Site Overlay

Srebrny Zegarek

Otworzyłam klapę w suficie i rozłożyłam schody na strych. Była sobota, a ja miałam posprzątać poddasze. Myślałam, że jeśli będę to odwlekać rodzice o tym zapomną, ale myliłam się. Byli wściekli, że odkładałam to całe dwa tygodnie. Teraz nie miałam wyjścia jak tylko to zrobić, ponieważ wisiało nade mną widmo kary. Rodzice oznajmili mi, że jeśli nie posprzątam strychu do jutrzejszego wieczora to nie wyjdę z pokoju przez tydzień. Jak oni mogli mnie tak okrutnie szantażować! Byłam na nich zła, ale nie chciałam bardziej pogorszyć swojej sytuacji, więc poszłam posprzątać.

Weszłam po drabinie na zakurzony strych, będący domem obrzydliwych pająków. Zapaliłam światło. Żarówka ledwo oświetlała strych. A był środek dnia! Rozejrzałam się wokoło, dostrzegając kartony pełne różnych gratów.

– To mi zajmie cały dzień! – krzyknęłam zrezygnowana.

– Nie marudź, tylko pracuj! – usłyszałam głos ojca dochodzący z dołu.

Chciałam coś krzyknąć w odpowiedzi, ale ugryzłam się w język. Eliza, nie pogarszaj swojej sytuacji!

Postanowiłam zacząć od najgorszej roboty – od sprzątnięcia pajęczyn. Te małe, obrzydliwe potworki z włochatymi nogami i strasznymi malutkimi oczkami. Już na samą myśl o nich przechodzi mnie dreszcz. Wzięłam miotłę, która oparta była o jeden z filarów.

– Szykujcie się na wojnę, wy małe, włochate dziwolągi!

– Tylko nie zniszcz strychu! – krzyknął rozbawionym głosem ojciec. Zła zacisnęłam mocniej ręce na miotle i przypuściłam atak na pierwszego z wielu wrogów, który czai się przy starej lampie naftowej.

Delikatnie dotykałam obolałego miejsca na głowie. Pierwsza bitwa skończyła się moją porażka oraz zniszczoną lampą. Akurat musiałam zahaczyć nogą o ten głupi kabel!

Przewróciłam się, przy okazji uderzając głową o podłogę i zahaczając kijem o lampę. Czekają mnie kłopoty jak mama się dowie, że już na samym początku coś zniszczyłam.

Postanowiłam skończyć się nad sobą użalać i wrócić do sprzątania. Westchnęłam, wstając i otrzepując się z kurzu. Wzięłam moją broń, rozglądając się za moim wrogiem. Kiedy ja „przywitałam się czule ” z podłogą, pająk zdążył uciec.

Zaczęłam się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu pajęczaka. Zatrzymałam się przy stercie kartonów. Może uciekł albo go już zabiłam tym nieporadnym atakiem?

Wzruszyłam ramionami, odwracając się. I wtedy go zobaczyłam! Znajdował się tuż obok mojej twarzy! Odskoczyłam do tyłu, zamachując się miotłą. Niestety, zapomniałam o znajdujących się za mną pudłach. Wleciałam w nie przy okazji kilka zganiając.

– Gorzej już być nie może!

Rzuciłam jednym pudłem przed siebie, próbując trafić tego wkurzającego pająka! Ale nie trafiłam! Włochaty potwór wspiął się po pajęczynie i zawisł tuż przy suficie.

Wstałam zdenerwowana rozglądając się dookoła. Teraz jest tu jeszcze większy bałagan! Zirytowana postanowiłam sprawdzić stan zawartości kartonów. Były w nich stare ubrania, papiery oraz albumy. Przynajmniej nie zniszczyłam  starej porcelany mojej mamy. Ale… Obejrzałam się ze strachem na pudło, którym rzuciłam w pająka. Jak zderzył się z podłogą usłyszałam jakby coś się stłukło. Jeśli to ta porcelana to mogę zapomnieć o opuszczeniu pokoju przed emeryturą. Podeszłam do tego kartonu i go otworzyłam. Jak tylko zobaczyłam jego zawartość westchnęłam z ulgą. Żadnej porcelany, tylko ramki na zdjęcia. Ostrożnie je przeszukiwałam, aby nie poranić dłoni szkłem, aż znalazłam małe, drewniane pudełeczko.

Wyjęłam je, uważnie mu się przyglądając. Było ręcznie wyrzeźbione z kwiatowymi motywami. Brzegi oraz kwiatowe elementy zostały pozłocone. Ciekawe, co w nim jest? Moje zainteresowanie jego zawartością sięgało zenitu!

Uśmiechnęłam się mimowolne, widząc jego zawartość. W środku był zegarek kieszonkowy. Jego obudowa była cała posrebrzana oraz wskazówki. Cyferblat też się dobrze zachował, wszystkie liczby były wyraźne. Wyjęłam go delikatnie z pudełka. Przyczepiony miał do siebie krótki, srebrny łańcuszek. Odwróciłam go, aby zobaczyć co znajduję się z tyłu. Po drugiej stronie znajdował się statek, a dokładniej liniowiec z trzema pokaźnymi masztami. A na dole po prawej stronie był wygrawerowany rok – 1865.

Nie wiedziałam, że mamy w domu coś tak starego!  Czy ten zegarek pochodzi z Polski, czy Anglii? Mój tata ma angielskie korzenie. A może to jednak od rodziny mojej mamy? Wiele osób w mojej rodzinie przechowywało takie rzeczy. To dlatego mamy też limitowaną serię porcelany Rosenthala.

Ciekawi mnie czy jeszcze działa. Muszę to sprawdzić! Nakręciłam go ostrożnie, żeby sprężyna nie pękła. Wskazówki zaczęły się poruszać. Słyszałam ciche, monotonne tykanie. Zamknęłam oczy, skupiając się na tym dźwięku. Nagle poczułam jakieś dziwne uczucie. Mój oddech stawał się coraz głębszy i wolniejszy. Zdawało mi się, że moja głowa jest coraz cięższa. Owładnęła mnie senność. Zanim wpadłam w objęcia Morfeusza usłyszałam cichy szept.

– Czas się cofnie. Przeszłość, która umarła żyć znów będzie.

Podczas tego stanu, czułam jak moje ciało przechodzi dreszcz. Słońce raziło mnie po oczach, a pod sobą czułam coś miękkiego. Nadal byłam ociężała i nie miałam siły się podnieść. Poczułam delikatny wiaterek, który muskał moją twarz.

Natychmiast otworzyłam oczy, siadając. Ale to był zły pomysł. Zrobiło mi się słabo oraz miałam mroczki przed oczami. Zasłoniłam oczy dłonią, aby przyzwyczaić się do światła. Po kilku sekundach mogłam już normalnie widzieć, ale to co zobaczyłam było nieprawdopodobne. Rozejrzałam się wokoło zdziwiona. Ja byłam na jakieś polanie w lesie! Co się stało?! Usłyszałam jakiś szelest za mną. Odwróciłam się w popłochu. Strach wziął nade mną górę. Czułam łzy w oczach. A co jak to jakieś groźne zwierzę?

Odsunęłam się do tyłu, ale potknęłam się o kamień. Upadłam na ziemię. Krzaki ponownie zaszeleściły. To coś było coraz bliżej. Spanikowana zakryłam twarz rękami, szykując się na atak.

– Hej, panienko! Jest panienka cała? – usłyszałam męski głos.

Odsłoniłam twarz, patrząc w kierunku głosu. Przy krzakach stał wysoki, blond włosy mężczyzna. Wszystko byłoby normalne gdyby nie to, że nazywał mnie panienkom  i jego dziwaczny strój. Był jak nie z tej epoki. Miał na sobie długie, ciemne spodnie, które były dziwnie skrojone. Jego koszula była śnieżnobiała z pozłacanymi guzikami. Na to narzucony miał długi płaszcz. Jakby jeszcze tego było mało miał buty na obcasie! Nie miał szpilek. Nazwałabym to butami na koturnach. Kiedy nie otrzymał od mnie żadnej reakcji, postanowił podejść.

– Panience coś dolega? – Z osłupienia wyrwał mnie jego głos oraz ręka, która spoczywała na moim ramieniu.

-Tak. Znaczy, nie – byłam kompletnie zdezorientowana. Nie rozumiałam jak się tu znalazłam. Spuściłam głowę, szepcząc. – Nie wiem.

– Jeśli panience potrzebna jest pomoc, ja z chęcią pomogę – odrzekł mężczyzna. Spojrzałam na niego. Nie wyglądał na więcej niż dziewiętnaście lat.

– Pomoc akurat by mi się przyda, ale nie wiem, czy pan zdoła – oznajmiłam.

– Ale zawszę mogę spróbować – powiedział, uśmiechając się delikatnie.

Ten niewinny uśmiech wzbudził moje zaufanie. Mężczyzna wstał i po chwili podał mi rękę. Skorzystałam z niej. Nieznajomy zlustrował mnie od góry do dołu. Zrobił zdziwioną minę.

– Teraz spostrzegłem, że ma panienka dość – zawiesił głos szukając, odpowiedniego słowa. – nietypowy ubiór. Jeśli wolno spytać. Panienka nie jest stąd?

Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Ja nawet nie wiem jak się tu znalazłam. Mój rozmówca zauważył moje zmieszanie i postanowił zmienić temat. Odsunął się ode mnie, ustawiając się. Ukłonił się lekko, ujmując moją dłoń. Ucałował wierzch mojej ręki.

– Nazywam się William Wrzosowski. A panienka jak się zwie? – powiedział chłopak z uśmiechem. Czułam jak moje policzki pokryły się rumieńcem. Tak, na pewno to nie są MOJE czasy!

– Nazywam się Eliza Lisowska

William uśmiechnął się. Postanowił zaprowadzić mnie do dworku swojej kuzynki, Anny Kolarskiej.

Dwór rodziny Kolarskich był ogromny oraz bogato zdobiony. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego. Z zewnątrz pokaźnych rozmiarów budynek koloru białego z czarną dachówką. Topole oraz lipy rosły w niewielkim, lecz zadbanym ogrodzie. Niewysoki śnieżnobiały murek. W środku na kremowych ścianach wisiały liczne portery rodzinne oraz kilka obrazów wojskowych. Można powiedzieć, że jest niczym dwór Sopliców z „Pana Tadeusza”.

Znajdowałam się w bawialni. William poszedł porozmawiać z swoją kuzynką o moim problemie. Powiedziałam mu, że odłączyłam się od mojej rodziny i zgubiłam się w lesie. Usłyszałam podniesione głosy dochodzące z korytarza. W jednym z nich rozpoznałam głos Williama, a drugi to zapewne jego kuzynka Anna. Podeszłam do drzwi, przyglądając do nich ucho.

– Nie możesz sprowadzać tu dziwnych ludzi! A co jak ona jest niebezpieczna?!

– Kobieta? Kuzynko, proszę przestań tak histeryzować – usłyszałam łagodny głos Williama.

– Przyznaj się, że zainteresowała cię! – krzyknęła donośnym głosem kobieta.

– Dla mnie jest tylko kolejną zdobyczą – usłyszałam zadziorny głos Williama. Zwątpiłam. Jaką zdobyczą?! O co tu chodzi?! – A po za tym nie wyczułem w niej żadnej demonicznej aury.

– Dobrze – oznajmiła Anna.

Westchnęłam. Nie za bardzo rozumiałam przebieg tej rozmowy. O jaką aurę im chodziło? Dlaczego mieliby się mnie bać? Nic nie rozumiem. Chcę wrócić do domu. Obracałam w dłoniach zegarek. Nadal widniała na nim ta sama data. To jakiś rok po powstaniu styczniowym. Ale co ja tu robię? I ten dziwny głos.

Jak to było? Nie potrafię przypomnieć sobie tych słów. To za trudne. Jestem naprawdę zmęczona. Powieki zaczynają mi ciążyć.

Nagle drzwi się otworzyły. Szybko schowałam zegarek do kieszeni spodni. W progu stał William z jakąś niewiele starszą od niego kobietą. Odziana była w długą czerwoną suknię do ziemi. Włosy miała spięte w warkocz, przeplatany krwistoczerwoną wstążką. Do tego jest cera była strasznie blada. Wyglądała jak porcelanowa lalka.

– Ty zapewne jesteś Eliza – stwierdziła kobieta. – Mój kuzyn opowiedział mi o całym zajściu. Jako głowa rodziny Kolarskich nie mogę pozwolić, abyś w nocy błądziła po lesie albo co gorsza musiała nocować u chłopów – stwierdziła wyniośle. Chyba przez dziwność mojego stroju pomyślała, że należę do arystokracji. Ona zachowuje się strasznie snobistycznie. Jakoś jej nie polubiłam, ale nie mogę im tego pokazać. Jeszcze mnie stąd wyrzucą. Delikatnie przytaknęłam. Dziewczyna gwałtownie wstała. – Dobrze, skoro wszystko ustalone udajmy się razem na wieczerzę – oznajmiła z uśmiechem. Oboje ruszyli w stronę drzwi.

Niepewnie poszłam za nimi. Wieczerza jak to określiła Anna odbyła się w jadalni. W oknach wisiały długie, białe zasłony. Wyhaftowane były na nich przeróżne kwiatowe wzory. Na środku znajdował się duży, drewniany stół. Okryty został śnieżnobiałym obrusem ze złotymi zdobieniami na końcach. Stała na nim błyszcząca zastawa. Talerze wypełnione po brzegi świeżo przygotowanymi potrawami, że aż unosiła się z nich para. Po pomieszczeniu roznosił się zapach jagnięciny. Dopiero wtedy poczułam jaka jestem głodna.

– Czas zacząć kolację – oznajmiła Anna. Nagle usłyszałam trzask zamka. Lekko spanikowana odwróciłam się w stronę towarzyszy. Ze strachu zakryłam usta ręką, cofając się do tyłu. – Zapach jej krwi potwornie mnie podnieca, kuzynie. – odrzekła kobieta, której wygląd się zmienił.

Śnieżnobiała cera stała się niezdrowo biała, w niektórych miejscach nawet szara. Teraz dopiero można było zauważyć jaka jest chuda. Bystre oczy osadziły się głębiej w czaszce, przybierając czerwonawy odcień, a źrenice zwęziły się. Jak by tego było mało paznokcie zmieniły się w długie, ostre pazury.

– Strzyga – tylko tyle zdołałam wykrztusić.

Ten potwór był kiedyś człowiekiem, ale o dwóch sercach i duszach. Jedna z nich po śmierci trafiała do Wyraju, a druga żyła dalej. Te bestie pragnęły świeżej krwi oraz ludzkiego mięsa. Prababcia, kiedy jeszcze żyła opowiadała mi o nich.

Byłam przerażona. Czułam coś na kształt guli w gardle. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Włosy stanęły dęba, a serce waliło jak oszalałe.

– Gratuluję! – Klasnęła w dłonie strzyga. Uśmiechnęła się, eksponując przy tym dwa rzędy ostrych jak brzytwa zębów. – Aleś ty spostrzegawcza – dodała ironicznie. – Przynajmniej wie czym jestem kuzynie. Nie tak jak ostatnia – Jej wzrok skierowany był za mnie. On dotykał moich włosów. Poczułam zimny, przesiąknięty stęchlizną oddech na karku. Chciałam uciec, ale powstrzymała mnie ręka na ramieniu. Twarz napastnika zbliżyła się do mojego ucha.

– Masz rację – powiedział, zaciągając się moim zapachem. – Pachnie wyśmienicie.

Coraz ciężej mi się oddychało. Musiałam uciekać. Drzwi, którymi weszliśmy były zamknięte. Okno. Nie zdążyłabym do niego dobiec. Kątem oka dostrzegłam drugie drzwi. Mniejsze niż te poprzednie. Może prowadzą do kuchni albo jakiegoś pokoju. Nieważne! Byle jak najdalej od nich!

Gwałtownym ruchem wyrwałam się z uścisku i pobiegłam w kierunku wyjścia. Moja inicjatywa zbiła ich z tropu, ale tylko na krótką chwilę.

– Łap ją! – krzyknęła Anna, która pierwsza wyrwała się z osłupienia.

Znajdowałam się za stołem, kiedy William ruszył w moją stronę. Nie miałam czasu mu się przyjrzeć, ale jego wygląd też się zmienił. Skóra również stała się szara, a zęby wydłużyły się. Wąpierz. Gatunek wampira z mitologii słowiańskiej. Kolejny potwór z opowieści mojej prababki. Co takiego zrobiłam, że mnie to spotyka?!

Bies był coraz bliżej, a ja musiałam coś zrobić. Obok mnie była taca z gorącą herbatą. Nie zastanawiałam się długo. Przewróciłam wrzący napar na wąpierza. Prędko dotarłam do drzwi, otwierając je. Zanim się zamknęły, usłyszałam krzyk.

– Zabiję cię! – Po dworze rozległ się nienawistny krzyk Williama. Ten głos napawał mnie przerażeniem.

Znajdowałam się w niewielkim, wąskim korytarzu. To była jedyna droga ucieczki. Nie ważne dokąd prowadziła, byle jak najdalej. Po chwili jednak usłyszałam za sobą kroki. Zbliżali się. Nie odważyłam się odwrócić za siebie, a tym bardziej przystanąć. Nie chcę, żeby mnie dorwali. Ale co robić?

Nie mogę przecież biec cały czas tym korytarzem. Szybko rozejrzałam się po korytarzu. Sztylet. Nie wiele myśląc, zdjęłam go ze ściany. Srebrne bronie mogą zabijać demony. Na moich ustach pojawił się niewielki uśmieszek. Strach trochę zelżał. Nadzieja zaczęła się  rodzić w moim sercu, jednak…

– Myślisz, że tym mnie pokonasz? – usłyszałam za sobą kpiący głos Wiliama. Napięcie się odwróciłam, kurczowo trzymając przed sobą broń. Stał przede mną w pełnej okazałości. Słabe światło księżyca wpadające do korytarza, oświetlało jego twarz. Zniknął przecudny młodzieniec o nieskazitelnej cerze, a pojawił się obleśny wampir. Twarz pokryły wielkie ropne pryszcze, włosy się przerzedziły, kły wydłużyły, a oczy poczerwieniały. Do tego ten zapach. Chyba rozkładającego się ciała. Obrzydliwość. Czułam jak śniadanie podchodzi mi do gardła. – Ręce ci się tak trzęsą, że sam za chwilę ci z nich wypadnie – dodał kpiąco, robiąc krok w moją stronę.

– N-nie zbliżaj się! – rzekłam, trochę się jąkając. William spojrzał na mnie i roześmiał się.

– Ty naprawdę jesteś głupia! – powiedział, przeczesując ręką swoje pożółkłe włosy – A pomyśleć, że miałem zamiar zabić cię szybko. Ale – Wzruszył ramionami. Wypowiadając ostatnie słowo spojrzał na mnie. Przeszył mnie dreszcz. – Wyrządziłaś mi taką przykrość oblewając tym wrzątkiem. Jakoś musisz za to zapłacić – dodał, oblizując swoje kły.

Musiałam coś zrobić. On zbliżał się z tym swoim złowrogim uśmieszkiem. Bawił go mój strach. Cofnęłam się, jednak za sobą miałam ścianę. Cholera! Zaczęłam panikować!

Jednak człowiek w chwili zagrożenia, traci w pewnym sensie władzę nad swoim ciałem. Gdy zagraża nam niebezpieczeństwo, zachowujemy się jak zwierzęta w potrzasku. Do głosu docierają nasze pierwotne instynkty. Zrobimy wszystko, aby przeżyć, nie bacząc na cenę.

Kiedy od napastnika dzieliło mnie zaledwie kilka centymetrów, moje ciało jakby samo się poruszało. Wbiłam ostrze prosto w jego serce. Nie spodziewał się tego, dlatego nie bronił się. Sztylet przebił się gładko przez skórę, aż zatrzymał się. William spojrzał na mnie wyraźnie osłupiały. Z kącika jego ust poleciała cienka strużka krwi. Szybko się otrząsnął. Gwałtownie chwycił mnie za gardło, podnosząc. Czułam jak tracę grunt pod nogami. Coraz ciężej mi się oddychało, a przed oczami zaczęło robić mi się ciemno. Jednak nadal kurczowo trzymałam ostrze.

– Ty suko. Jeśli myślałaś… – nie dokończył, ponieważ zaczął kasłać krwią.

Ze strachu głębiej wpiłam sztylet. Puścił mnie. Z hukiem uderzyłam o podłogę. Łapczywie wciągałam powietrze. Mroczki zniknęły, a ja znów byłam wolna. W moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Jednak to nie była odpowiednia pora, aby się rozkleić. Zlękniona spojrzałam na Wiliama. Leżał na boku. Jego klatka piersiowa z trudem poruszała się  w górę i w dół. Na podłodze powoli rosła kałuża krwi.

Pojawiła sie szansa ucieczki. Prędko wstałam z ziemi, rozglądając się. Teraz dopiero uświadomiłam sobie, że nie było nigdzie Anny. Strzyga musiała się gdzieś ukryć i coś planować. Trzeba znaleźć jakieś spokojne miejsce i na spokojnie przemyśleć zaistniałą sytuację. Przebiegłam jeszcze kawałek korytarza. Nie słyszałam za sobą żadnych kroków. Odetchnęłam, ale na krótko.

Po chwili do moich uszu dotarł przenikliwy skowyt. Przeszły mnie dreszcze. To strzyga. Szybko się do mnie zbliżała. Nie wiele myśląc, wbiegłam do otwartego pokoju. Pobieżnie przebiegłam wzrokiem po pomieszczeniu. Biurko, łóżko, kilka półek oraz szafa.

Prędko do niej weszłam. Poniekąd ciasne przestrzenia jak na ironię, powodowały u mnie poczucie bezpieczeństwa. Kiedy tylko przymknęłam drzwiczki szafy, poczułam się lepiej. Nie była wielka, ale z podkurczonymi nogami pod brodą spokojnie się mieściłam. Miałam tylko szczerą nadzieję, że mnie nie znajdzie, a przynajmniej do czasu, aż rozpracuje ten zegarek.

Wyjęłam go z kieszeni. Wąska strużka światła wpadała do środka. Podłożyłam pod nią zegarek, uważnie go badając. Może te słowa, które usłyszałam to klucz, aby wrócić do domu? Tylko jak one brzmiały? To było coś z przeszłością, życiem i śmiercią. Jak to było?

Z zamyślenia wyrwały mnie kroki. Zbliżały się nieubłaganie. Z minuty na minutę były coraz głośniejsze. Czułam jak robi mi się gorąco. Adrenalina znowu we mnie rosła. Strach przejmował kontrolę. Chciałam wybiec z szafy, ale wtedy zdradziłabym się. Strzyga mogła nie wiedzieć, gdzie jestem.

Gorączkowo starałam przypomnieć sobie tamte słowa. Jak to było?

Usłyszałam skrzypienie drzwi. Kroki były coraz bliżej. Czas się cofnie. Nastała cisza. Przeszłość, która umarła. Nagle drzwiczki otworzyły się, a raczej zostały wyrwane z wielką siłą. Przede mną stała rozwścieczona strzyga. Chwyciła mnie za koszulkę i brutalnie wyciągnęła, rzucając na podłogę. Z hukiem uderzyłam ciałem o podłogę. Zaczęło boleć mnie ramię. Upadek trochę przytępił moje zmysły. Jednak nie miałam czasu, aby się pozbierać. Gwałtownie zostałam podniesiona za włosy do góry.

– Ty go zabiłaś! – wykrzyczała  mi prosto w twarz.

Z początku te słowa do mnie nie docierały. Ja miałam kogoś zabić? To było trudne do przetrawienia. Nawet jeśli miał być to potwór niczym z Piekła opisanego przez Dantego. Ale Anna nie pozwoliła przyswoić mi tej wiadomości. Rzuciła mną o biurko, które przez jej siłę połamało się. Leżałam ledwo przytomna w stosie drewna, a do tego zbliżała się do mnie strzyga. Gorzej już chyba być nie mogło.

Musiałam walczyć. Wzięłam do ręki kawałek ostrego drewna, jednak Anna szybko wyrwała mi je z ręki. Chwyciła mnie za ramię, boleśnie wbijając pazury. Czułam jak przebijają się przez skórę. Ciepła ciesz skapywała po pazurach na moje ubrania, wsiąkając w nie. Przeszywający ból jeszcze bardziej mnie otumaniał. Moją ostatnią nadzieją było to zdanie. Strzyga głębiej wbiła swoje pazury, delektując się cierpieniem jakie mi zadaje. Na jej rozmazanej twarzy malował się makabryczny uśmiech, a w oczach istne szaleństwo.

Mówiła coś do mnie, jednak nie potrafiłam skupić się na jej słowach. Czułam jak robię się senna. Jak to było? Czas się cofnie. Przeszłość, która umarła żyć znów będzie. Ale to raczej nie zadziała. Tu mowa o przeszłości. Jeśli chcę wrócić do domu muszę zmienić to zaklęcie.

Jęknęłam z bólu, gdy potwór, wyjął pazury z rany. Trysnęła z niej krew, która szybko wsiąkała w koszulkę, barwiąc ją.

Strzyga oblizała pazury, delektując się smakiem krwi. Po jej minie wywnioskowałam, że sprawia jej to nie małą radość.

– Teraz, zajmę się czym innym – powiedziała, patrząc w moje oczy. Z trudem łapałam oddech. To zdanie to moje wyjście. Czas pobiegnie…. – Czymś smaczniejszym – dodała przeciągle.

Po chwili poczułam paraliżujący ból w podbrzuszu. Chciałam krzyknąć, jednak głos ugrzązł mi w gardle. Przed oczami miałam tylko parszywy uśmieszek mojego oprawcy. Nie miałam czasu na myślenie. Moja świadomość powoli ulatywała. Miałam tylko jedną szansę. W ręce nadal trzymałam zegarek.

– Czas pobiegnie. Przeszłość, która odżyła znów martwą będzie – powiedziałam z trudem. W moim przełyku wzbierała krew. Otoczyła mnie ciemność. To koniec.

– Eliza! Eliza!

Ktoś krzyczał moje imię. Jakiś znajomy głos. Nic mnie nie bolało. Czy ja umarłam?

– Eliza!

Powoli otworzyłam oczy. Ujrzałam przed sobą ojca. Jak oparzona zerwałam się z kanapy. Natychmiast go przytuliłam.

– Wróciłam – powiedziałam zapłakana. Ojciec zaskoczony moją reakcją, dopiero po chwili odwzajemnił mój uścisk.

– Wow. Naprawdę musiałaś mocno uderzyć się w głowę – powiedział tata. To sen? Ojciec widząc moje zdziwienie, począł kontynuować. –  Znaleźliśmy cię z mamą, leżącą w stercie kartonów. Podczas swojej potyczki z pająkami pewnie się przewróciłaś i uderzyłaś w głowę.

Westchnęłam. To był tylko koszmar. Tylko sen, nic więcej. Czułam jak całe moje ciało powoli się rozluźnia. Oparłam się głową o ramię taty. Po chwili do salonu, weszła mama. Od razu jak mnie zobaczyła, zaczęła o wszystko wypytywać. Czy mnie głowa nie boli, czy nie mam mdłości. Na szczęście ojciec ją uspokoił.

Przez to wydarzenie rodzice odpuścili mi sprzątanie strychu. Mama zrobiła nam herbaty i zgodziła się, abyśmy zamówili pizzę na kolację.

Całkowicie wyczerpana dzisiejszym dniem. Zmęczona udałam się do łazienki. Odkręciłam kurek od wanny. Ciepła kąpiel zawsze mnie odpręża. Zdjęłam koszulkę. Ale nagle upadłam na ziemię, widząc swoje odbicie w lustrze. Po policzkach poleciały łzy.

– To nie mogło…

Na moim ciele znajdowały się okropne blizny. Jedna niewielka na ramieniu, a druga na podbrzuszu. Nagle przez umysł przeszła mi makabryczna myśl.

– Oj, kochanieńka. To jest prawda – Ten głos. Nie to nie może być możliwe! W odbiciu widziałam Annę. Nie potrafiłam nic powiedzieć, a co dopiero się ruszyć. – Tyle na ciebie czekałam – rzekła zbliżając się.

Adrenalina wzięła nade mną górę. Gwałtownie wstałam z podłogi, kierując się w stronę drzwi. Muszę ostrzec rodziców.

– Tat…! – nie dokończyłam.

Strzyga chwyciła mnie od tyłu za włosy. Pociągnęła mną. Uderzyłam głową o coś twardego. Chyba o brzeg wanny. Przed oczami zaczęło robić mi się ciemno. Potwór zbliżył się i usiadł na mnie okrakiem.

– Tyle lat czekałam, aby zemścić się za Williama – powiedziała, szczerząc się. Przejechała pazurem po bliźnie na ramieniu. Zbliżyła do mnie swoją twarz. – Nawet nie wyobrażasz sobie jaki zadam ci ból – szepnęła mi do ucha.

Anna wbiła we mnie swoje pazury. Ostatnie co usłyszałam to krzyki rodziców. Zdziwionego ojca w progu. Przerażoną matkę, która za nim stała. A potem ciemność oraz niewyobrażalny ból.

– Myślisz, że to jakiś rytuał? – zapytał młody policjant. Był posterunkowym. Dopiero zaczynał pracę w policji, a już dali mu takie zadanie.

Starszy mężczyzna, kucający nad ciałem zmasakrowanej nastolatki, nie odezwał się. Ślady wskazywały na szpony bądź jakieś ostre narzędzie.

To nie było pierwsze takie morderstwo z jakim miał do czynienia w ostatnim czasie. Ofiarami były młode dziewczyny w wieku szesnastu do dziewiętnastu lat. Wszystkie były do siebie podobne. Krótkie, czarne włosy. Ciemne oczy. Drobna postura. Była to już piąta ofiara z podobnymi obrażeniami nadkomisarza Sebastiana Nowak. Kolejna sprawa. Nic niezwykłego.

Miał już wstać i oddać zwłoki pod opiekę patologom, jednak jego wzrok przykuła zaciśnięta pięść nastolatki. Założył na rękę lateksową rękawiczkę i ostrożnie wyjął z ręki dziewczyny zakrwawiony, srebrny zegarek. Nie rozumiał dlaczego akurat to, nastolatka trzymała w ręce. Jednak jak każdą sprawę i tę też trzeba było doprowadzić do końca.

Anna siedziała w koronie wysokiego drzewa. W słabym blasku księżyca nikt jej nie widział. Podczas swojej uczty strzyga czerpała z niej wielką przyjemność. Anna oblizała się po swoich ostrych zębach, które zaledwie kilka godzin temu osiekały przepyszną krwią Elizy. Strzyga wstała, wyprostowując skrzydła. Lekki wiatr owiał jej czarne piórka. Po chwili znalazła się w powietrzu. Strzyga szukała już kolejnej ofiary. Jej głód nadal był nienasycony.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Copyright © 2024 Cień Pisarza. All Rights Reserved. | Catch Vogue by Catch Themes