nic mi nie chcę wyjść, a czasem naprawdę wystarczy jeden moment i wiem, co chcę stworzyć.
DD: A jak radzisz sobie z taką blokadą twórczą? Gdy przez pewien czas po prostu nie możesz nic stworzyć, nie wychodzi jak chcesz?
MM: Czasem próbuje na siłę coś zrobić. Siedzę przed lustrem i próbuję tak długo, aż mi nie wyjdzie. Czasem po prostu odpuszczam. Wiem, że po prostu nie warto, bo i tak nic z tego nie wyjdzie. Czasami lepiej zrobić sobie przerwę niż zniechęcić się ciągłymi porażkami. Przeważnie wtedy oddaje się swoim innym pasjom. Po tygodniu, dwóch znowu próbuję i mam nową energię do tworzenia.
DD: Czy potrafisz określić ile czasu mniej więcej zajmuje ci jedna charakteryzacja?
MM: Wszystko zależy tak naprawdę jak bardzo skomplikowana jest charakteryzacja. Najprostszą charakteryzacją jest nakładanie protetyków, bo to tak naprawdę wystarczy je przykleić do twarzy i pomalować, żeby wtapiały się w skórę.
Najbardziej czasochłonne charakteryzacje to takie, gdzie coś się rysuje. Gdy muszę skupić się nad jakimiś szczegółami charakteryzacji. Taka charakteryzacja z protetykiem, jakieś cięcia mocno krwawe zajmują mi od godziny do takich dwóch maksymalnie.
Ale nad takimi gdzie coś rysuje, maluje potrafię spędzić nawet do czterech godzin. Rekord to 4 godziny nad jedną charakteryzacją.
DD: A czy potrafiłabyś powiedzieć, która z tych charakteryzacji jakie wykonałaś była najtrudniejsza? Stanowiła takie wyzwanie dla ciebie.
MM: Jedną z trudniejszych na pewno była ostatnia charakteryzacji. Nie ma jej nigdzie na moim profilu, ale wysłałam ją na mistrzostwa. Niestety nie dostałam się, ale właśnie ona zajęła mi cztery godziny. Najtrudniejsze było, że musiałam zadbać, żeby cała moja twarz wyglądała tak jak iluzja optyczna. To było naprawdę ciężkie, bo musiałam zadbać, żeby wszystko było na swoim miejscu. Wszystko musiało być równo, bo wystarczyło jedno jakieś odchylenie, jedna źle postawiona kreska i cały efekt zniszczony. Wielokrotnie coś tam domalowywałam, czy zmazywałam. Raz musiałam zmazać pół twarzy i zacząć od nowa.
A drugą taką trudniejszą charakteryzacją był modelek na moich ustach. Po prostu było czasochłonne i musiałam zadbać, żeby to nie było brudne. Co chwilę musiałam czyścić pędzle, nakładać odpowiednią ilość cieni, a później jeszcze dodać kontury. To było trudne dlatego, że to nie mogło być brudne, żeby było estetyczne.
DD: Co bliscy pomyśleli, gdy zaczęłaś się interesować charakteryzacją?
MM: Moja mama była jak „skąd ty wzięłaś taki pomysł?”. Ale za każdym razem jak to idę do niej, to po prostu jest takie „Wow, jak Ty to zrobiłaś?”. Naprawdę jest zachwycona. Sądzę, że nie ważne, co bym robiła i tak byłaby zachwycona. Dlatego, że mam swoją pasję. Ale cieszy się, że uwalniam swoją kreatywność w ten sposób. Z każdym moim sukcesem jest tak, że „ty sama do tego doszłaś i nikt ci z tym nie pomagał”.
Reszta mojej rodziny też jest zachwycona, że ja sama to wszystko robię. Usiądę i namaluję coś. Na początku też nie wiedzieli o co w tym chodzi. Ale przez te trzy lata przyzwyczaili się do moich dziwactw. Tego, że przychodzę do nich pomalowana z rozszarpaną buzią. To pomimo, że czasem są przerażeni i obrzydzeni, to naprawdę mnie podziwiają.
DD: To bardzo fajnie, że masz zrozumienie w swoim środowisku. Czy jest jakaś charakteryzacja, która najbardziej zaskoczyła twoich rodziców?
MM: Sądzę że moją mamę najbardziej zaskakuje zawsze charakteryzacjami mocno krwawymi albo jak robię protetyki na całą twarz. Po prostu kompletnie się zmieniam. Moja mama wtedy „Jak ty w tym widzisz, jak tym oddychać, jak ty w tym będziesz jeść?”. Ale też jest zawsze przerażona, bo to ona mówi, że „Gosia idź stąd, bo ja naprawdę zmotywuje. Ty mnie przerażasz.” Bardzo lubię też jak przyjeżdża np moja ciocia, która na co dzień się nie styka z moimi charakteryzacjami. Ona potrafi tak się przerazić, że zamyka oczy. Nie może na mnie patrzeć.
Zadziwiają je też ładne charakteryzacje, ale bardziej to, że dużo nad tym siedziałam i jest taki efekt. Myślę, że wszyscy są raczej zwolennikami moich krwawych charakteryzacji.
DD: Takiego rodzaju charakteryzacje na pewno przyciągają. Co o twoim hobby myślą przyjaciele?
MM: Moje dwie przyjaciółki były przy mnie jak zaczynałam i bardzo mnie wspierały. Nieważne jaka praca, zawsze starają się znaleźć plusy. Przeważnie im się po prostu podoba. Mówią, że to jest super, ale jak mam gorszy dzień i jakąś gorszą charakteryzację. Pytam się ich o zdanie to potrafią po prostu pokazać, co jest dobre, a co można zmienić.
Bardzo często też mi pomagają np. w wyborach zdjęć, które lepiej wstawić. One są po prostu cudowne. Wszyscy ludzie mnie wspierają. To jest niesamowite. Nigdy nie sądziłam, że będę miała takie poparcie w czymś co robię. Nie tylko od strony rodziny.
DD: To bardzo fajnie, że masz takie wsparcie, bo to pomaga się rozwijać.
MM: Bardzo często jak mam jakiś dołek jak mam ochotę to wszystko rzucić. To one mówią „Przestań się wygłupiać, przecież jesteś wspaniała. Teraz nie wyszło. Ale wiemy, że następnym razem będzie lepiej”. One po prostu mnie napędzają.
DD: To bardzo dobrze. A czy twoje przyjaciółki mają jakąś ulubioną charakteryzacje?
MM: Z tego co pamiętam jedna z ich ulubionych to była taka z kwiatami. To była fobia przed kwiatami. Bardzo ją uwielbiają. Na pewno lalka im się spodobała. I ostatnio robiłam dosyć prostą charakteryzację z nitkami mi na twarzy na międzynarodowy konkurs. Były zachwycone, że to było takie proste, a efekt był naprawdę ładny.
DD: A twoja ulubiona charakteryzacji? Czy jesteś zdolna powiedzieć, że masz ulubioną charakteryzację?
MM: Najważniejszą dla mnie charakteryzacją jest moja lalka, ponieważ od niej wszystko się zaczęło. To ona zebrała pierwsze nagrody na konkursach. Pomogła mi też poradzić sobie z moimi demonami. Była dla mnie bardzo terapeutyczna. Drugą moją ulubioną charakteryzacji jest właśnie motylek. Bardzo miło mi się nad tym pracowało. To była też taka pierwsza moja inna charakteryzacji, w kto której nie używam krwi lub lateksu. To było po prostu narysowane, ale bardzo efektowne.
DD: Jeśli można spytać, dlaczego mówisz, że lalka była terapeutyczna?
MM: To jest akurat cięższy temat. Przez rok tkwiła w bardzo toksycznym związku przez, który później miałam dużo problemów i nadal się z nimi boryka. Jak mówiłam charakteryzacja pomaga mi się wyciszyć, a maska była po prostu uosobieniem moich problemów, mojej depresji. Chciałam pokazać, że nosimy maski. Nigdy nie wiemy tak naprawdę co się dzieje z drugim człowiekiem. Lalka miała swój wernisaż.
Ona po prostu pokazała mi, że mam coś w czym jestem dobra. Mam coś w czym się spełniam. Nikt mi tego nie odbierze. Pomimo, że naprawdę miałam dosyć sporo problemów. To było coś, co było tylko moje. Nikt nie mógł tego zabrać. Nikt mi nie miał prawa powiedzieć, że to nie jest dla mnie. Kiedy naprawdę było źle, po prostu uciekałam do charakteryzacji.
DD: Widać że dużo ci dała. Wspominałaś już wcześniej o konkursie międzynarodowym. Dowiedziałam się, że zajęłaś pierwsze miejsce w zeszłorocznym konkursie Ogólnopolskie Mistrzostwa Charakteryzacji Junior. Mogłabyś opowieść o tym coś?
MM: Aktualnie jestem uczestniczką międzynarodowego konkursu kreatywnego. Dzisiaj wstawiam kolejną pracę. To było dla mnie wielkim zaskoczeniem, że udało mi się dostać.
Rok temu z tymi mistrzostwami było naprawdę zabawna historia. Dowiedziałam się o nich dwa tygodnie przed terminem zakończenia przyjmowania zgłoszeń. Naprawdę chciałam coś stworzyć. Chciałam sprawdzić siebie. Pierwszy raz otworzono też zgłoszenia Junior. Brałam udział wtedy w juniorach. Uznałam, że chcę coś zrobić. Na mistrzostwa trzeba przygotować nie tylko charakteryzację, ale strój oraz przygotować jakąś fryzurę.
Tematem przewodnim był karnawał, więc skupiłem się na karnawale Rio. Cekiny, kolory, pióra. Niestety mi to nie wychodziło. Uznałam, że to nie mój czas. Rzuciłam to.
Wtedy miałam też bardzo dużego doła, ale nie potrafiłam nic stworzyć. Poczułam się wtedy okropnie, ale sobie przypomniałam, że jest karnawał w Wenecji, który jest przy okazji moim ukochanym. Nie wiem, dlaczego od początku nie wpadłam na niego. Strój miałam tak naprawdę już gotowy, bo poza charakteryzacją trochę bawię się w cosplay, więc uznałam, że czemu nie. Stworzyłam tak naprawdę charakteryzację bazującą na masce. Dałam trochę brokatu, trochę świecidełek. Mówię sobie, „OK coś stworzyłam. Nie jest to najgorsze.”
Nie jest to też moja najlepsza charakteryzacji, ale uznałam, że zrobiłam ją sama w bardzo krótkim czasie, więc dlaczego by nie spróbować. O tym, że się dostałam dowiedziałam się na szkolnej wycieczce. Tak głośno zaczęłam krzyczeć i płakać razem z przyjaciółką, że nauczyciele nie wiedzieli co się dzieje. Całe szczęście, że mam rodzinę we Wrocławiu, bo musiałam z Malborka przyjechać do Wrocławia. Tak naprawdę w kilka dni. W jeden dzień wróciłam z wycieczki i od razu było opakowanie na mistrzostwa. Nie miałam nigdzie noclegu, więc ratunkiem byli właśnie ciocia i wujek.
Byłam tak zestresowana, że nie mogłam zasnąć. Następnego dnia po prostu jak tylko przyszłam, to cała się trzęsłam. Dobrze, że ze mną był mój chłopak, bo po prostu sama bym tam nie trafiła. Modelkę też udało mi się na ostatnią chwilę zdobyć. Ona była dwa czy trzy dni przed mistrzostwami, że powiedziała „Wiedziałam że szukasz modelki. Ja bym była chętna”. Wszystko już się idealnie ułożyło.
Jurorzy byli tam cudownie. Chyba to oni mnie najbardziej uspokajali. Chociaż zestresowali mnie też. Często do mnie podchodzili. Za każdym razem jak ktoś do mnie podszedł, to byłam jak „Boże coś zaczną pytać. Za chwilę mi coś wytkną”. Ale byli cudownie. Spytali skąd np. inspiracja albo, że bardzo ciekawy sposób na użycie czegoś. Jedna jurorka robiła np. sobie zdjęcie z moją pluszową alpaką, która ze mną pojechała. To skradło moje serce. Później strasznie się stresowałam, bo też bardzo długo im zajmowała narada. Zdecydowanie, która charakteryzacja powinna wygrać.
Nie mogłam usiedzieć. Ciągle się trzęsłam. Kiedy usłyszałam, że zwyciężczynią jestem ja. To pierwsze, co krzyknęłam. Wszyscy to usłyszeli. Byłam zaskoczona, że poszłam jakąś drogą naokoło. Zamiast iść prosto przed siebie, to jakoś przechodziłam między ludźmi. Nagle gdy dostałam dyplom, dostałam pełną paczkę z kosmetykami, masę torebek. Nie byłam w stanie tego unieść. Zawołałam swoją, modelkę żeby mi pomogła. Byłam w tak ciężkim szoku, że nawet jurorzy to zauważyli. To było bardzo budujące dla mnie, że mogę coś osiągnąć. To też sprawiło, że mam większą pewność co do swoich prac. Teraz na konkursach jak widzę swoich przeciwników, że tak powiem, którzy stawiają swoje prace. Miałam takie okresy też jestem dobra. Oni tylko używali innych metod albo mieli inne pomysły. Zawsze muszę też pamiętać, że nigdy nie wiadomo jakimi kryteriami są oceniana prace.
Wielokrotnie byłam po prostu zaskakiwana. Wybrali mnie, a nie kogoś lepszego. Wiem też, że raz się przegrywa raz się wygrywa. W tym roku nie udało mi się dostać do mistrzostw charakteryzacji. Już akurat senior. To nie znaczy, że jestem gorsza. Widziałam pracę podobną do swojej tylko miała trochę więcej szczegółów. Jeszcze bardziej dopracowany strój od mojego. Mówię sobie, że za rok są kolejne mistrzostwa. Za rok też mogę spróbować. Każdy konkurs, kolejne zgłoszenie przekonuje mnie o tym, że nie jestem jeszcze najlepsza, ale nie jestem najgorsza. Nie warto się tym załamywać.
DD: Bardzo dobre nastawienie. Tak naprawdę, że są to dla ciebie wyzwania, a nie przeszkoda. Po prostu dalej się rozwijasz, a nie stoisz w miejscu. Tak na zakończenie obserwuję też twojego Instagrama. Ostatnio pochwaliłaś się tym, że skończyłaś pisać książkę. Może coś o tym opowiesz?
MM: Aktualnie książka jest u betareaderów. Czekam na informację zwrotną o niej. Wtedy będę mogła nanieść ostatnie poprawki i będę wysyłać do wydawnictw. Pisanie jest moją pasją. Jeszcze dłuższą od charakteryzacji.
Pisaniem zajmuje się od czwartej klasy podstawówki. To też jest moja pasja. Bardzo terapeutyczna, ponieważ niestety w podstawówce byłam trochę takim kozłem ofiarnym mojej klasy. Bardzo często nikt ze mną nie gadał. Jak czułam się gorzej to pisałam. Wtedy mogłam się przenieść do swojego świata. Wtedy byłam kimś innym, kim chcę zostać. Zawsze też było takim moim marzeniem, żeby napisać książkę.
Miałam wiele podejść do tego. Stworzyłem wiele uniwersum.
Najpierw bazowałam na pisaniu fan fiction. Później zaczęłam tworzyć coś swojego, ale nigdy nie potrafiłam stworzyć czegoś co miałam więcej niż dziesięć stron. Do napisania książki przekonał mnie inny autor. Krzysztof Piersa, który pokazał, że możesz to zrobić. On mówił, że napisał książkę. Żyje z pisania i ja chcę być jak ten człowiek. Ja chcę też napisać książkę. Chce pokazać ludziom, że mogą spełniać swoje marzenia. Samo takie stworzenie swojej społeczności mnie do tego przekonuje. Samo to, że ja dałam radę napisać książkę, która ma ponad 400 tysięcy znaków. To jest jakieś ponad 300 stron.
Ja to napisałam sama w mniej niż rok. Ja dałam radę. To było po prostu moje spełnienie marzeń jak postawiłam ostatnią kropkę. To zaczęłam płakać, bo zrobiłam to. Wiem, że jeszcze nie jest czas na świętowanie. Dopiero kiedy któreś z wydawnictw powie „bierzemy to” jest pora na otwarcie szampana. Ale jestem z siebie niesamowicie dumna. Co do książki będzie opowiadać o pani doktor Adelide Covah. Mojej ukochanej postaci, która po prostu tylko czekała, żeby gdzieś wcisnąć się.
Wyjeżdża ze swojej małej wioski do stolicy, żeby walczyć z nieznaną dotąd ludzkości zarazą. Nie, nie inspirowałam się koronawirusem. Zaczęłam pisać pod koniec września i jak wybuchła ta cała pandemia mówię „O mój Boże, dlaczego?”.
DD: Ironia losu.
MM: Dokładnie. Jest to fantastyka, ponieważ później pojawiają się dużo magii, dużo zagadek.
Nie chcę zdradzać więcej. Boję się, że coś zaspojleruję. Ale też bardzo dużo tworzę na Wattpad. Może nie tak dużo. Mam tam dwa opowiadania, ale też to jest coś co lubię robić, kiedy nie mam sił na charakteryzację. Idę pisać. Kiedy nie mam siły na pisanie, to do charakteryzacji. Potrafię czasem zapomnieć o śnie, żeby po prostu dłużej nad tym posiedzieć i coś stworzyć. Móc pokazać to ludziom. To jest taka często satysfakcja.
DD: To bardzo fajnie, że umiesz tak przeplatać swoje hobby. I myślę, że na tym możemy skończyć. Bardzo się cieszę się, że zgodziłaś się na wywiad. Życzę ci powodzenia z książką i na kolejnych konkursach.
MM: Bardzo dziękuję.
Wszystkie zdjęcia pochodzą od Małgorzaty Mięsiak